piątek, 27 lutego 2009

Udinese-Lech 2:1

Lech mimo, że w pierwszej połowie totalnie zdominował wydarzenia boiskowe nie awansował do następnej rundy. A wszystko przez fatalnie reagującego szkoleniowca...

Smude mimo wszystko cenię. Jego drużyny są nieźle przygotowane fizycznie, walczą, grają do przodu i żywiołowo atakują. Niestety, także charakteryzują się radosną grą w obronie, brakiem organizacji i grą praktycznie bez żadnej wyraźniejszej taktyki. Także z ławki Smuda nie potrafi sensowniej dyrygować. Broendby i tytuł Widzewa na Legii to były cuda, fuksy - tak jak i awans Lecha z Austrią Wiedeń. Franek Celtic Smuda ma po prostu ma więcej szczęścia niż rozumu. W pierwszej połowie skutek odniosło rzucenie się na rywala, agresywny pressing, ale gdy szkoleniowiec gości w przerwie to poukładał Smuda żadnej odpowiedzi nie znalazł.

Momentem przełomowym było wprowadzenie Wilka za Injaca, który grał najlepiej (!) z całej lini pomocy. Jako jedyny nie grał wybijanki, i po odbiorze potrafił doĸładnie podać. Murawski bardzo słabo w drugiej, ale pierwszej bardzo przyzwoicie i choćby dlatego nie należy uznawać jego występu za nieudany. Bandrowski natomiast przechodził sam siebie. Straty które zaliczył wczoraj, niektórzy popełniają w trakcie całego sezonu. Praktycznie każde dojście byłego piłkarza Energie Cottbus do piłki kończyło się jej mu odebraniem, lub w najlepszym razie jego dalekim wykopem na połowę rywala. Komicznie wyglądały jego próby przyjęcia piłki, która za każdym razem odskakiwała mu na kilka metrów, szczególnie pod bramką Turiny. Przy tak grającym Bandrowskim Smuda zmienia Injaca! Gołym okiem było widać, że gra w pomocy się całkowicie załamała. Wilk nie wszedł w mecz, Murawski biegał wszędzie tylko nie w środku, a Stilic zawsze był pieczołowicie pilnowany.

Wielu za wszystko złe obwinia Kikuta, który sprokurował drugą bramkę dla Udinese. Ale przecież ona nie zmieniała dokładnie niczego, Lech dalej potrzebował drugiego gola. Nie przeszkodziło to jednak, że Udinese dobre 2 minuty cieszyło się z bramki, a żaden z Lechitów nawet nie pomyślał by zabrać szybko piłkę na środek i pogonić Włochów na ich połowę. Taka była determinacja naszych orłów. Juz poza tym wszystkim kto w końcówce spotkania, przy desperackiej potrzebie zdobycia gola zmienia prawego obrońcę...na prawego obrońcę? Tylko ktoś niespełna rozumu.

Lewandowski pokazał, że na razie może zapomnieć o Arsenalu, Juventusie i innych bredniach, którymi się pewnie podnieca czytając Fakt i inne plotkarskie magazyny. Poszarpał trochę w pierwszej połowie, gdy szło, ale gdy w drugiej się zrobiło źle zniknął z pola widzenia. Rengifo tylko raz błysnął i potem już zgasł całkowicie. Osobiście mam wrażenie, że Peruwiańczyk zawsze przechodzi obok meczu. Nigdy nie widziałem by mu mocniej zależało i by więcej niż zwykle biegał. Wczoraj był leniwy jak zawsze. Uważam, że osiągnie on sporo i jest jednym z najlepszym napastników jacy biegali po polskich boiskach. Zapewne będzie grał w którejś z najlepszych lig w Europie i da sobie w niej radę. Tym większy żal, że w Lechu odwala pańszczyznę. Analogicznie Stilic zagrał poniżej swoich możliwości, choć u niego poza tym wszystkim widać jeszcze spore braki kondycyjne.

Szkoda, bo Udinese było całkowicie w zasięgu Lecha i ich szanse w starciu z Zenitem oceniam na bliskie zeru. Przynajmniej z taka grą jak z Lechem...

piątek, 20 lutego 2009

Lech-Udinese 2:2

Lech kolejny raz nie wykorzystuje przewagi własnego boiska i po raz trzeci remisuje u siebie spotkanie. Mecz generalnie dobry, bo prowadzony w szybkim tempie, ale składnych akcji było bardzo mało, na co na pewno miała wpływ zaśnieżona murawa.

Lech ponownie po stracie bramki staje. Po stracie pierwszej bramki z lechitów uleciało powietrze. Znów wracam do pytania z kilku moich innych postów - czy polskie drużyny (Lech w szczególności) grają w grę kto pierwszy strzeli gola? Wyglądało na to, że chcą juz zejść, tak się przejęli, straconą pierwszą bramką. Bardzo pechową, bo ze stałego fragmentu i dzięki ewidentnemu błędowi Rengifo, który pofrunął w sobie tylko wiadomym kierunku. Na tyle przestali grać, że za chwilę stracili bramkę drugą. Potem znów mieliśmy liczenie piłkarzy Lecha z małą przerwą, gdy dwa razy strzelili w obramowania bramki w jednej akcji (to co zrobił drewniany Murawski nadaje się do piłkarskich jaj). Na szczęście pod koniec meczu na zryw zdecydował się Lewandowski i Rengifo zrehabilitował się za pierwszą bramkę dla Udinese. I od tego momentu ujrzeliśmy Lecha jakiego chcemy widzieć zawsze. Agresywnego i pewnego gry do przodu. Jakiego widzieliśmy przez większość spotkania?

Bardzo chaotycznego. Mnóstwo strat w środku i choć Udinese także nie grało porywającej piłki to jednak kulturą gry, pewnością podań i przyjęć przewyższało Lecha o klasę. Za chaos odpowiadał głównie Stilić, który prawie każdą piłkę tracił, bo albo ją niepotrzebnie holował, albo starał sie za wszelką cenę szukać otwierającego podania, choćby z własnej połowy. Lewandowski na skrzydle się niestety marnował i za dużo czasu musiał poświęcać czasu na siłowanie się z obrońcą rywali (Paswqale?). Za tydzień musi zagrać wyżej, albo za Rengifo, albo ustawiony tuż za nim.

Za tydzień gra się odwróci i to Lech będzie grałz kontry i wcale nie stoi na straconej pozycji. Udinese ma pojedyńczych bardzo dobrych piłkarzy, ale jako drużyna jest mocno przeciętna. Mogą zagrać rewelacyjnie i pokonać Lecha 5 bramkami, a równie dobrze mogą wysoko przegrać. Obstawiam, że jeśli Lech nie straci pierwszy bramki, może awansować. Jeśli jednak stracą pierwsi to szans większych nie ma. Coś jest zdecydowanie nie tak z psychiką lechitów.

środa, 11 lutego 2009

Polska - Walia 1:0

Przypadkowa bramka Rogera sprawiła, że jutro mało kto się zająknie, że graliśmy poniżej wszelkiej krytyki. W nagrodę za strzeloną bramkę Litwie na ławce usiadł Brożek ustępując miejsca bezproduktywnemu Lewandowskiemu.

Nie rozumiem sensu rozgrywania meczu między państwowego na neutralnym, pozbawionym kibiców terenie. W Walii sezon kwitnie i na pewno jest, gdzie zagrać taki mecz. I takie spotkanie rozgrywane na gorącym terenie Cardiff byłoby miarodajnym wyznacznikiem formy naszych orłów. Tak zobaczyliśmy gierkę treningową po której wiemy tyle samo, co przed nią - czyli bardzo niewiele.

Przede wszystkim widać, dlaczego trzon dzisiejszej drużyny Holendra nie mieści się w swoich drużynach klubowych. Koszmarne wyprowadzanie piłki przez Żewłakowa i Dudki można pokazywać w akademiach piłkarskich pod tytułem jak nie należy rozpoczynać akcji. Nie liczyłem strat, ale było ich naprawdę sporo i wiele pachniało utratą gola. Mecz miał jeden pozywyny wymiar - pokazał dobitnie, że Łobodziński nie nadaje się do kadry i może wreszcie zrozumie to też Leon.

Mecz bez sensu, wynik też, bo z obrazu spotkania Walijczycy byli odrobinę lepsi. Lepiej zorganizowani i lepiej operujący piłką. Ich ataki były często przemyślane, a kilka wymian piłki pomiędzy Balem i Ramseyem było najwyższej klasy. Więcej chyba nie należy wnioskować, szkoda, że mecz właśnie nie odbył się w Walii przy pełnych trybunach, bo dziś wiedzielibyśmy o wiele więcej. Tak czy inaczej, przed meczami eliminacyjnymi ja nie jestem optymistą...

wtorek, 10 lutego 2009

Mogę pracować na dwóch etatach...

Czy ktoś jeszcze bierze poważnie siwego Holendra? Najpierw zaprzecza zdecydowanie o kontakcie z Feyenoordem, by tego samego dnia łaskawie stwierdzić, że może pracować na 2ch etatach.

Chelsea chcąc zatrudnić Hiddinka, o zgodę się pytała rosyjskiej federacji. Holender rozmowy z klubem holenderskim prowadzi za plecami związku. Wydaje się, że jest to tylko przygrywka do ucieczki Beenhakkera z Polski, który wyraźnie rozgrywa to tak, aby dostać jak największą odprawę, a przy okazji poprowadzić Feyenoord już w rundzie wiosennej. W obliczu kontuzji Błaszczykowskiego nawet wyjazd do Irlandii Płn jawi się okrutnie niebezpiecznie z czego maestro doskonale zdaje sobie sprawę. Holender przede wszystkim do dziś chowa urazę za Mistrzostwa Europy, gdzie niektórzy śmieli wytknąć mu eweidentne błędy. Przez krótki okres czasu po Euro ukazało się kilka krytycznych artykułów i choć dziś znów większość traktuje Bossa na klęczkach ten urazy nie kryje.

Podczas niecałych 2ch lat panowania Holendra w reprezentacji zadebiutowało ponad 50 zawodników. W lidze mamy 16 drużyn, a to jest prawie 5 jedenastek. Odjąć obcokrajowców w lidze, którzy tworzą dalsze, 3,4 jedenastki, można łatwo zauważyć, że niemal co 3ci ligowiec dostąpił "zaszczytu" zobaczenia z bliska i ogrzania się blaskiem wielkiego trenera. Paradoksem jest fakt, że pomimo tych liczb i tak z premedytacją wariata pomija wielu wartościowych. Czy odkrył dla następcy choć jednego zawodnika? Największym, odkrytym niemal wbrew sobie jest Brożek - innych po prostu nie ma.

Dziwię się Feyenoordowi, że chce takiego trenera. Wpadł przeciez półtora roku temu na Playoffy (też tak na 2gi etacik, podobno społecznie), w których wypadł tragicznie odpadając z miejsca gwarantującego grę o Ligę Mistrzów. Oczywiście zwalił to na krótki okres czasu pracy z drużyną itp banialuki. Kto wie , czy w sytuacji jakiej dzis jest Feyenoord zatrudnienie Bossa, nie byłoby przysłowiowym gwoździem do trumny. Feyenoord tak dziś gra, że spadek wcale nie jest taki absurdalny...

Największy problem jednak w tym, że gdy Holender odejdzie nie ma dla niego następcy, bo Kasperczak kompromituje się w Zabrzu, a Smuda buja w obłokach myśląc, że ktokolwiek w Celticu wie kto to trener Lecha (dziw bierze, że durne gazety nie piszą, że Chelsea zagięła parol na Franka). Pewniakiem w tej sytuacji jest szukający teraz pracy Stefan Majewski, a on to juz kompletny dramat i przy nim nadęty do granic Holender wyda się tylko dziecinną igraszką...

piątek, 6 lutego 2009

Czesio sypie, czy zaprzecza?

"Oczywiste było, że trener to naturalny świadek, osoba, która z bliska obserwowała tamte wydarzenia, choć zarazem stała trochę z boku."
Ciekawy jestem czy ktoś o zdrowych zmysłach kupił takie tłumaczenie, pomijając, że typek sam sobie przeczy? Gdyby Mourinho nie miał nic na sumieniu, nie targałby za przeproszeniem czterech liter przez pół Polski by przy kawie powiedzieć, że nic nie wie, a to w ogóle jakiś dziwny mecz był. Wypili kawkę, zjedli sernik, i ubolewali nad tym że Czesio nic nie wiedział,a panowie prokuratorzy z czułością uświadamiali go jak do tego doszło. Czy ktoś wierzy w taki scenariusz? Czesiek po prostu wyprowadził manewr wyprzedzający, ci co kapują mogą liczyć na pewien rodzaj litości ze strony prokuratury. Nie ma szopki z wyprowadzaniem w kajdankach i przy asyście miłych panów w kominiarkach.

Całkowite początki naszego kochanego Dyzmy to rola wiecznego rezerwowego bramkarza w Amice Wronki (był sprzętowym artysty o nazwisku Fajfer). Był to dokładnie ten okres, gdy rządził tam "fryzjer", gdy Amica pokonywała kolejne szczeble w ligowej hierarchii w błyskawicznym tempie. Mając na uwadze to co się dzieje w Lechu, wnioski nasuwają się chyba same. To pewnie we Wronkach Mourinho nauczył się jak można w Polsce zrobić karierę - szybko i bezboleśnie.

środa, 4 lutego 2009

Lech handlował-trener nie wiedział?

Wrocławska prokuratura zapukała do najlepszego dziś polskiego klubu Lecha Poznań. Po Zbigniewie W., o którym pisałem już kiedyś teraz tłumaczą się Piotr R. i Waldemar K., byli reprezentanci Polski.

Co do Piotra R. nigdy nie miałem do niego większego zaufania. Zwykły ligowy krętacz, który miał jeden(!) udany sezon w polskiej lidze, po czym wyjechał zagranicę pozwiedzać wygląd tamtejszych trybun i wrócił do Polski odcinać kupony. Inna sprawa i kompletne zaskoczenie to Waldemar K., który na zachodzie grał i to ze sporym powodzeniem, bo za taki należy uważać wieloletnie reprezentowanie barw Wolfsburga. Po co mu była ta cała maskarada, kiedy zagranicą tak naprawdę się ustawił? Naprawdę mnie dziwi obecność K. w tej groteskowej już dziś historii.

Zarzuty dotyczą meczu z Polkowicami w lidze. Przypomnijmy to ten sam rok, gdy Puchar Polski zdobył Czesio Mourinho New York Metrostars Michniewicz, i który to na nim zbudował miraż młodego, zdolnego trenera, który niestety ciągnie się za nim do dziś. W tym samym Pucharze Lech się spotkał właśnie z Polkowicami i te spotkania także są przedmiotem zainteresowania prokuratury, bo właśnie w rewanżu za mecze w Pucharze mecz ligowy miał być odpuszczony przez Lecha. W lidze im wtedy wyraźnie nie szło i Puchar zamydlił obraz sezonu, który z katastrofalnego stał się przepustką do gry w pucharach. Pamiętamy też jak Mourinho z Terekiem się spektakularnie zderzył - coż to były za widowiska! Zmierzam tą dygresją do tego, czy jest możliwe by coach drużyny nie wiedział o procedurze kupowania spotkań? Ten artykuł temu wyraźnie przeczy i młody, zdolny był w centrum negocjacji. Oczywiście, zaraz się zaczną wysypywać różnego rodzaju zwierzenia i zapewnienia, gdzie po kolei każdy będzie mówił, że Piotrek i Waldek to fajne chłopaki, a oni sami nic nie wiedzieli. Świerczewski to nawet mówi, że pięści by poleciały w ruch, takie to ma zasady! Czesio poczuł palący grunt pod nogami i sam się zgłosił do prokuratury. Kilka zdań z wyjaśnień Mourinho:
"Przebieraliśmy się w lesie, na stadion przyjechaliśmy autokarem gotowi na rozgrzewkę. Nawet się nie zatrzymywaliśmy. Powiedziałem piłkarzom, że właśnie zdobyliśmy Puchar Polski i że jeśli przegramy w Polkowicach, to nikt nigdy nam nie uwierzy, że ten mecz nie był sprzedany. Wygraliśmy 2:0"
Pocieszne prawda, tyle, że smród co za nim się niedługo podniesie nie dotyczy tego spotkania, tylko tego z Polkowicami w Pucharze Polski. Pewnie powie, że nie widział, że Polki mu się podłożyły? Coś jednak czuje, że Czesio za długo nie będzie młodym, zdolnym...