niedziela, 23 listopada 2008

Irlandia-Polska 2:3

Trochę spóźniony post, ale recenzje trzeba napisać, bo spośród morza słów jakie wylano w związku ze spotkaniem z Irlandią nikt się nie zająknął jak tragiczny był obraz meczu.

Rzecz tak naprawdę się sprowadza do pytania, czy wolisz by grając jak Irlandia w środę Polska przegrała mecz, czy wygrała prezentując styl ze środy? Akcji naszych orłów było dosłownie kilka, ale to nie jest najgorsze, bo spotkań, gdzie drużyna grająca w piłkę nie ma sytuacji widziałem kilkaset. Najgorszy był przebieg meczu. Ile razy w telewizorze oglądaliśmy biegających Polaków za piłką? Jak długie były te fragmenty, gdzie nikt nawet faulem nie potrafił przerwać swobodnie operujących piłką wyspiarzy? Dodajmy do tego grających piłkę schematyczną opartą na bocznych obrońcach i szybkim wyprowadzeniu piłki ze środka pola.

Strzeliliśmy trzy bramki, wynik naprawdę godny uwagi, bo Irlandia bardzo rzadko traci tyle, szczególnie u siebie. Zwróciłbym jednak uwagę na czas ich zdobycia. Początki pierwszej i drugiej połowy oraz końcówka spotkania. W eliminacjach pewnie to się nie zdarzy ani razu, nie mówiąc o potencjalnym mundialu. Można się domyślić, że wynikły one z faktu, że Irlandia wchodziła w mecz nieskoncentrowana, takie sytuacje są nagminne w tych okresach spotkań, spytajcie się trenerów. Te stracone bramki świadczą tylko, że albo Irlandia nas zlekceważyła wychodząc na przysłowiowym luzie, albo Trappatoni już nie jest tak dobrym trenerem. Szczególnie bramka Rogera obciąża konto trenera z Włoch, bo doprawdy mało znam spotkań, gdzie drużyna traci bramki na początku obu części. Ich strata, nasz zysk i wszystko byłoby w największym porządku, gdybyśmy zagrali dobry mecz. A zagraliśmy spotkanie słabe, dokładnie takie jak inne rozgrywane na wyjeździe za panowania Holendra. Brak pomysłu na utrzymanie się przy piłce, brak asekuracji i przede wszystkim złe ustawienie taktyczne objawiające się w braku odbiorów piłki. Najczęściej Irlandczycy tracili z nami piłkę, gdy zagrywali niecelnie. Gdy było miejsce na rozegranie, a najczęściej było, mieliśmy przysłowiowego dziada.

Pozytywy to piękna bramka Lewandowskiego, rajdy Błaszczykowskiego, kilka niezłych wyjśc Brożka i ...słaba gra Fabiańskiego, który szczególnie w końcówce pokazał, że nie dorósł ani do reprezentacji, ani do Arsenalu. Po co grał Krzynówek, jak można było sprawdzić choćby Gancarczyka ze Śląska, Late z Polonii, czy drugiego Brożka nie wiem, widać Leon daje się ogrywać Jackowi, który jak wiemy jakiś czas temu zamienił ławkę na trybuny. Także występ od początku 33 letniego Bosackiego musi budzić wątpliwości. Jodłowiec wszedł i dziecinnie dał się ograć przy karnym, ale i tak uważam, że to był mecz gdzie powinien dostać szansę od początku. Wspomniany Bosacki zagrał jedynie poprawnie, kilka razy dał się dziecinnie ograć i na pewno nie będzie filarem bloku obronnego w RPA.

Szczęście od wielu lat sprzyja tej reprezentacji. Nie można wykluczyć, że jednak awansujemy do Mundialu w RPA, ale można z całą stanowczością stwierdzić, że z taką grą jak w Dublinie nie mamy tam czego szukać. Gramy to co graliśmy, nie widać nowych zawodników, nie widać zmiany sposobu gry, choćby minimalnej. A mija drugi rok pracy z kadrą wielkiego Holendra...