sobota, 29 listopada 2008

Co się dzieje z Wisłą?

Wisła od rewanżu z Tottenhamem jest w wyraźnym kryzysie. Mecze, które wygrywała to męczarnie, często punkty zdobywał sam Brożek. Nie wiem, czy dziś meczem z Ruchem czara goryczy dla prezesa Cupiała nie została przelana. Patrząc na wybór wśród potencjalnych następców wolałbym by nie...

Pamiętam wybór, gdy Wisła szukała ostatnio trenera. Sprowadzał się on praktycznie do wyboru, między dwoma Maciejem Skorżą lub Czesiem Mourinho Michniewiczem. Pamiętam, że niemal modliłem się by wybór nie padł na tego drugiego, który czego jestem pewien, doprowadziłby do upadku Wisły. Skorża także w moich oczach nie przedstawiał się zbyt okazale, ale przynajmniej terminował u Janasa i pewne spojrzenie na piłkę powinien mieć. Poskładał najlepszą w Polsce kadrowo drużynę, oparł jej grę na największym ostatnio talencie w polskiej piłkce, Pawle Brożku. Przywrócił drużynie Cantoro, który wpływu na grę drużyny nie ma żadnego i Petrescu miał rację rezygnując z niego, ale już wpływ na szatnię ma ogromny. Miał też trochę szczęścia, bo sezon życia miał Zieńczuk, który imponował skutecznością (samą grą już wiele mniej). Tytuł zdobyty w imponującym stylu, tyle, że pozostał mi po nim pewien niesmak. Najbardziej zdumiony byłem końcówką sezonu, gdy Skorża wciąż wystawiał tą samą jedenastkę, wciąż było próżno w niej szukać kogoś nowego, młodego. Uważam, że właśnie dziś za to płaci, bo czas na szukanie innych opcji w ubiegłym sezonie było aż nadto, dziś grozi utrata ważnych punktów, co w obliczu wygrywających Legii i Lecha nie wróży zbyt dobrze. Brożek jest w każdym meczu kryty podwójnie i potrójnie i nawet jeśli ściągnie te plastry na siebie nie ma go kto wyręczyć w zdobywaniu bramek. Wisła gra ostatnio ten sam futbol co za Petrescu. Szybki, bardzo agresywny, ale bez żadnego polotu z przodu.

Zbliża się przerwa zimowa i będzie to bardzo ważny okres dla Wisły. Nowi zawodnicy są jej potrzebni jak powietrze. Środkowy pomocnik (mam nadzieję nie Garguła) i napastnik, a najlepiej dwóch. Diaz na środek za Cantoro i powinna Wisła zagrać o tytuł...

CSKA-Lech 2:1

Lech przegrał przede wszystkim ze względu na dziurę w środku pola. I jak Injac jeszcze biegał, gdzie powinien, zakrywał środek pola dość umiejętnie tak Stilic zupełnie nie zachowywał się jak środkowy pomocnik. Wystarczyły dwa szybkie podania i CSKA środkiem pola przedostawało się pod bramkę Lecha. Stilic to naprawdę przyzwoity chłopak - dysponuje dobrym podaniem, niezłym strzałem, nieźle się czuje w ścisku. Gra jednak na bardzo dużym procencie strat, defensywnie jest zbyt mało agresywny i co dla mnie najważniejsze zbyt mało biega, sprawia wrażenie leniwego. Jeden z działaczy Lecha opowiadał, że Stilic w rodzimej Bośni był rzucany po różnych pozycjach, rzadko go obserwowano, gdy grał na środku pomocy - jest to pewien klucz do zrozumienia, dlaczego Stilic w 4osobowym bloku pomocy jest mało przydatny.
Dla takich zawodników jest tylko jedna pozycja - wolny elektron, czy jak kto woli ofensywny pomocnik. Ktoś bez zadań defensywnych, biegający tylko do przodu. W latach 90tych była moda na takich piłkarzy, dziś, gdy większość drużyn preferuje futbol totalny miejsca dla takich zawodników zaczyna brakować. W przypadku Lecha problemem było, że Smuda wystawił 2ch napastników i środek pola nie był należycie zabezpieczony. W 2 połowie Smuda zmienił Peszko na Bandrowskiego i Stilic zaczął grać fałszywego bocznego pomocnika i było trochę ze środkiem pola lepiej, dość przecież powiedzieć, że nie straciliśmy wtedy bramki. Inną sprawą jest fakt, że ściągnięcie najlepszego w pierwszej połowie Peszki chyba nie było najlepszą decyzją.

Skupiłem się na Stilicu, a oczywiście nie on jeden przegrał spotkanie. Bramki padły z ogromnych błędów, takich, które się nie przytrafiają normalnie. Pierwsza to błąd Arboledy, druga to efekt dziwnej decyzji Tanevskiego, który patrzył bezczynnie jak piłka wpada w pole karne i dochodzi do niej Żirkow. Zwrócę jednak uwagę na fakt, że Lech grał do końca, że potrafił przycisnąć solidny zespół rosyjski (kto wie, czy to nie jeden z faworytów do zdobycia pucharu), tak, że ten w końcówce grał na czas (!). Cały czas mam w oczach dogrywkę Wisły z Panathinaikosem, gdzie od awansu dzieliła Wisłę tylko jedna bramka i ta nie potrafiła nawet zdobyć się na jedną szarżę, na jeden choć atak, snując się całkowicie bez wiary podczas dogrywki. Lech pokazał, że nie ma co rozdzierać szat, nie przyjeżdża przecież za tydzień najmocniejsza drużyna hiszpańska, tylko zespół na ich realia przeciętny, który może nawet spaść z Primera. Patrząc na mecz z CSKA wydaje się, że przynajmniej 50% szans na zwycięstwo ma Lech, co może spowodować, że w Rotterdamie zagra Lech o historyczne wyjście z grupy.