niedziela, 11 stycznia 2009

Manchester-Chelsea 3:0

Bardzo dziwna była ta powtórka z finału Ligi Mistrzów. Przez większość czasu Chelsea grała, a Manchester strzelał.

Pierwsza połowa to dominacja Chelsea. Może nie absolutna, ale chwilami naprawdę spora, gdy praktycznie nie schodzili z połowy rywala. Nie było za dużo sytuacji, ale bramka wisiała w powietrzu. Wtedy dostali bramkę do szatni, która wszystko zmieniła. Druga połowa zaczęła się bardzo wyrównanie, choć Chelsea grała już wyraźnie słabiej. Wtedy druga bramkę dał Rooney. I klub za kilkaset milionów dolarów, klub z gwiazdami na każdej pozycji po prostu stanął i zaczął walić głową w mur. Kilka idiotycznych decyzji Scolariego, jak zmiana Deco, czy wprowadzenie Di Santo i dostali jeszcze na do widzenia trzecią.

Chelsea musi gruntownie przemyśleć swoje ustawienie w pomocy. Bo gra Ballackiem i Lampardem w środku, a w dodatku fatalnym dziś Mikelem (zdecydowanie duży talent, ale gra na razie źle) daleko ich nie zaprowadzi. Z tych trzech może grać jeden, góra dwóch,a nie wszyscy kiedy najczęściej sobie przeszkadzają i dublują pozycje. Joe Cole i Dtogba wyraźnie są w jakimś dołku i Chelsea tylko w Deco miała jakikolwiek element zaskoczenia i kreatywności.

Manchester nie grając wielkiego meczu wygrywa z Chelsea 3:0. To sprawia, że naprawdę jest to kandydat do najpoważniejszych zwycięstw w tym sezonie i bardzo ciężko będzie ich zatrzymać. Chelsea chyba znów będzie bez trofeów, bo kupienie Tuncaya (nie mogę uwierzyć, że się nim interesują!) na pewno w niczym im nie pomoże...