środa, 27 sierpnia 2008

Relatywizacja zwycięstwa

Czytam opinie po meczu z Barceloną i jestem nimi rozczarowany. Większość pisze, że co co z tego, że wygrali skoro awans został rozstrzygnięty w pierwszym meczu. Oczywiście, Barcelona awans miała w zasadzie pewny i może grała na lekkim luzie, ale pierdoły, że nie chcieli wygrać można między bajki włożyć. Był to ostatni mecz przed startem ligi, a więc jakby próba generalna. Pomny tego Guardiola wystawił najsilniejszy skład, który jeśli miał nie rozbić Wisły, to przynajmniej pokazać jej tą samą wyższość co na Nou Camp. Krytycy Wisły zapominają też jak koszmarnie była osłabiona. Przecież, na litość boską, na środku obrony musiał zagrać Baszczyński. To tak jakby Barcelona musiała na środku wystawić Bronkhorsta, albo Alvesa. Środek pomocy to czystej wody eksperyment i to wszystko wystarczyło na Barcelonę. Kaca po tym dwumeczu nie powinna mieć Wisła, drodzy krytycy, ale przepłacone, leniwe gwiazdy.

Jestem zadowolony z przebiegu niemal całego spotkania poza ostatnimi 10ma minutami, gdzie Wisła wyraźnie opadła z sił. Psuje to trochę obraz całości, bo do 80 minuty Barcelona miała w zasadzie jedną sytuację i choć prezentowała lepszą kulturę gry nic z tego groźniejszego nie wynikało. Podsumowując jestem w gronie tych co tę wygraną zaliczają do historycznych i przykład, że niemoc można przełamywać, nawet z największymi zespołami. Do tej wygranej będzie się wracać jak do obrosłego już legendą meczu z Portugalią i tylko mam nadzieję, że na następny taki wieczór nie będziemy musieli długo czekać...