piątek, 24 kwietnia 2009

Mecz roku i koniec Fabiańskiego

Chodzi oczywiście o odbyty w miniony wtorek pojedynek pomiędzy Liverpoolem, a Arsenalem. Inne spotkanie graczy Beniteza, także zakończone spektakularnym wynikiem 4:4 z Chelsea, nie było jednak tak dramatyczne i nie stało na tak wysokim poziomie co to ligowe.

Od początku widać było niesamowitą furię z jaką Liverpool atakował. W starciu z taką agresją i pressingiem jaką zaprezentował Liverpool, wręcz nie wyobrażam sobie jakby wypadła jakakolwiek polska drużyna. Wtorkowa gra Liverpoolu to jest przyszłość futbolu - oczywiście tego na najwyższym, światowym poziomie. Ogromne tempo, podczas, którego obydwie drużyny nieustannie się kontrowały (były momenty, że szła kontra na kontrę). Ostatni taki mecz jaki oglądałem to bodaj Argentyna-Rumunia podczas Mundialu w Stanach.

Mecz ten odpowiedział na temat przyszłości Fabiańskiego w Arsenalu. Na przestrzeni całego mecz wyglądał on na wystraszonego i ogromnie przejętego wydarzeniami na boisku. Niestety, tak nie powinien zachowywać się bramkarz. Nauczył się wychodzić do prostopadłych piłek, ale nie uzyskał pewności siebie, a to podstawowy element bramkarskiego fachu, zdaniem wielu najważniejszy. Podobną sprawność fizyczną co dajmy na to Buffon, Van Der Saar osiąga 90% trenujących bramkarzy, nawet tych w Polsce. Co ich jednak odróżnia, i co sprawia, że jeden gra w Izolatorze Boguchwała, a drugi w Arsenalu to wytrzymałość na presję, czyli mówiąc prostym językiem nie pękanie. Polak podczas spotkania z Liverpoolem pękł bardzo szybko, kto wie czy już nie na początku spotkania, gdy przygniotła go presja z nim związana. Jest młody, być może ktoś w Arsenalu uzna, że miał prawo. Moim jednak zdaniem Wenger tym jednym tylko meczem mógł go definitywnie skreślić. Boruc dlatego był w pewnym momencie bardzo wysoko ceniony (śmiem twierdzić, że wciąż jest), bo nie pękał. Nawet w spotkaniach z Milanem okazywał arogancję i pewność siebie. Fabiański był miękki w Legii, w reprezentacji, jest miękki w Arsenalu. Bycie rezerwowym w Arsenalu jest jego absolutnym szczytem i nie sądze by się wzniósł wyżej i wywalczył pewne miejsce.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Liga już bez Mourinho

Oczywiście nie chodzi mi o tego prawdziwego, który jak wiemy ma swoje kłopoty. Chodzi o tego naszego, nadwiślańskiego, z przerośniętym ego.

Arka wcale nie ma słabego składu, ale jeśli liderem drużyny robi się beznadziejnego Ławę, na boku dzieli i rządzi nieudaczny Sokołowski, a do ataku się ściąga drągala Trytko to nie ma się właściwie czemu dziwić. Arka grała bez żadnej taktyki, wszystko opierało się na graniu na będącego bez formy Zakrzewskiego i nieźle radzącemu sobie na lewej stronie Pietronia (najbardziej wartościowy gracz Arki). Arka co mecz grała w innym zestawieniu, wszystko to wyglądało na błądzenie po omacku, a nuż, któryś skład wypali. Dwa pomorskie kluby, Arka i Lechia właśnie wyrzuciły cudacznych trenerów i być może nadejdą dla nich lepsze czasy, bo z pewnością na dobrą, choć ligową piłkę te miejsca zasługują.

Teraz będą podchody w Canale+, fachowy komentarz i reklamowanie własnej osoby. Chyba jeszcze za wcześnie Mourinho skreślać i jeszcze jeden angaż w dumnie zwanej Ekstraklasą lidze dostanie. Będzie to jednak typowa robota strażacka, przy której jeśli mu się nie powiedzie to już chyba będzie koniec tej koszmarnej legendy, której miejsce jest w 4tej lidze.

PS: Ciekawostką jest, że jak zatrudniano Mourinho to nie był on pierwszym wyborem. Był nim inny ligowy hochsztapler Bobo Kaczmarek, ale ten sam zrezygnował, gdy...kibice wystosowali list otwarty z protestem. Ciekawe kiedy to spotka Michniewicza? :)

sobota, 4 kwietnia 2009

Polska-San Marino 10:0

Odnosząc najwyższe zwycięstwo w historii Polska pokonała amatorów z San Marino 10:0.

Oczywiście bardzo pomogła bramka w 30 sekundzie. Bez niej nie byłoby nawet i 5 bramek, ale to już raczej nie ma znaczenia. Gracze, którzy rozgrywają fatalne sezony w swoich klubach wyładowali swoje frustracje zawodowe na amatorskim przeciwniku, czego pierwszym przykładem jest postawa Smolarka. Latał jakby jego życie od tego zależało, jakby za wszelką cenę chciał o sobie przypomnieć. Czy te 4 bramki(trzy turlanki plus jedna w miarę udana) zapewnią mu więcej niż minutę w Premiership, lub jakiś sensowny transfer po sezonie? Mocno wątpię i stawiam, że w następnym sezonie Smolarek będzie grał w Koeln, Sparcie Rotterdam, czy klubie na tym właśnie poziomie.

Wynik ten ma znacznie takie, że w przypadku gdy bramki będą decydowały o awansie to bardzo możliwe (wszyscy jeszcze grają z San Marino poza Irlandią), że bramki będą decydowały na naszą korzyść. Nie należy tego nie doceniać, ale i nie należy wyniku z San Marino zbyt hucznie obchodzić. Z boku wygląda to, że naprawdę ten wynik wszystkich ucieszył i, że drużyna "odkupiła" swój występ z Irlandii, a wielki Leo natchnął drużynę wielką mocą. Bojący się własnego cienia Lato pierdnął, że zwycięzców się nie sądzi i trener zostaje. Pozostaje pytanie czego się spodziewał po San Marino? Wygranej?

Razem z Irlandią rozegraliśmy po dwa mecze z San Marino. Słowenii można dopisać 6punktów, reszcie (Czechy, Słowacja) po 3. Arytmetyka punktowa jest bardzo prosta. Polska już nie może ani razu stracić punktów, przynajmniej do ostatniego meczu ze Słowacją. Podczas, gdy czekają nas wyjazdy do Słowenii, Czech i trudny mecz u siebie Irlandią Płn.(znacznie wzmocnioną w porównaniu z Dublinem) i mając na ławce sztukmistrza Leonarda jakoś ciężko mi w to uwierzyć...

środa, 1 kwietnia 2009

Irlandia Płn - Polska 3:2

Nie pisałem wcześniej o meczu bo i chyba nie było co powtarzać się, każdy widział sam co pokazali wybrańcy holenderskiego abnegata. Znów, podobnie jak przy meczu ze Słowacją trochę obronię Boruca. To Żewłakow popełnił większy błąd przy spektakularnym machnięciu się bramkarza (miał czas i miejsce by w każdy rejon nierównego boiska podać), a przy pierwszej bramce, gdzie oczywiście też popełnił błąd Boruc, to większy popełnił gamoniowaty Wawrzyniak (stał i się patrzył jak piłka leci). Gdyby Beenhakker miał choć w połowie jako takie pojęcie o futbolu to by zmienił polskiego bramkarza w przerwie, gdyż gołym okiem było widać, że ten gra wyjątkowo nerwowo. Kuriozalnym jest też fakt zabrania go do Polski by dopiero tutaj go odprawić do domu - jeśli miał taki zamiar powinien go pożegnać w Irlandii. Inna sprawa, że akurat San Marino jest wymarzonym przeciwnikiem, aby podać polskiemu bramkarzowi rękę i po prostu go w nim wystawić, przecież następny mecz w eliminacjach będzie za pół roku, po co ma on rozpamiętywać tą nieszczęsną Irlandię? Co najgorszego mógł w nim zrobić, przegrać nam mecz?

Nie zgodzę się, że było to jedno z najgorszych spotkań polskiej reprezentacji. Uważny obserwator zauważy, że gramy to co zawsze za Beenhakkera. Każdy mecz na wyjeździe naszych orłów za kadencji Holendra tak właśnie wygląda. Tak wyglądał mecz z Walią, tak wyglądał z Irlandią, tak też dokładnie wyglądał mecz na Słowacji. Tu nie ma ani postępu, ani regresu. Cała kadencja Holendra to fatalna gra polskiej reprezentacji z dwoma przebłyskami w meczach z Czechami i Portugalią. Nie liczę wyjazdu w Portugalii bo każdy chyba pamięta, że graliśmy tam beznadziejnie, a wynik udało się wywieźć z wielkim szczęściem.

Każdy widział, że największym problemem była obrona. Ale jak nie miała być, gdy nie grali w niej ci co powinni. Środkowi w Belfaście obrońcy powinni zagrać na bokach, a w środku najlepsi dziś polscy obrońcy Głowacki-Jodłowiec, wciąż absurdalnie pomijani przez Leona. Zamiast tego mieliśmy biuro niemądrych kroków w wykonaniu Żewłakowa i Dudki, który ostatni mecz na środku obrony zagrał chyba ponad pół roku temu. Reszta formacji nie zagrała lepiej. Nasz rodak z Brazylii co rusz prezentował technikę godną wychowanka polskiej szkoły trenerskiej, tracąc piłkę w sytuacjach banalnych lub wykopując ja do przodu na oślep. Jeden taki wykop zakończył się asystą co oczywiście naszym pismakom pozwoliło zaliczyć go do jaśniejszych postaci...Czy Brazylijczyka choć raz sfaulowano, czy choć raz zdobył rzut wolny? Taki to przecież technik...

Najlepszy z Polaków był R.Lewandowski. Tylko u niego było widać oznaki techniki. Umiał piłkę przyjąć i najczęściej dokładnie dogrywał. Co z tego skoro kompletnie się marnował na prawym skrzydle. Najpierw na głupi pomysł wpada Smuda, przez co Udinese wygrywa dwumecz, a zaraz po nim Holender neutralizuje tym samym nasz największy atut w meczu z Irlandią Płn. Jeleń strzelił bramkę, ale umówmy się wykorzystał sytuację bardzo przypadkowo, i poza nią był całkowicie niewidoczny. Ani jednego przytrzymania piłki na połowie rywala, ani jednej akcji skrzydłem. W mojej ocenie kolejny rozczarowujący występ, choć nie beznadziejny. Robiący taktyczne, 1-minutowe zmiany w Bundeslidze Krzynówek, czy lider środka pola, Zidane wschodu Lewandowski zagrali na poziomie, który od dobrych 6-miesięcy prezentują, czyli fatalnie. Na koniec zostawiłem sobie, chyba dziś mojego ulubionego piłkarza eskadry Leona, Bandrowskiego. Żałuje, że nie zagrał Trałka, choć przebić w nieudolności Bandrowskiego byłoby mu naprawdę ciężko (w przypadku Trałki nie byłoby to jednak niemożliwe). To co wyrabiał Lechita przechodzi pojęcie. Strata za stratą, mnożenie niedokładnych podań, panika i strach. To jest gracz drugo lub trzecioligowy. Co robi w reprezentacji wie tylko mistrz Leo. Wyobrażą sobie ktoś środek linii pomocy Trałka-Bandrowski, który Leo poważnie rozważał? To by była prawdziwa komedia rodem z Braci Marx.

Teraz mamy wielką mobilizację na...San Marino. Ciężko sobie wyobrazić, że nie wygramy. Załóżmy jednak, że w pierwszej połowie nic nie wpadnie i może być naprawdę komediowo. Jeleń to gracz wybitnie do gry w kontrataku, Saganowski także się średnio nadaje do gry pozycyjnej. Jak nic nie wpadnie z dośrodkowań może być cyrk...