czwartek, 1 maja 2008

Chelsea - Liverpool (3:2) Liga Mistrzów

Stało się jak nieskromnie zapowiadałem. Nikomu nieznany Avram Grant wciąż celuje w dublet. Jak do tego doszło? Znów dała o sobie znać słabość Beniteza, który nie odważył się zaryzykować i wpuścić Babbela wcześniej, a zostawić na boisku Torresa. Po jego zejściu tylko najwięksi optymiści mogli wierzyć w dobry wynik Liverpoolu. Ja nie wierzyłem swoim oczom, widząc schodzącego Torresa. Być może wyczerpany, być może przeraźliwie zmęczony, ale powinien grać do końca rywalizacji, gdyż jako jeden z nielicznych w Liverpoolu wyglądał na mogącego pokrzyżować szyki niebieskim. Czemu nie zaryzykował wejścia Woronina, który może nie jest graczem z najwyższej półki, ale jednak stanowił by tą sztukę więcej z przodu. Także Kuyt mógł być desygnowany wyżej, wszystko to wyglądało, że Rafa liczy na szczęście i nic więcej. W normalnym czasie gry dopisało, gdy środkowa linia Chelsea zlekceważyła Benayouna (tylko tak sobie tłumaczę, czemu nikt go przy tej szarży nie zatrzymał).
Znów w ważnym meczu zawodzi Gerrard. Oczywiście jest to gracz klasy światowej, swoje w sumie w Liverpoolu zrobił pociągając ich za uszy w finale z Milanem. Ale jako lider powinien zagrać więcej i lepiej. Już nawet nie chodzi o efekt, a względy wolicjonalne, faul, wślizg, wrzask na kumpli. Wrzutki na oślep to trochę za mało, nie zauważyłem próby ani jednego podania otwierającego. Z drugiej strony Torres zaskakująco mało aktywny, ale jednak co szło do niego to tam biegł.
Najlepszy w Liverpoolu był Kuyt, który zapewne pogrywa swe ostatnie mecze w Liverpoolu. Mało finezyjny, taki trochę jeżdziec bez głowy, ale imponuje jego siła i zangażowanie. Najgorszy Arbeloa, który był takim futbolowym Dyzmą w tym towarzystwie (oczywiście dalej to piłkarz wysokiej klasy, tyle tylko ,że na tym poziomie nie pasuje).

Jeśli chodzi o Chelsea cieszy (jako fana piłki, mniej kibica reprezentacji) forma Ballacka (z tak grającym Niemcem bez chwili zastanowienia powinno się sprzedać Lamparda), Essien chwilami grał równie dobrze jak w meczu mundialowym z Włochami, strzelona bramka majstersztyk. Drogba jest dla mnie wielką zagadką. Piłkarz-taran, ale przy tym potrafiący zagrać zaskakująco delikatnie, finezyjnie. Nadal uważam, że nie jest to ścisła czołówka światowa, gdyż gość bez podań umiera, ale postępy czyni niesamowite i to on był ojcem zwycięstwa. Joe Cole, Lampard wyraźnie bez formy, pierwszy choć coś próbował, drugi myślami daleko od meczu. Ashley Cole pokazał, że wybrany najlepszym lewym obrońcą Premiership Gael Clichy ma kilka szczebli do przeskoczenia by mu dorównać. Carvalho i Terry bez zarzutu. Makelele znów niewidoczny zupełnie, ale swoją rolę zawsze tak wykonuje. Podsumowując myślę, że Chelsea w finale upokorzy ManU. Przynajmniej taką mam nadzieję.