sobota, 6 grudnia 2008

Lech-Deportivo 1:1

Lech zagrał znakomite spotkanie. Najlepsze w wykonaniu polskiej drużyny od pamiętnych bojów Wisły Kasperczaka. A jednak nie udało się wygrać. Czemu?

Znów frajerstwo w postaci straconej w 1 minucie bramki. Kiedyś trenowana przez Smudę Wisła w rewanżu z AC Parma także straciła bramkę w pierwszych 5 minutach spotkania (gol Chiesy), choć w wywiadach piłkarze i trenerzy do znudzenia powtarzali, że najważniejsze nie stracić gola w pierwszych minutach. Ciężko wyciągać wnioski, że to Smudy wina, ale wątpliwości powinny być. Stracona bramka zawsze źle działa na polskie drużyny, a czyż nie najlepiej stracić bramkę w 1 minucie i mieć cały mecz na odrabianie strat? Niestety, Lech stracił całe 30 minut na dojście do siebie - minut, których w ostatecznym rozrachunku zabrakło do zwycięstwa.

Nurtuje mnie pomysł z ustawieniem z jednym środkowym napastnikiem. W Moskwie Smuda wychodzi dwoma, gdzie wiadomo było dla każdego, że Lech będzie grał z kontry - abecadło futbolowe mówi w takiej sytuacji o zagęszczaniu środka pola. Z kolei w meczu z Hiszpanami, którzy zapowiedzieli, że około pół składu to będą zawodnicy rezerwowi (choćby wcale nie grający w Primera emeryt Valeron, czy Mista) i z tego względu było wiadomo, że to Lech będzie prowadził grę, wtedy Smuda wystawia jednego napastnika. Jak ktoś miał wątpliwości, kto będzie prowadził grę to po 1 minucie już chyba ich nie miał? Wyrównanie padło w pierwszej połowie, ale tak naprawdę nic go nie zapowiadało. Zmiana na dwóch napastników powinna zostać przeprowadzona przed 30 minutą meczu, gdy Lech grał słabo i taki impuls ofensywny w postaci wejścia Lewandowskiego by się bardzo przydał.

Nie mam natomiast żadnych pretensji o przebieg drugiej połowy, mimo, że wciąż granej w dziwnym ustawieniu, gdy Bandrowski, czy mający słabszy dzień Murawski spokojnie mogli ustąpić miejsce zawodnikowi ofensywnemu. Bohaterem spotkania był dla mnie Jakub Wilk, w mojej ocenie od paru lat jeden z największych polskich talentów. Niestety, ubiegły sezon miał praktycznie stracony, gdyż Smuda prawie w ogóle go nie widział w składzie. Teraz mam nadzieję rozpoczyna od niego skład. Marzy mi się dwóch Jakubów na skrzydłach w reprezentacji, ale zanim maestro i jego mądry inaczej asystent na to wpadną pewnie będzie po eliminacjach...

Rozbawił mnie jeden z komentujących po meczu trenerów, który stwierdził, że Feyenoord jest taki słaby, że Lech wygra ile będzie trzeba, na przykład 2:0. Owszem, Feyenoord notuje bardzo słaby sezon, ale primo-nie wiem, czy w historii polskiej piłki było więcej niż jedno zwycięstwo polskiej drużyny w Holandii (Legia z Utrechtem); secundo u siebie Feyenoord to drużyna bardzo silna, nawet w kryzysie i jeśli Lech ma tam wygrać, to na pewno nie dwoma bramkami. Wisła w Rotterdamie także grała o awans, efektem czego Okuka wpuścił obrońcę za napastnika w końcówce spotkania. Ciekawe co wymyśli Smuda, fantazje ma podobną...