środa, 1 października 2008

Walka o wpływy

Tercet egzotyczny (FIFA, PZPN, PO) rozgrywa walkę o konfitury. Kto myśli, że chodzi tu dobro polskiej piłki niech nie będzie naiwny bo każda strona chce w tym konflikcie coś ugrać dla siebie.

Ciekawym jest fakt, że to Trybunał Arbitrażowy został wykorzystany do zawieszenia PZPNu. Decyzjami Trybunału z tylnego siedzenia steruje stary komuszek Piotr Nurowski. On też reprezentuje grupę interesów Ekstraklasy S.A. (tzw grupa Ruski). Z drugiej strony mamy Blattera i Listkiewicza idąch razem za rączke. PO i ich niedorzeczny minister sportu jest tylko narzędziem, czy brzydko mówiąć słupem który tylko anonsuje decyzje podjęte przez innych, w tym wypadku zapewne przez Nurowskiego. Gra idzie o to przez kogo będą szły pieniądze na organizację Euro. Sama PO doskonale wie w jakim momencie jesteśmy jeśli chodzi o organizację i jakie są tu szanse powodzenia, dlatego nawet odebranie Euro jest im na rękę byle było na kogo PRowo zwalić winę. W tym wypadku będzie to PZPN bo ten się nie chce zgodzić na udział (lub jest on niedostateczny) w wpływach i stąd mamy ten cały ambaras.

Innym równoległym apektem sprawy jest, że Drzewiecki (czyli Nurowski) chce by prezesem został Boniek. Mówi o tym szerzej Ryszard Czarnecki. Dużo mówi o kandydaturze fakt kto go popiera, a popierający Bońka Nurowski i Rusko (plus POw osobie słupa Drzewieckiego) mówią naprawdę sporo, choć sam Boniek się zarzeka, że nie jest człowiekiem ministra. Jak juz raz pisałem, w tym konflikcie nie ma złych, nie ma dobrych, są tylko cwaniacy.

Aalborg - Manchester United 0:3 Liga Mistrzów

Jako, że nigdzie nie mogłem znaleźć meczu Bate-Juve (jakoś uważałem, że najatrakcyjniejszy z tych zaczynających się o 9), spojrzałem sobie na to co wyczynia nasz reprezentacyjny napastnik, chwilowo na liście rezerwowej, pewnie do czasu kontuzji Brożka. Szczerze mówiąc Saganowski mnie zadziwia faktem, że się mieści w duńskim klubie. Myślałem, zobaczą go, złapią się za głowę i kop na ławkę. Nic takiego się nie dzieje, choć chłop nie ma ani asyst, ani bramek, czego nie zmienia nawet premierowa w Pucharze Danii. Na papierze Duńczycy lepiej nie mogli trafić. Reprezentant Polski, czyli ostatnio etatowego uczestnika wielkiich imprez - w dodatku piłkarz na ostatniej imprezie podstawowy, który jeszcze do tego wszystkiego prawie strzelił tam bramkę. No więc ichni trener czytał tak sobie to opracowane przez menadżera CV raczej na 100% nie podpierając tego żadną kasetą (poza ta dostarczoną przez menadżera, czyli taki best of) czy obserwacją i krzyknął: bierzemy! Niemożliwe? Tak transfery robi Legia, Wisła i reszta naszej silnej ligi. Jeden mecz w Southamptonie, czy choćby skojarzenie faceta z Euro i żaden normalny trener by sobie nie zawracał nim gitary.

Wracając do meczu z Manchesterem. Zagrał jako wysunięty, jedyny napastnik i był jednym z najsłabszych zawodników na boisku. Miał zapewne przyjmować piłkę, walczyc o nią, dawać czas na przesunięcie formacji pomocy. Oczywiście o niczym takim nie mogło być mowy. W zasadzie tylko raz podał ze skrzydła jednemu z pomocników, który oddał niecelny strzał. Poza tym jednym zagraniem kompletne dno. Odbijał się od obrońców, tracił w prosty sposób piłki. Można było nawet zauważyć pewnego rodzaju zniechęcenie piłkarzy duńskich i postepującą w trakcie meczu niechęć do podawania Polakowi, co zaowocowało kilkoma poważnymi stratami piłki. Oczywiście to tylko oznacza, że LM to za wysoki poziom dla naszego obieżyświata. Za wysoki również dla Aalborga, bo jeśli jako jedynego napastnika wystawiają Marka Saganowskiego to strach się bać.

Wygrana Manchesteru nigdy nie była zagrożona, nawet udało się to po co przyjechali(pomijając trzy punkty), czyli po odblokowanie Berbatowa. Sama bramka bardzo ciekawa, bo wypracowana przez obrońcę duńskiej drużyny, który zaprezentował niespotykany sposób na przyjęcie piłki. Na dzień dzisiejszy Wisła i Lech to zespoły o klasę lepsze od Aalborga i nawet Legia mogłaby z nimi powalczyć...