poniedziałek, 29 września 2008

Problemy Tottenhamu

Przede wszystkim rozwalono atak. Najpierw spodziewanie odszedł Keane, mocno niedoceniany w Tottenhamie piłkarz. Owszem, nie jest to zawodnik z najwyższej półki, ale jednak robi on bardzo dużo przysłowiowego wiatru, walczy, wszędzie go pełno. Dziś Tottenham ma samych egzekutorów, zawodników na środek ataku. Postawiono na Bułgara, który miał obiecać zostać, ale w końcu mu się odwidziało i Ramos został z niczym. Transfer Pavliuczenki to był pokaz desperacji. Musieli kogoś sprowadzić to spojrzeli na największe okno wystawowe, czyli Mistrzostwa Europy. Najpierw zainteresowali się Arshavinem, potem Pavliuczenko. Kupienie Corluki wyniknęło bardziej z chęci sprzedaży przez Man City niż jakimś zainteresowaniem Tottenhamu. Modric to transfer na zasadzie zawalczmy o kogoś kim się interesują inni, silniejsi. Młotek licytacyjny poszedł w ruch i się okazało, że Tottenham bardzo dużo przepłacił. Wenger chciał Modricia, ale za góra 6 mln. Dos Santos już kiedyś pisałem, że na jego korzyść działa fakt, że jest młody, ale cena za jaką poszedł i fakt, że Barcelona z niego zrezygnowała już nie. Generalnie sezon transferowy w wykonaniu londyńczyków był katastrofalny i przynajmniej do stycznia kiedy to pewnie wydadzą najwięcej w Europie będzie im bardzo ciężko. Ramos szuka, miesza w składzie, także w ustawieniu, ale nic nie przynosi rezultatu. Gra jest rwana, po pierwszej straconej bramce piłkarze Tottenhamu po prostu się poddają.

Paradoksalnie przy awansie do PUefa Tottenham może długo się nie podnieść z dna Premiership. Fakt, że ani Pavliuczenko, ani Corluka nie mogą grać w Pucharach sprawia, że nie będzie możliwości gry w jednym składzie w dwóch meczach po sobie. To oznacza brak zgrania, ciągłe wymuszone rotacje składu wcale nie tak sporej jakościowo kadry. W kontekście tego uważam, że awans do fazy grupowej PUefa jest im mocno nie na rękę i raczej na pewno zdają sobie z tego sprawę. Ciężko przypuszczać, że przyjadą i położą się na boisku, ale już że nie będą walczyć z jakąs wielką determinacją tak. Być może nawet wyjściowy skład nie będzie optymalny. To wszystko pisząc i nawet wiedząc, że 2gi skład Tottenhamu jest silniejszy od Wisły uważam, że szansa na awans jest bardzo duża i szkoda by było tego nie wykorzystać.

piątek, 26 września 2008

Garguła w formie

Na oficjalnej stronie GKSu Bełchatów czytamy, że Łukasz Garguła jest w formie i już jest obserwowany przez sztab szkoleniowy, oczywiście w osobie wielce uzdolnionego Rafała Ulatowskiego. Pytam się w jakiej formie? Najlepszy mecz Bełchatów zagrał, gdy go nie było na boisku z Lechem Poznań w pierwszej kolejce. Bełchatów od kilku ostatnich kolejek, gdy już wrócił gra katastrofalną piłkę. Piszę to z tym większym żalem, że trenerem bełtów jest Janas. Mecz z Lechią żal było patrzeć, a Ulatowski wyjeżdża na jego podstawie z rosnącą formą i nieszczęsnymi fragmentam. Może ta forma objawiła się w odpadnięciu Bełchatowa w Pucharze Polski ze Stalową Wolą? Garguła ma dwie asysty, obie z perfekcyjnych stałych fragmentów. Co ma powiedzieć Mila, który tych asyst ma już 5, także wszystkie ze stałych fragmentów. W przypadku obu zawodników są to takie aysty, że zawodnik zamyka oczy i wali w pole karne. Gdzie tu umiejętności, gdzie tu forma? Już do tego dochodzi, że kopanie ze stojącej piłki uchodzi za wyznacznik formy?

Zawsze uważałem, że rzuty karne nie powinny wliczać się do bilansu bramkowego piłkarza i tak samo uważam za śmieszne asysty z rzutów wolnych. Tyle, że są to statystyki dla laików, bo przeciętny trener wie, że jeśli napastnik ma 10 bramek i wszystkie z karnych to jest coś nie tak. Analogicznie z asystami. Jest to niestety, przekleństwo bo zarówno Mila jak i Garguła mają w związku z tym aspiracje reprezentacyjne, a ich gra na dziś dzień jest po prostu żałosna. Leon z genialnym asystentem spojrzą w statystykę, słupki wzrostu i powołają jednego, albo co gorsza obydwu. Co wtedy? Może perfekcyjne stałe fragmenty...

środa, 24 września 2008

Zagrożenie ze strony Manchesteru City

Rozległ się wielki płacz, najczęściej wśród trenerów angielskich, po co Man City kupili szejkowie. Wenger pyta, po co oni pchają się w ten sport, w jakim celu, retorycznie pyta, czy z miłości do futbolu itp. Do gry wszedł poważny gracz, nie liczący się z kosztami i będzie rozkupywał zawodników. Szczerze mówiąc gdybym był trenerem choć średniego klubu europejskiego każdą postać w rodzaju Abramowicza, czy szejków arabskich witałbym z otwartymi ramionami. Gdy Rosjanin przyszedł do Chelsea, bardzo mało było tranzakcji gotówkowych, każdy chciał pozyskiwać zawodników z gasnącymi kontraktami. Można sie nawet posunąć do stwierdzenia, że rynek transferowy był w zapaści. Abramowicz i szejkowie kierują się kaprysem, szastają kasą i skupują zawodników jak towar, nie przejmując się niczym. To co spowoduje wejście szejków to większa konkurencja na rynku transferowym i większą ilość transferów gotówkowych. Może na tym zyskać także polska piłka, bo nie jest trudnym wyobrazić sobie, że Blackburn sprzedaje zawodnika do Man City, a potem kupuje go z ligi polskiej, z dajmy na to Wisły. W taki sposób te same pieniędze trafią na stół francuski, hiszpański itp. Oczywiście nie ma to nic wspólnego ze sportem, ale czy wielkie kluby, ich polityka w ostatnich latach to sport? Man City będzie kupował hurtowo i czy się to komuś podoba, czy nie będzie w czołówce europejskiej w ciągu roku, dwóch. Wenger po prostu się boi, bo już nie będzie wielkiej czwórki, która rok rocznie awansuje do Ligi Mistrzów i odjeżdża innym rywalom z Premiership finansowo. Zamiast tego będzie wielka piątka, doliczając nieszczęsny Tottenham może szóstka. To spowoduje, że dwa kluby zostana pozbawione Ligi Mistrzów, może być to Liverpool, ManU, czy Arsenal zatem nie dziwota, że to oni histeryzują. Inna sprawa, że takie przejęcia spowodują coraz większy spadek znaczenia Europejskich Pucharów i coraz bliższą Ligę Europejską

Ja wiem, że Wenger i inni by chcieli by były trzy bogate kluby w Europie i między siebie rozdysponowywały najlepszych piłkarzy. Ale to już se ne vrati, bo liga angielska w oczach choćby amerykańskich inwestorów jest czymś w rodzaju lig zawodowych NFL, NBA i NHL, a kluby z tych lig są w całości właśnością milionerów i międzynarodowych konsorcjów finansowych. Trend się ten w końcu przebiesie na inne ligi piłkarskie, futbol to potężny biznes. Nawet w końcu inwestorzy przyjdą do Polski, bo i tu można na nim zarobić, choć jeszcze mało kto to sobie wyobraża....

niedziela, 21 września 2008

Kuszczak zawalił w meczu na szczycie

Powtórki gola Salomona Kalou nie pozostawiają wątpliwości, że bramka idzie na konto polskiego bramkarza. Zdobyta została z odległości mniejszej niż 5metrów od lini bramkowej, czyli tam gdzie hegemonem musi być bramkarz. Tomek przy interwencji najpierw ruszył do przodu, by potem jakby będąc pod wrażeniem impetu z jakim ruszyli piłkarze Chelsea na piłkę się cofał, niemal wpadając do bramki. Nie mówię, że byłaby to łatwa interwencja, w takim gąszczu ciał nie byłoby to łatwe wybić piłkę, nie mówiąc o jej złapaniu, ale wyjście do piłki powinno być. Ferguson na pewno będzie miał pretensje do Kuszczaka.

Sam mecz ciekawy, choć bez dużej ilości sytuacji podbramkowych. Chelsea pokazuje, że jest faworytem do tytułu o ile Scolari da w dalszej części sezonu odpocząć co poniektórym piłkarzom, bo na razie Chelsea gra praktycznie jednym składem/ustawieniem. Manchester z drugiej strony ma duży problem w ataku. Rooney w bardzo słabej formie, co wynika także z rzucania go po różnych pozycjach, rzadko występuje jako napastnik. Berbatow na razie zagubiony, a Cristiano Ronaldo dopiero wchodzi w rytm meczowy. To wszystko może przełamać jeden udany mecz, ale mimo, że bramka na 1:1 padła w 80 minucie, to remis ManU powinien przyjąć z dużą wdzięcznością, bo Chelsea całe spotkanie posiadała sporą przewagę.

Debiut Smolarka

Obejrzałem sobie mecz Boltonu z Arsenalem w którym nieoczekiwanie, chyba także dla siebie, zadebiutował Euzebiusz Smolarek. Ustawiony na prawym skrzydle miał zapewne wspomagać osamotnionego w ataku Daviesa. Niestety wsparcia nie udzielił. Grał schowany, nie wychodził do podań, a gdy piłkę miał grał najczęściej daleko i niecelnie. Także do nielicznych kontr nie biegał ze zbyt dużą ochotą jakby niepewny swojego przygotowania fizycznego. Ot zagrał, zadebiutował i nic więcej nie można o tym występie powiedzieć. Dziennikarz Sky Sports określił Polaka, że był praktycznie niewidzialny. Trudno się z tym nie zgodzić. Inna sprawa jest taka, że zadebiutował z jedną z najmnocniejszych, a na pewno z najlepiej grającą, najlepiej utrzymującą się przy piłce drużyną w Premiership. Arsenal po stracie bramki grał z taką siłą i swobodą, że byłem pewny, że sie skończy pogromem. Okres po golu Daviesa to atak za atakiem, słupki i dwusetki. Po wyjściu na prowadzenie Arsenal trochę spasował, Bolton się nieco otrząsnął.

Oglądając ten mecz odniosłem wrażenie, że to nie Arsenal był taki mocny, tylko Bolton taki słaby. Jedynie w fakcie, że panuje tu plaga kontuzji widzę szansę na utrzymanie, bo chwile, gdy Bolton grał o start w Lidze Mistrzów minęły i długo nie powrócą. Ten sezon to walka o środek tabeli i czego się obawiam bardziej batalia do ostatniej kolejki o utrzymanie.

Na potwierdzenie przeciętnego debiutu Smolarka oceny z jednej z gazet angielskich, które pokrywają się w większości z ocenami innych mediów.
Jaaskelainen (7), Steinsson (5), Shittu (5), Andrew O’Brien (5), Samuel (5), Joey O’Brien (5) (McCann 6), Smolarek (4) (Riga 6), Muamba (6) (Vaz Te 5), Nolan (6,) Gardner (5), Davies (7)

piątek, 19 września 2008

Kontuzja Davida Villi

Jest 80minuta meczu Maritimo-Valencia, hiszpańska drużyna prowadzi 1:0. Wtedy to trener Emery podejmuje zdumiewającą decyzję wprowadzając do gry Davida Ville. Mecz był bardzo twardy, piłkarze Maritimo grali chwilami bardzo ostro, niektórzy w ocenach ich gry posunęli się do stwierdzenia, że polowali na nogi. Najlepszy strzelec Mistrzostw Europy wchodzi, prawie zdobywa 2 bramkę i po chwili odnosi kontuzję, która według hiszpańskich mediów wstępnie wyklucza go na 3 najbliższe spotkania.

Valencia wystawiła mocno rezerwowy skład. Z przodu zagrali Morientes z Serbem Zigicem i z pewnością mogli dograć do końca spotkania. Wprowadzenia Villi było zupełnie niepotrzebne i jak sie okazało było bardzo pechowe i może przynieść opłakane skutki. Ktoś powie zawodnik jest od tego by grać, ale jednak wprowadzenia go z Maritimo na 10 minut było absurdem. Valencia chce zdobyc PUefa, ale bardziej chce wrócić do Ligi Mistrzów, a bez Villi jest to niemożliwe. W weekend grają z Osasuną, w środku tygodnia Malaga, potem Deportivo. Nie najcięższe mecze, ale z drugiej strony to oznacza, że przynajmniej 7 punktów Valencia musi w nich uzyskać by się liczyć w walce o pierwszą czwórkę. Kontuzjowany jest Silva, teraz Villa, bez nich Valencia jest o klasę słabsza. Emery popełnił błąd, najlepszych piłkarzy trzeba chronić.

Wciąż mamy dwie szanse

Poznaniacy zagrali słaby mecz. Nawet nie jeśli chodzi o defensywę, która zawaliła tylko stałe fragmenty gry, co się mogło zdarzyć. Największym rozczarowaniem była ofensywa, która bardzo rzadko przedzierała się pod pole karne. Tym bardziej zadziwił Smuda, który zawodnika najbardziej ofensywnego wśród rezerwowych, który robi najwięcej wiatru (Peszko) wprowadza 10 minut przed końcem spotkania. Można dodać była to pierwsza zmiana w poznańskim zespole. Pomoc ustawiona z 4 środkowych pomocników słabo się uzupełniała i choć defensywnie jakoś to wyglądało to przy grze ofensywnej widać było, że nie wiedzieli za bardzo kto ma zostać, a kto biec do przodu. Ustawienie mimo, że na papierze nie zmienione (4-5-1) to jednak znacznie się różniło od tego z pamiętnego meczu z Grasshoppers. Wydaje się, że Smuda niepotrzebnie zamieszał. Paradoksalnie najbardziej zawiódł strzelec gola Rengifo, który poza bramką zagrał bardzo ciche zawody. Zamiast niego cofnięty Peszko, na szpicy Lewandowski, a zamiast nie wiadomo, gdzie biegającego Injaca (miał grać na prawej pomocy) Wilk i na pewno by to inaczej wyglądało. Było jednak jak było i Lech musi przynajmniej do rewanżu się martwić, choć mimo porażki nie chce mi sie wierzyć, że nie przejdzie Austrii. Tyle, że stałe fragmenty Austria na pewno będzie miała w Poznaniu i co jeśli je wykorzysta? Całkiem niedawno reprezentacja Austrii stałymi fragmentami wygrała z Francją, więc ten fach znają...

Wisła w Londynie zagrała lepiej niż można było się spodziewać. Chwilami grała naprawdę znakomicie i choć niemal zawsze po kilku składnych wymianach piłki szła wynikająca ze słabej techniki strata to jednak widać, że mecz w Barcelonie czegoś Wiślaków nauczył. Zagrali wyżej (trochę, ale jednak), bardziej agresywnie, lepiej się asekurowali. Samego siebie przeszedł Baszczyński, który pokazuje, że na powołanie do reprezentacji jak najbardziej zasługuje, tym bardziej jeśli się zobaczy kogo Leo powołuje. Chyba nikt nie wyobraża sobie, że Kokoszka byłby w stanie zagrać choć w małym stopniu porównywalne spotkanie? Boguski pokazał, że jedyne czego mu brakuje to siły fizycznej. Jeśli mówiąc kolokwialnie przypakuje, będzie mógł grać w jakiej tylko chce lidze. Umiejętności techniczne, wizje gry ku temu ma. Straty, których miał dość sporo wynikały tylko z przewagi fizycznej Anglików. Tyle, że przy ciężkiej pracy to się da zniwelować w ciągu roku. Brożek jest trochę przygaszony od momentu kontuzji, ale asysta, którą się popisał przy bramce to klasa światowa. Poza tym niewidoczny, zamiast próbować przetrzymać piłkę, zagrywał z pierwszej piłki co z reguły oznaczało stratę. Jirsak poza śliczną bramką bardzo przeciętnie. Zanotował największą chyba ilość strat. Liczę, że ta bramka doda mu pewności, ale też zauważam, że od pewnego czasu jakby stanął w miejscu i nie idzie w górę. Z pary Sobolewski-Cantoro zdecydowanie lepszy był Sobol, grający jak za swych najlepszych lat. Tym razem obyło się bez strat na własnej połowie boiska, więcej było odbiorów i prób strzałów. Mauro niestety poraz kolejny pokazał, że jest mówiąc brzydko do wymiany. Praktycznie niewidoczny, poza jedna sytuacją, kiedy mógł strzelić lub lepiej dograć. Nie za bardzo wiem co napisać o Zieńczuku. Ten gracz ma niesamowity talent do przebywania na boisku i bycia całkowicie niewidocznym. Na początku oddał strzał, a potem dosłownie wyparował. Nie popełnił jednak rażących błędów co każe uznać występ za poprawny. Najsłabsza była para czarnoskórych obrońców. Diaz kompletnie nie wie jak sie gra na boku obrony, nigdy nie powinien już tam wystąpić. Cleber natomiast gra fatalnie od paru już spotkań. Przegrywał biegi, głowki, spóźniał się do dośrodkowań. Gdyby nie grający życiowy mecz Baszczyński błędy Clebera pogrzebałyby szanse Wisły na awans.

Tottenham pokazał świetne przygotowanie fizyczne, pewność gry, konstruowania akcji, ale poza tym naprawdę bardzo mało. Ten zespół jest dopiero na początku budowy. Być może potrzebuje jednego udanego meczu, kogoś kto ich porwie, pociągnie do lepszej gry. Możliwe, ja jednak widzę kryzys, który Wisła powinna i w zasadzie musi za 2 tygodnie wykorzystać.

czwartek, 18 września 2008

Dominacja drużyn angielskich

Dominacja jest absolutna i niepodważalna. W ubiegłym sezonie żadna z 4 drużyn angielskich nie przegrała meczu z żadnym zespołem spoza Anglii. Ta seria została podtrzymana w 1 kolejce sezonu 2008/09. W Anglii już przyjmują zakłady, czy ta seria dotrwa do następnej edycji Ligi Mistrzów. Szczerze mówiąc myślę, że taki zakład to nie najgłupszy pomysł.

Obejrzałem wczoraj wieczorem pojedynek pomiędzy ManU i Villareal. Jego przebiegiem byłem po prostu załamany. Wicemistrz Hiszpanii, drużyna grająca w Primera często porywającą piłkę, na Old Trafford nie potrafiła wymienić kilku podań. Gdyby Manchester wygrał 4:0 nikt by się tym wynikiem nie zdziwił, bo tylko fatalnej skuteczności i braku środkowego napastnika w drużynie Fergusona zawdzięczają Hiszpanie taki wynik. Tak jak Villareal zagrał na Old Trafford powinna grać regularnie wzmacniana Wisła, a nie zespół warty grube miliony dolarów. Sir Alex po meczu nie krył, że jest zadowolony z przebiegu meczu, że jest pewien, że wyjście z grupy nie jest zagrożone, bo nawet jak ma być skoro pozostałą dwójką w grupie jest Celtic i duński Aalborg.

W innych meczach mieliśmy swoisty pojedynek Anglia-Francja, który zdecydowanie wygrali Anglicy. Chelsea zmiażdzyła wcale nie osłabiony sezonem transferowym( wręcz przeciwnie wzmocniony) Bordeaux 4:0, natomiast Liverpool znów ograł w Marsylli Olympique, który co prawda sprzedał kilku znaczących zawodników, ale zamiast nich sprowadził innych, zdaniem wielu lepszych. Ostatnimi czasy liga francuska poza jednak coraz częściej zawodzącym Lyonem nie ma nic do zaoferowania na arenie międzynarodowej i chyba w kwestii pozycji spada za podnoszącą się powoli Bundesligę. Kto wie, czy liga rosyjska niedługo ich nie wyprzedzi. Zostaje nam Arsenal, który zdecydowanie przeważał w Kijowie, grając co znamienne z drużyną w naprawdę dużej formie (zdemolowanie Spartaka Moskwa, w lidze idą jak burza). Nie byli jednak w stanie zagrozić Arsenalowi, choć przypadkowy karny postawił Arsenal w końcówce meczu pod ścianą.

Patrząc na zestaw grup gdzie grają angielskie zespoły wspomniany zakład wydaje się bardzo prawdopodobny. Osobiście uważam, że istnieje spora szansa, że kluby angielskie i w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów nie doznają porażki z nikim spoza wysp.

poniedziałek, 15 września 2008

Szanse polskich bramkarzy w Premiership

Tomasz Kuszczak podpisał przedłużenie kontraktu do 2012 ze zdobywcą Pucharu Europy. Jedni powiedzą, że to oznaka zaufania Fergusona, drudzy, że jest szykowany na 1wszego bramkarza, jeszcze inni i do nich się zaliczam, że to tak naprawdę o niczym nie świadczy.

W tej chwili ManU ma trzech bramkarzy. Kuszczak jest za Van Der Saarem, ale przed Fosterem. Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że co okienko transferowe gigant angielski jest łączony z topowymi bramkarzami. Tak naprawdę Ferguson wciąż szuka następcy Van Der Saara i wcale w Kuszczaku nie widzi alternatywy. Ma do niego zaufanie jeśli chodzi o pojedyńcze mecze, z reguły nie mające żadnego znaczenia. Co pokazała końcówka poprzedniego sezony nawet lekko kontuzjowany Van Der Saar to coś lepszego niż Polak. Holender ostatnie sezony grał bardzo solidnie i nie dawał żadnych nadziei Polakowi na zmianę. Szkoda, że Polaka nie naszła refleksja by może zmienić klub, według prasy brytyjskiej wszedł w buty Rajmonda Van Der Gouva. Kto nie pamięta był to poprzedni wieczny rezerwowy bramkarz Manchesteru, rozgrywający procentowo tyle spotkań co Polak. Porównując go z Polakiem dziennikarz zauważa, że obydwaj w czasie pobytu w klubie z Old Trafford nie mieli propozycji transferowych. Tak jakby szkoleniowcy z innych klubów angielskich uznali, że nie jest to ktoś na pierwszy skład. Oczywiście jest w tym pewna przesada, ale prawdą jest, że Kuszczak trzyma się kurczowo ławki, nie pokazuje, że chce grać, że ma dość bycia drugim (chyba, że w reprezentacji). Obawiam się, że Alex nigdy go nie potraktuje przez to poważnie. Jak niepoważnie jest traktowany Kuszczak w ManU można było zauważyć podczas fet mistrzowskich. Nie wiem czy to brak charyzmy, wciąz słaby angielski, czy charakter, ale pierwszym bramkarzem w ManU Polak nigdy nie zostanie.

Podobnie jest w Arsenalu. Pierwszym w tej chwili jest przeciętny Almunia i fakt, że Fabiański do tej pory nie wygrał z nim rywalizacji nie świadczy o nim dobrze. Mimo wszystko w równaniu był jeszcze Lehmann i umówmy się nie musiał grać już w pierwszym sezonie. Poza Fabiańskim jest Włoch Mannone i uważany za największy talent najmłodszy z nich Wojciech Szczęsny. Do tego dochodzi fakt, że podobnie jak Ferguson, Arsene Wenger wciąż szuka nowych bramkarzy. Ostatnio prasa donosi o Walijczyku Waynie Hennesseyu z Wolverhapton, za którego Wenger chce zapłacić, uwaga, 5 milionów funtów. Po jego przyjściu, gdzie będzie Fabiański? Przynajmniej na początku będzie za Walijczykiem, będzie o jeden szczebel niżej do pierwszego składu. To praktycznie oznacza brak perspektyw na pierwszy skład na najbliższe dwa lata. Nawet jeśli transfer Walijczyka Hennesseya nie dojdzie do skutku, to Arsenal co okienko interesuje się kilkoma innymi bramkarzami i raczej można założyć, że Wenger kogoś ściągnie. W tej sytuacji Fabiański powinien powoli szukać wyjścia z Arsenalu. Czy wybierze drogę podobną do Kuszczaka czas pokaże.

piątek, 12 września 2008

Wszyscy zwalniają Beenhakkera

Nie powiem, że mnie to w pewnym stopniu nie cieszy. Taka sytuacja była nieunikniona i naprawdę nie ma tu znaczenia fakt, że polscy piłkarze są przeciętni. Tym bardziej potrzebny jest trener, który umie poddać zawodników odpowiedniej selekcji. Bawienie się w animozje, komiczne próby wychowywania dorosłych ludzi przynoszą same szkody.

Inną aspektem tej sytuacji jest fakt, że niektórzy kopią Leona bo kopali wcześniej Janasa i Engela i są do tego po prostu przyzwyczajeni. Trochę mi niemiło, że jadę tą kolejką razem z nimi. Tyle, że ja od początku nie chciałem sędziwego trenera z Holandii. Ktoś kto trenuje Trynidad nie robi tego bo lubi podróżować i zwiedzać świat, tylko bo nie ma innych ofert i znalazł się na marginesie pracy szkoleniowej. Analogicznie trenerzy z Niemiec gremialnie pracują w Afryce bo nikt ich nie chce zatrudnić w Niemczech, a nie bo zapałali miłością do trenowania czarnoskórych piłkarzy (tu przypomina się koszmar z pomysłem zatrudnienia Schafera w Wiśle).

Wybór był żałośnie mały, padały naprawdę pokraczne kandydatury (Majewski) i ni z tego ni z owego któraś z kompanii piwowarskich zasponsorowała nam światowca, obytego na salonach piłkarskich mentora, znawcę ludzkich charakterów. Wynik zrobił, awansował do Mistrzostw Europy, ale kompletnie pogubił się w selekcji już w trakcie tych eliminacji. Eliminacji w których zagraliśmy jeden dobry mecz z Portugalią. Zawodnicy których wskazał jako przyszłość polskiej piłki dziś są przedmiotem żartów. Kokoszce wmówił, że on już wielki reprezentant i musi do klubu zagranicznego. No to poszedł, pół roku już ma z głowy, zaraz się pewnie okaże, że cały sezon, bo zachciało mu się odchodzić bez zgody Wisły. Matusiaka tak umotywował, że ten chce kończyć karierę widząc rozstrzał między słodkimi słówkami mentora, a rzeczywistością na zachodzie Europy. Są inni, Pazdan, Zahorski, Garguła; wszystko koszmarne wynalazki Holendra. Strach czytać nazwiska jakie padają, gdy Leon robi tzw rekonesans.

Kwestia nie czy, tylko kiedy Beenhakker odejdzie. Czy po przegranych eliminacjach, czy odejdzie gdy jeszcze jego następca będzie miał szanse na awans. Optymalnie byłoby pozbyć się Holendra po Euro, teraz polski kibic podczas meczy z Czechami i Słowakami będzie miał spory dyskomfort. Z jednej strony główni rywale do awansu, z drugiej przy dobrych wynikach Leon zostaje przynajmniej do marca. No chyba, że jakims cudem reprezentacja zagra dobre mecze i przy tym osiągnie dobre wyniki. Wlałoby to pewien optymizm i pozwoliło nie mieć tak niskiego mniemania o Beenhakkerze, ale w to chyba nikt nie wierzy...

Raul rządzi Realem?

Przy okazji Mistrzostw Europy pisałem, że największą zasługą Aragonesa było zrezygnowanie z Raula. W Realu mają z tym poważny problem. Okazuje się, że Raul wpływa na politykę transferową Realu Madryt. Według hiszpańskiej gazety Sport miał on zawetować transfer Davida Vill, a wcześniej sprawić, że wyprzedano brazylijską kolonię. Są to spekulacje, zapoczątkowane plotkami i należy też zaznaczyć, że Sport to katalońska gazeta, a więc źródło często szukające tylko pretekstu by dowalić Realowi. Jednak jak się nad tym trochę zastanowić to sytuacja opisywana przez hiszpańską gazetę prawie na 100% ma miejsce.

Villa gdyby przyszedł walczył by o miejsce w składzie bezpośrednio z Raulem. Razem na boisku na pewno by nie występowali, zbyt podobny styl prezentują ( i klasę). Raul od 5 lat nie zasługuje na pierwszy skład Realu, ale jednak wciąż ma pewne miejsce. Ostatni sezon, owszem poprawny, ale raz, że skorzystał na kontuzji Van Nistelrooya, dwa, że strzelał mało istotne bramki, nie mówiac już, że strzelał też rzuty karne podczas nieobecności Holendra. No ale zostawmy ostatni, w miarę udany sezon. Poprzedzające go cztery, czy nawet pięć były fatalne ponad wszelką miarę, ale nie było nawet mowy by Raul usiadł na ławce. Wszystko zapoczątkowała długa, ponad jednoroczna kontuzja po której Hiszpan nigdy nie wrócił do dawnej dyspozycji. Ostatnie lata w historii Realu nie zapisały się zbyt chwalebnie. Fani Realu zachodzą pewnie do dziś w głowę czemu era galacticos tak mizernie się zapisała w annałach. Powód jest banalny. Real po prostu grał często w 10tkę, czy nawet w 9tkę jeśli wziąść pod uwagę Davida Beckhama, który jest tematem na osobną historię.

Real czeka bardzo ciężki sezon, który może być właśnie tym pierwszym w którym Raul zacznie siadywać na ławce rezerwowych. To będzie powodować napięcia, serie płaczliwych wywiadów w prasie, Schuster będzie musiał odpowiadać, jedni zawodnicy staną po stronie piłkarza, drudzy przeciwko, odezwie się król itp brednie. Słowem rozpocznie się telenowela, która na pewno nie posłuży klubowi. Oczywiście to tylko teoria. ale sądze, że to może być ostatni sezon Raula w Realu. Tak jeszcze na marginesie w obliczu faktu, że trenerem Barcelony jest Guardiola całkiem jest możliwe, że po wielu latach mistrz Hiszpanii może się wyłonić spoza duetu FC Barcelona-Real Madryt.

wtorek, 9 września 2008

Skorży niewiara w Brożka

Zaczęliśmy rozmawiać, zapytałem czy mu się podoba Kraków itp. A on zapytał o Brożka. Od kiedy robi takie postępy, jak on trenuje i jaki ma charakter. Powiedziałem mu jednak, że nie jest zawodnikiem na Barcelonę i żeby sobie nim głowy nie zawracał. Powiedziałem mu po prostu prawdę, że wydoroślał i za moment będzie jednym z najlepszych polskich piłkarzy.
Tak się wypowiedział w wywiadzie dla Dziennika Maciej Skorża. Macham ręką na fakt, że Skorża to kumpel Dyzmy Michniewicza i wmawiam sobie, że mało mają ze sobą wspólnego. Ale takie wypowiedzi trochę temu przeczą. Trener, który jest jednym z pewniaków do prowadzenia reprezentacji Polski w niedalekiej przyszłości okazuje się ma wielkie kompleksy i to wobec początkującego trenera z Hiszpanii, który co czas pokaże będzie tylko epizodem w historii Barcelony. Ktoś powie nie, to tylko realia, gdzie Brożek i Barcelona. Czyżby? Czy Brożek nie dałby sobie rady w Barcelonie? To tylko zależy od niego, nie od Skorży i jegi opinii to po pierwsze. Po drugie to prawda, ze jako gwiazda witana na lotnisku przez tysiące fanów trafić tam nie ma szans. Ale jako zawodnik wpadający w oko podczas pojedyńczego spotkania owszem ma (Sławomir Wojciechowski był w Bayernie przecież i gdyby nie kontuzja mógł tam pograc rok, nawet dwa dłużej). Miałby też szansę się tam utrzymać, jeśli tylko będzie dostatecznie umotywowany i zdeterminowany. Co prawda Brożek wypowiedział się, że nie czuje sie na siłach zagrać w Barcelonie (w tym samym Dzienniku), ale rola trenera jest trochę inna. On powinien wierzyć w piłkarza bardziej niz on w siebie, dodawać mu wiarę i pewność.

Taka czołobitna postawa charakteryzuje całą polską piłkę. Pamiętam było mi miło, gdy Engel powiedział, że jadą po Mistrzostwo Świata. Przez jakiś czas w to wierzyłem, bo kadrowo nie prezentowaliśmy się wcale źle. Mieliśmy Olisadebe, który miał zostać gwiazdą Mundialu, młodego Żurawskiego, o którym wtedy nikt nie wiedział, że jest tak bardzo strachliwym zawodnikiem, czy będącego na fali Krzynówka. Potem przyszło powołanie dla Sibika, kłótnie o premie, zupki Knorra. Engel przynajmniej próbował przełamać niemoc mentalną, wmówić, że jedziemy po coś więcej (Leo niby tez coś tam plumkał, ale widząc jego kadrę w jakikolwiek sukces nikt nie wierzył). Skorża z drugiej strony obawiam się jechał na mecz na Nou Camp po lekcję i mecz ten Wisła przegrała jeszcze przed jego początkiem.

Uważam Maćka Skorżę za bardzo utalentowanego trenera. Poskładał do kupy Wisłę, odblokował Broża i Boguskiego, ustabilizował Głowackiego. Osobiście wolałbym by unikał takich niefortunnych wypowiedzi jak wyżej.

niedziela, 7 września 2008

Murawski zepsuł taktykę

Ktoś powie, że jest postęp. Z prezentującą podobny poziom Finlandią przegraliśmy, teraz mamy punkt. Słuchając wypowiedzi Holendra na konferencji mecz mu przegrał...Murawski, bo wymuszając zmianę w przerwie meczu zepsuł mu całą taktykę.

Ustawienie wyjściowe kuriozalne. Nie ma się co oszukiwać Beenhakker powoli traci zmysły. Najpierw Golański pierwszy raz w życiu gra na Euro na lewej obronie, teraz debiut na tej pozycji w reprezentacji zalicza Kowalczyk, nominalny prawy obrońca. Zagrał tak jak każdy z jakimkolwiek sensem przewidywania mógł się spodziewać, a wynikało to tylko z faktu, że zagrał nie na swojej pozycji. Tego można było uniknąć, kto wie czy lepszym pomysłem nie byłoby wstawienie Krzynówka na lewą obronę jeśli już tak boi się wstawienia jedynego nominalnego lewego obrońcę w kadrze Gancarczyka. Druga strona nie wyglądała lepiej, ale przecież Wasyl zdołał już dokonać takiego wyczynu jak pogrzebanie szans pucharowych Anderlechtu z białoruskim Bate (wiadomo, że był jednym z jej głównych architektów, finałem tego była czerwona kartka w Brukseli). Dobra, pomijam juz obronę i wchodzącego na boisko ulubieńca tłumów Jopa, w meczu z rywalem klasy Słowenii najważniejsza jest jednak ofensywa, a ta wyglądała po prostu tragicznie. Bramka, oczywiście karny, który dodatkowo nie wyglądał mi na stuprocentowo prawidłowy. Sędzia mógł gwizdnąć, ale równie dobrze nie musiał i chyba miał do tej właśnie deyczji większe prawo. Dwie następne sytuacje w meczu to zasługa Błaszczykowskiego i dublującego jego pozycję na boisku Piszczka. Brazylijski Polak przedreptał mecz, przewrócił się kilka razy tudzież odbił od przeciwnika i zszedł z boiska. Około 30 minut za późno, bo powinien je opuścić w przerwie, jeśli nie w pierwszej połowie (do tego jaj Leon nie ma zupełnie). Kuba raz strzelił w słupek, drugi raz się pośpieszył nie doceniając swojej szybkości nieczysto strzelając. Przy swoich sporych brakach technicznych (sytuacja ze słupkiem na potwierdzenie, gdzie przy lepszym przyjęciu byłaby bramka) to zawodnik o olbrzymich możliwościach, których jednak Beenhakker nie umie wykorzystać, Źle ustawieni, nieumotywowani, piłkarze sami powoli zaczynają zauważać, że decyzje Beenhakkera są irracjonalne i chaotyczne.

Gramy ze Słowenią i wychodzimy na ten mecz bez napastnika. To powinno wystarczyć za komentarz do całego meczu. Leon działa jak zranione, oszalałe zwierzę wykonując nerwowe, niezrozumiałe dla nikogo ruchy. Nie zdziwię się jeśli z San Marino znów nas zaskoczy jakąś nowinką taktyczną w rodzaju gry bez napastnika...

piątek, 5 września 2008

Larsson kapitanem reprezentacji Szwecji

Tytuł notki oznacza ni mniej ni więcej, że najbliższa 2-4 latka na pewno nie będzie należeć do skandynawów. Ostatnie występy Szwedów na turniejach mistrzowskich bardzo przypominają nasze, a kadrę, możliwości przecież mają o wiele większe. Decyzja o mianowaniu Larssona kapitanem to strzał w stopę. Mógłby zostać kierownikiem kadry, menadżerem, nie wiem może rzecznikiem, ale na pewno nie jej kapitanem. W dzisiejszej dyspozycji szybkościowej, kondycyjnej on się może przydać tylko w drużynie klasy mistrzowskiej, jako joker, lub ktoś na 45-60 minut. Manchester swego czasu mógł sobie na to pozwolić i Henka się tam nieźle wpasował. W reprezentacji Szwecji miejsca dla niego nie ma. Elmander i Ibrahimovic to duet o wręcz kosmicznych możliwościach, a jest jeszcze przecież bardzo utalentowany, coraz lepiej grający w Werderze Rosenberg. Zła decyzja (podjęta pod naporem opinii publicznej, źle to świadczy o trenerze) o wzięciu Larssona na Euro sprawiła, że Elmander, który mógł być gwiazdą całych mistrzostw musiał błąkać się po pomocy, gdzie pożytek z niego był prawie żaden.

Patrzę teraz na grupę jaką mają Szwedzi (Dania, Portugalia, Węgry, Albania, Dania) i myślę, że Szwecja jest na dobrej drodze do nie zakwalifikowania się do Mundialu. Portugalia pewnie poza zasięgiem, a Dania znacznie odmłodziła skład podczas ostatnich eliminacji i te nadchodzące mogą być ich. Można jeszcze wspomnieć o coraz lepiej grających Węgrach. Larsson, wypalony Ljungberg, pętający się po całej Europie Wilhelmsson, także już chyba mający najlepsze lata za sobą Mellberg na pewno tej drużyny nie pociągną. Ibrahimovic także, bo on z reguły dostosowuje się do gry drużyny. Mógłby Elmander, ale czy znajdzie się dla niego miejsce?

wtorek, 2 września 2008

Transferowy deadline w Premiership

Największym przegranym sezonu transferowego jest przeciwnik Wisły, Tottenham Hotspur. Przejście Dymitara Berbatova do Manchesteru United w żadnym razie nie było zaplanowane. W każdym wywiadzie Ramos podkreślał, że sprzeda Bułgara jeśli dostanie za niego następce podobnej klasy. Pavliuczenko to zamiennik za Keane'a, za Berbatova jest młodziutki Campbell oddany przez Fergusona na roczne wypożyczenie. Najbliższe pół roku będą bardzo ciężkie dla kogutów i wydaje się jest w tym szansa dla naszej Wisły. Rywal w kontekście tych wydarzeń jak najbardziej do pokonania. Wracając jeszcze do Berbatova to Manchester trochę przepłacił płącąc 30,75 mln funtów za 27 letniego piłkarza, ale jednak na te 3/4 lata dostają za te pieniądze znakomitego napastnika. Pytanie tylko, czy potwierdzi swą klasę w klubie z absolutnego topu, bo ani Bayer ani Tottenham takim nie był. Berbatob był na jednej imprezie z reprezentacją i kompletnie tam zawiódł...

Innym transferem jest Robinho, który przeszedł za 32 miliony funtów (czyli podobnie co Berbatov) do Manchesteru City. Miała być Chelsea, zawodnik dawał wywiady jak bardzo by chciał tam zagrać i okazuje się, że albo pomylił kluby, albo po prostu kłamał lądując w City. Chciał po prostu za wszelką cenę odejść z Realu, zgłosiłaby się Wisła z tymi pieniędzmi grałby dziś w Krakowie. Jego pobyt w Madrycie to jedna wielka porażka. Najpierw odbijał się od lepszych fizycznie rywali, potem, gdy już trochę podpakował (troszeczkę) stracił tę odrobinę szybkości, którą dystansował rywali. Jego dobre mecze można policzyć na palcach jednej ręki, a przecież przychodził do Realu w świetle reflektorów, jako wielkie wzmocnienie i kandydat na najlepszego piłkarza globu. Wbrew pozorom odejście Robinho to sukces Realu, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. W Anglii bardzo chimerycznemu i przepłaconemu Brazylijczykowi raczej też się nie powiedzie.

Trzecim najważniejszym transferem jest reprezentant Belgii Marouane Fellaini, który zamienił Standard Liege na angielski Everton za olbrzymią sumę 15 mln funtów. Ciekawostką jest fakt, że w 1 rundzie Pucharu Uefa Standard mierzy się właśnie z Evertonem; ciekawe na ile Anglicy chcieli rywala po prostu osłabić. 20 letni środkowy pomocnik jest olbrzymim talentem, kto oglądał mecz Standardu z LIverpoolem to doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wybiegany, doskonały technicznie, dobry w odbiorze, ze sporym zmysłem do wyprowadzania akcji ofensywnych. Everton zrobił doskonały interes...

poniedziałek, 1 września 2008

Afera alkoholowa

Nie rozumiem co chce osiągnąć Leo Beenhakker rezygnując z trzech ważnych dla kadry graczy. Wygląda to tak jakby trener chciał za wszelką cenę utrzymać autorytet, albo po prostu leczy urażoną dumę nadszarpniętą nie zastosowaniem się do nakazów trenera przez zawodników.

Na początek zastanowił mnie zestaw osobowy tej imprezy. Boruc, Dudka, Majewski. Można założyć, że to doświadczeni zawodnicy wyciągnęli Majewskiego, można tak samo założyć, że ten, który mocno przesadził to był Majewski. Czy można winić młodego piłkarza? Pewnie wypił za dużo, pewnie przesadził, ale jak pisze na swoim blogu Wojciech Kowalczyk piją wszyscy piłkarze. W Anglii to nawet reprezentanci byli alkoholikami. Nie o to jednak chodzi. Chodzi o to, że był to INCYDENT, który nasz trener podniósł do rangi wydarzenia celebrowanego podczas żenującej konferencji prasowej (nikomu nie było niedobrze, gdy moralizował??). Gdyby odbyło się to PRZED meczem byłoby to niedopuszczalne i tacy zawodnicy nie powinni nigdy zagrać w kadrze, bo by oznaczało to brak szacunku dla kadry i co ona sobą reprezentuje. Ale nie po meczu, gdzie zawodnicy wiedzieli, że wracają do swoich klubów w dniu następnym i co w zasadzie oznaczało w przypadku Dudki i Boruca brak treningu w tym dniu.

Najbardziej szkoda Boruca, bo już niektórzy dziennikarze dolepiają mu gębę pijaka, którego picie wpływa na jego grę. W derbach Glasgow popełnił kuriozalny błąd, ale wyciągać ku temu wnioski z kilku piw parę tygodni temu jest po prostu kuriozalne. Jest tak jak napisał Wojtek Kowalczyk. Piją wszyscy, szczególnie piłkarscy milionerzy, ludzie młodzi, w większości bez zainteresowań, znający tylko futbol i zabawę z alkoholem (wielu jak Mutu robi jeszcze inne rzeczy). Chodzi tylko by to nie wpływało na grę, trenowanie, by nie stawało na drodze. Najlepsi na to nie pozwalają, Boruc jest jednym z najlepszych.

Wydaje się, że zawieszenie piłkarzy jest tylko żałosną próbą ratowania gasnącego autorytetu przez Beenhakkera. Uderzył w stół, pokazał jaki jest nieugięty. Pewnie zaimponował-wystraszył Zahorskiego i Pazdana, ale reszta jest na to coraz mniej wrażliwa. Widzą po prostu jakiego drugiego trenera dostali, widzą jakich piłkarzy Leon powołuje, widzą w końcu brak jakiejkolwiek wizji i są zmęczeni bon motami w rodzaju international level. Na razie do prasy mało się z tego dostaje, ale niech tylko potkną się ze Słowenią, a będzie naprawdę wesoło...

Lech ma już zadyszkę?

Lech miał pewnie kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa. Tymczasem ma już na koncie dwie porażki z dwoma bardzo przeciętnymi przeciwnikami. Najważniejszą tego przesłanką jest krótka ławka poznaniaków...

Smuda znany jest z bardzo oszczędnego żonglowania składem. W Widziewie, czy Wiśle bardzo oszczędnie korzystał z rezerw grając całe sezony praktycznie jednym składem. W sytuacji gdy można zakładać, że Lech awansuje do grup Pucharu Uefa, dochodzą 4 mecze w środku tygodnia. Dla klubów zachodnich to jest nic, dla naszych nie lada obciążenie. Dojdzie Puchar Polski, Puchar Ekstraklasy i już będą gadki o przemęczeniu piłkarzy i oczekiwaniu na przerwę zimową. W tej sytuacji szanse Wisły na tytuł rosną bardzo wysoko. Umówmy się szanse z Tottenhamem są średnie i Wisłę w pucharach raczej czekają jeszcze tylko dwa mecze. Mało doświadczona drużyna Lecha by zmagać się na dwóch frontach (Puchar Polski raczej nie będzie priorytetem) potrzebuje 16-20 piłkarzy, których Smuda nie będzie się bać wystawiać. Rewanż z Grasshoppers pokazał, że ma z tym problem. Z jednej jednak strony mecz był ważny, każdy punkt w pucharach jest dziś na wagę złota. Z drugiej jednak można było sobie pozwolić na zrobienie 5/6 zmian. Jak nie teraz to kiedy chciałoby się zapytać. Z wypowiedzi Smudy nasuwa się wniosek, że bał się on nawet o tak gigantyczną zaliczkę i dlatego zagrał w St.Gallen pierwszą jedenastką. Mecz ten był prognostykiem co powinno i zdarzyło się w Gdynii. Uważałem, że Arka mecz ten wygrać po prostu musi, tak samo wiedziałem, że po Barcelonie Wisła nie wygra z Cracovią. Nie wiem jakie wnioski wyciągną szkoleniowcy Lecha z początku sezonu. Potencjał zdecydowanie jest, ale należy ustawić priorytety. Według mnie optymalnym byłoby gdyby postawiono na puchary (skoro taka szansa się otworzyła), a ligę potraktować, przynajmniej w tygodniach pucharowych lżejszą ręką i dawać w niej odpoczywać kluczowym piłkarzom. Jeśli po rundzie wiosennej nie będzie dużej straty (a zaręczam nie będzie) do czołówki, to wtedy powalczyć o puchary, czy nawet mistrzostwo. Można też zrezygnować z ligi, a postawić na Puchar Polski i Uefa. Jeśli jednak nie zostaną wyciągnięte wnioski, to się może okazać, że z kilku jaskółek, nie zostanie nic, zawodnicy złapią kontuzje i w pucharach będzie trzeba grać Reissem.

Oczywiście, to tylko sport, też może być tak, że grając jedną jedenastką Smuda zdobędzie tytuł Mistrza Polski, ale osobiście uważam, że nic takiego miejsca nie będzie miało...