środa, 31 grudnia 2008

Wielka próba przed Lechem

Super Express donosi, że Stilic jest gotów się przenieść do Celticu już w styczniu. Pomijam w tym momencie wiarygodność tego tabloidu (choć gwoli prawdy informacje futbolowe ma często bliskie prawdy), ale zainteresowanie wydaje się poważne, bo w Glasgow rzeczywiście wiedzą, kto to Stilic, co w przypadku zainteresowania innymi piłkarzami z Polski nie zawsze jest normą.

Lech stoi teraz na rozdrożu. Czy będzie budował silną drużynę by zaatakować LM w następnym sezonie, czy dołączy do grona zespołów szybko spadających na ziemie, nie mogących sie odnaleźć w obliczu osłabienia. Przerabiała to już Wisła jak odeszli Kosowski, Żurawski i Frankowski, kiedy nawet się nie wysilono na szukanie następców. Lech zapiera się, że w osobach dwóch nowych nabytków z byłej Jugosławii ma zastępców, ale nie oszukujmy się - Stilic to był taki sam fuks jak Błaszczykowski w Wiśle, to się nie powtórzy przez następne kilka lat.

Bośniak moim zdaniem nie wygląda na rozsądnego zawodnika i jeśli postanowił odejść nic go nie przekona by został. Tym bardziej, że na transfer mocno naciska agent piłkarza, który ma podobno na niego wielki wpływ. Co zrobi Lech? Czy zagra z nim jak Wisła z Kalu, gdzie straciły obydwie strony - tak zawodnik jak i klub? Czy po prostu pozwoli mu odejść i odda Puchary walkowerem...

piątek, 19 grudnia 2008

Dobre losowanie

Udinese Calcio - kolejny rywal Lecha w Pucharze Uefa jest zespołem w zasięgu polskiej drużyny. Sami zawodnicy życzyli sobie bardziej Niemców, ja osobiście uważam, że z nimi mielibyśmy o wiele mniejsze szanse.

Przede wszystkim niemieckie drużyny bardzo poważnie traktują rozgrywki pucharowe i wystawiają najmocniejsze składy. Udinese natomiast we wszystkich meczach grupowych Pucharu Uefa wystawiała drugi garnitur, traktując rozgrywki europejskie jak polskie drużyny Puchar Ekstraklasy. Nawet, gdy ogrywała Dortmund na wyjeździe ich najlepszy zawodnik Di Natale wchodził na ostatnie 20minut. Przejechali się na tym w rewanżu i dopiero w karnych awansowali do rozgrywek grupowych. Można założyć, że na pierwszy mecz w Poznaniu nie wystawią optymalnego składu. Nawet z nie najsilniejszym Udinese będzie ciężko, ale zawsze będzie to słabsza drużyna od tej potencjalnie najmocniejszej jaką Udine może wystawić.

Udniese to dziś reprezentantanci Włoch Di Natale i Quagliarella. Groźny może być Szwajcar Inler, któremu wróży się wielką karierę. Poza nimi, a dodajmy, że pewnie nie wystąpią w Poznaniu, nie ma się kogo obawiać. Przyjedzie drużyna średnia, bez gwiazd, z zawodnikami na dorobku. Jeśli nikt ważny z Lecha nie odejdzie to faworytem w tym dwumeczu jest dla mnie polska drużyna.

czwartek, 18 grudnia 2008

Feyenoord - Lech 0:1

Lech wygrał z młodzieżą z Rotterdamu pewnie. Może nie było zbyt dużo sytuacji, ale za to obraz gry, który Lech kontrolował mógł się podobać. Szkoda, że nie przycisnęli bardziej, bo okazalsza wygrana była całkowicie w ich zasięgu i takie 0:3 na pewno zrobiłoby w Europie wrażenie. Mimo wszystko nie deprecjonowałbym tak tego zwycięstwa, jak większość mediów. Owszem, Feyenoord w ogromnym kryzysie, ale można sporo postawić, że zagra za rok w Pucharach, albo trochę mniej, że jeszcze doczłapie do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów.

W mojej ocenie był to najsłabszy mecz z wszystkich Lecha w tegorocznym Pucharze Uefa. Bardzo mało sytuacji, mało składnej gry, wszystko rwane i męczone. Bardzo dobrze funkcjonował pressing i jak się wydaje to było kluczem do zwycięstwa, bo Feyenoord grał bardzo bojaźliwie, często tracił prosto piłkę - widać po prostu jak wielki panuje tam kryzys. Beznadziejną zmianę dał Bandrowski, który w ciągu tych parunastu minut pobytu na boisku 5krotnie wybił na oślep piłkę, drugie tyle niecelnie zagrał. Wciąż mnie dziwi niechęć Smudy do zmieniania Rengifo, który ma tendencje do znikania na boisku i wczoraj to on powinien zejść, a nie grający przyzwoicie Lewnandowski.

Lech zdobył dla polskiej piłki bardzo ważne 5 punktów. Bodaj dzięki nim dogonimy ligę chorwacką i zaczniemy gonić inne ligi (dziś jesteśmy w połowie 3ciej dziesiątki w Europie). Patrząc na drużyny, które awansowały i te odpadające z Ligi Mistrzów wydaje się, że poza zasięgiem Lecha jest tylko kilka drużyn i zdecydowana większość w ich zasięgu. Jeśli nie dojdzie do wyprzedaży w styczniu i nikt nie odejdzie można spokojnie się pokusić o 1/8, a kto wie czy nie dojść dalej. Mam jednak wrażenie, że wielu będzie czekać na wynik losowania i jeśli przyjdzie rywal trudny, mocny wtedy zapali się zielone światło dla menadżerów obskakujących Lecha. Oby nie, bo od Wisły Kaperczaka jest to najmocniejsza polska drużyna. Z bardzo prostej przyczyny - bo jest to polska drużyna, która wystartowała do pucharów wzmocniona, a nie osłabiona. Czy ktoś pamięta kiedy tak było ostatnio?

środa, 17 grudnia 2008

Raul wraca do reprezentacji?

Vicente del Bosque nie wyklucza powołania Raula do reprezentacji.

Pisałem już o tym, gdy Hiszpania zdobyła tytuł, że Aragones wygrał Euro między innymi poprzez odsunięcie od kadry Raula. Aragones nie jest wielkim trenerem i nigdy nim nie był. Przeleciał przez duże kluby, czasem wpadł jakiś puchar, ale generalnie to jeden z tych w typie Camacho-Clemente trenerów, pętających się wiecznie i robiących najczęściej za strażaków. O tym jakim Aragones jest taktykiem, wizjonerem itp, można sie przekonać obserwując efekty pracy z Fenerbahce, gdzie dostał naprawdę spore pieniądze i nieomal władzę absolutną. Co on zrobił? Przepłacił około 3krotnie za rodaka Guizę, chyba tylko po by mieć z kim porozmawiać. Turecka drużyna, która w ubiegłym sezonie wykonała poważne kroki ku ścisłej czołówce europejskiej (Chelsea miała spore szczęście w ćwierćfinale), w tym cofnęła się dalej niż była 5 lat temu. W kontekście Euro przemyślał jednak kilka rzeczy, jak na przykład jak to się dzieje, że Raul w reprezentacji niemal zawsze zawodził,i nie tylko jeśli chodzi o kluczowe momenty jak karny z Francją. Zauważył trwającą już kilka sezonów słabą formę i zamienił go na młodego, pełnego werwy Davida Ville. Efekt widzieliśmy, Hiszpania wygrała Euro w udanym stylu, nawet mimo karnych.

Raul od 5ciu lat nie prezentuje formy uprawniającej do gry w Realu Madryt i równocześnie reprezentacji. Prawdą jest, że w ostatnim klasyku z Barceloną nie grał tragicznie, wypadł lepiej nawet od Higuaina, ale w kontekście napastnika, który w tamtym meczu nie oddał strzału marne to pocieszenie. Jego powrót będzie oznaczał, że Hiszpania nie odegra żadnej roli na Mundialu w RPA. Mam nadzieję, że była to tylko kurtuazyjna wypowiedź związanego od lat z Realem trenera i jednak Raula nie zobaczymy już w koszulce reprezentacyjnej.

czwartek, 11 grudnia 2008

Lech Michniewicza zamieszany w korupcję

Mourinho Michniewicz zaprzecza w kuriozalny sposób, że nie sprzedawał Lech spotkań. Mówi, że nie sprzedawał, bo
W Lechu wtedy nie było pieniędzy. Piłkarze i ja długo czekaliśmy na zaległe wypłaty. Takie historie w ogóle nie wchodziły w rachubę.
Ciekawa logika, ale ja pamiętam sezon, gdy Mourinho sięgał po Puchar Polski i było tam wiele ciekawych spotkań, i jest to też jeden z (wielu) powodów dla których uważam postać Mourinho Michniewicza za postać w najwyższym stopniu niewiarygodną. Oto się okazuje, że zatrzymany obrońca Lecha Zbigniew W. (nie wiem czy mnie obowiązuje ta kropka, ale chyba każdy wie o kogo chodzi) miał być zamieszany w korupcyjny proceder. Spotkania, którymi prokuratura najbardziej jest zainteresowana są spotkania w Pucharze Polski z Polonią i Polkowicami. Ciekawe, czy w taki sposób narodził się młody, zdolny trener. Było w tym sezonie więcej dziwnych spotkań, jak choćby mecz z Widzewem, gdzie padł remis 1:1 po golach Ławy dla Widzewa po błędzie Bosackiego i wyrównaniu 2 minuty później Lecha.

Chwilę jeszcze zatrzymam się nad postacią Zbigniewa W., bo wyjątkowo mało przyjemna to persona. Gdy podczas gry w Polarze Wrocław, dziadki (takie osoby głównie chodziły na spotkania Polaru) krzyczały sprzedawczyki itp epitety nasz Zibi potrafił odkrzyknąć niewybrednie lub zagrozić pobiciem (oczywiście dlatego, że on nigdy, przenigdy nie sprzedawał). Pamiętam też dwa mecze z Lechem, 1:4, gdy to Lech się bronił przed spadkiem z 2 ligi i 0:1 gdy Lech kupował na potęgę, gdy robiono awans za panowania specjalisty, od awansów właśnie, Baniaka (właśnie po to zatrudnionego), także zamieszanego w korupcję. Po 1:4 nie było osoby na stadionie we Wrocławiu, która by nie gwizdała i która nie byłaby przekonana, że mecz został w haniebny sposób sprzedany. Było na tym meczu kilka naprawdę śmiesznych sytuacji, kiedyś będzie może okazja o nim napisać. Na spotkaniu zakończonym 0:1 nie byłem, ale Baniak nie zwykł wygrywać w uczciwy sposób, więc pewnie ktoś z dwójki sędzia-Zbigniew W. był w rękawie Baniaka.

Czy Zbigniew W. zatopi polskiego Mourinho? Jeśli tak, w najmniejszym stopniu mnie to nie zdziwi...

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Złota piłka dla Ronaldo

Niestety, nie starczyło znów rozumu francuskim dziennikarzom, by najbardziej wartościową nagrodę piłkarską dać piłkarzowi, który na to najbardziej zasługuje.

Na oko jest to nagroda zupełnie zasłużona. Patrząc jednak dokładniej może i Cristiano był w 2008 roku nadzwyczaj skuteczny, ale w tych najważniejszych meczach po prostu zawodził. Zarówno w lidze angielskiej, pucharach i przede wszystkim na Euro. Jeszcze jak co do Premiership można uznać, że te ponad 30 bramek to jednak czynnik decydujący, tak w pucharach, gdzie od ćwierćfinału był po prostu słaby, czego kulimnacją był przestrzelony karny w finale. Euro dla piłkarza o takich ambicjach było totalną kompromitacją. Należała mu się nagroda dla najlepszego strzelca, dla mającego najlepszą średnią, ale nie dla najlepszego piłkarza. Taka osoba to zawodnik, który prowadzi swój klub do największych sukcesów. Piłkarz, który w pojedynkę przesądza wynik, który gdy nie idzie drużynie potrafi się wznieść na wyżyny. Cristiano taki nie jest i mam wrażenie nigdy nie będzie, co jest wynikiem jego dziecinnego charakteru.

Tak naprawdę dokonano wyboru co jest ważniejsze, Liga Mistrzów czy Mistrzostwa Europy. Gdyby wygrała tytuł drużyna klasy Grecji (choćby taka Polska) można rzeczywiście nie wybierać najlepszego piłkarza spośród Mistrzów Europy. Ale gdy wygrywa go Hiszpania, naszpikowana gwiazdami, jak choćby Casillasem, Senną, czy Villą, nie wygląda to prawdziwie. Moim zdaniem od kompromitacji w postaci wyboru Szewczenki kilka lat temu, jest to najgorszy wybór. Kompromitacji nie ma, ale niesmak pewien pozostał. Dodam jeszcze, że moim zdaniem zwycięzcą powinien być ktoś z dwójki Casillas-Villa.

sobota, 6 grudnia 2008

Lech-Deportivo 1:1

Lech zagrał znakomite spotkanie. Najlepsze w wykonaniu polskiej drużyny od pamiętnych bojów Wisły Kasperczaka. A jednak nie udało się wygrać. Czemu?

Znów frajerstwo w postaci straconej w 1 minucie bramki. Kiedyś trenowana przez Smudę Wisła w rewanżu z AC Parma także straciła bramkę w pierwszych 5 minutach spotkania (gol Chiesy), choć w wywiadach piłkarze i trenerzy do znudzenia powtarzali, że najważniejsze nie stracić gola w pierwszych minutach. Ciężko wyciągać wnioski, że to Smudy wina, ale wątpliwości powinny być. Stracona bramka zawsze źle działa na polskie drużyny, a czyż nie najlepiej stracić bramkę w 1 minucie i mieć cały mecz na odrabianie strat? Niestety, Lech stracił całe 30 minut na dojście do siebie - minut, których w ostatecznym rozrachunku zabrakło do zwycięstwa.

Nurtuje mnie pomysł z ustawieniem z jednym środkowym napastnikiem. W Moskwie Smuda wychodzi dwoma, gdzie wiadomo było dla każdego, że Lech będzie grał z kontry - abecadło futbolowe mówi w takiej sytuacji o zagęszczaniu środka pola. Z kolei w meczu z Hiszpanami, którzy zapowiedzieli, że około pół składu to będą zawodnicy rezerwowi (choćby wcale nie grający w Primera emeryt Valeron, czy Mista) i z tego względu było wiadomo, że to Lech będzie prowadził grę, wtedy Smuda wystawia jednego napastnika. Jak ktoś miał wątpliwości, kto będzie prowadził grę to po 1 minucie już chyba ich nie miał? Wyrównanie padło w pierwszej połowie, ale tak naprawdę nic go nie zapowiadało. Zmiana na dwóch napastników powinna zostać przeprowadzona przed 30 minutą meczu, gdy Lech grał słabo i taki impuls ofensywny w postaci wejścia Lewandowskiego by się bardzo przydał.

Nie mam natomiast żadnych pretensji o przebieg drugiej połowy, mimo, że wciąż granej w dziwnym ustawieniu, gdy Bandrowski, czy mający słabszy dzień Murawski spokojnie mogli ustąpić miejsce zawodnikowi ofensywnemu. Bohaterem spotkania był dla mnie Jakub Wilk, w mojej ocenie od paru lat jeden z największych polskich talentów. Niestety, ubiegły sezon miał praktycznie stracony, gdyż Smuda prawie w ogóle go nie widział w składzie. Teraz mam nadzieję rozpoczyna od niego skład. Marzy mi się dwóch Jakubów na skrzydłach w reprezentacji, ale zanim maestro i jego mądry inaczej asystent na to wpadną pewnie będzie po eliminacjach...

Rozbawił mnie jeden z komentujących po meczu trenerów, który stwierdził, że Feyenoord jest taki słaby, że Lech wygra ile będzie trzeba, na przykład 2:0. Owszem, Feyenoord notuje bardzo słaby sezon, ale primo-nie wiem, czy w historii polskiej piłki było więcej niż jedno zwycięstwo polskiej drużyny w Holandii (Legia z Utrechtem); secundo u siebie Feyenoord to drużyna bardzo silna, nawet w kryzysie i jeśli Lech ma tam wygrać, to na pewno nie dwoma bramkami. Wisła w Rotterdamie także grała o awans, efektem czego Okuka wpuścił obrońcę za napastnika w końcówce spotkania. Ciekawe co wymyśli Smuda, fantazje ma podobną...

sobota, 29 listopada 2008

Co się dzieje z Wisłą?

Wisła od rewanżu z Tottenhamem jest w wyraźnym kryzysie. Mecze, które wygrywała to męczarnie, często punkty zdobywał sam Brożek. Nie wiem, czy dziś meczem z Ruchem czara goryczy dla prezesa Cupiała nie została przelana. Patrząc na wybór wśród potencjalnych następców wolałbym by nie...

Pamiętam wybór, gdy Wisła szukała ostatnio trenera. Sprowadzał się on praktycznie do wyboru, między dwoma Maciejem Skorżą lub Czesiem Mourinho Michniewiczem. Pamiętam, że niemal modliłem się by wybór nie padł na tego drugiego, który czego jestem pewien, doprowadziłby do upadku Wisły. Skorża także w moich oczach nie przedstawiał się zbyt okazale, ale przynajmniej terminował u Janasa i pewne spojrzenie na piłkę powinien mieć. Poskładał najlepszą w Polsce kadrowo drużynę, oparł jej grę na największym ostatnio talencie w polskiej piłkce, Pawle Brożku. Przywrócił drużynie Cantoro, który wpływu na grę drużyny nie ma żadnego i Petrescu miał rację rezygnując z niego, ale już wpływ na szatnię ma ogromny. Miał też trochę szczęścia, bo sezon życia miał Zieńczuk, który imponował skutecznością (samą grą już wiele mniej). Tytuł zdobyty w imponującym stylu, tyle, że pozostał mi po nim pewien niesmak. Najbardziej zdumiony byłem końcówką sezonu, gdy Skorża wciąż wystawiał tą samą jedenastkę, wciąż było próżno w niej szukać kogoś nowego, młodego. Uważam, że właśnie dziś za to płaci, bo czas na szukanie innych opcji w ubiegłym sezonie było aż nadto, dziś grozi utrata ważnych punktów, co w obliczu wygrywających Legii i Lecha nie wróży zbyt dobrze. Brożek jest w każdym meczu kryty podwójnie i potrójnie i nawet jeśli ściągnie te plastry na siebie nie ma go kto wyręczyć w zdobywaniu bramek. Wisła gra ostatnio ten sam futbol co za Petrescu. Szybki, bardzo agresywny, ale bez żadnego polotu z przodu.

Zbliża się przerwa zimowa i będzie to bardzo ważny okres dla Wisły. Nowi zawodnicy są jej potrzebni jak powietrze. Środkowy pomocnik (mam nadzieję nie Garguła) i napastnik, a najlepiej dwóch. Diaz na środek za Cantoro i powinna Wisła zagrać o tytuł...

CSKA-Lech 2:1

Lech przegrał przede wszystkim ze względu na dziurę w środku pola. I jak Injac jeszcze biegał, gdzie powinien, zakrywał środek pola dość umiejętnie tak Stilic zupełnie nie zachowywał się jak środkowy pomocnik. Wystarczyły dwa szybkie podania i CSKA środkiem pola przedostawało się pod bramkę Lecha. Stilic to naprawdę przyzwoity chłopak - dysponuje dobrym podaniem, niezłym strzałem, nieźle się czuje w ścisku. Gra jednak na bardzo dużym procencie strat, defensywnie jest zbyt mało agresywny i co dla mnie najważniejsze zbyt mało biega, sprawia wrażenie leniwego. Jeden z działaczy Lecha opowiadał, że Stilic w rodzimej Bośni był rzucany po różnych pozycjach, rzadko go obserwowano, gdy grał na środku pomocy - jest to pewien klucz do zrozumienia, dlaczego Stilic w 4osobowym bloku pomocy jest mało przydatny.
Dla takich zawodników jest tylko jedna pozycja - wolny elektron, czy jak kto woli ofensywny pomocnik. Ktoś bez zadań defensywnych, biegający tylko do przodu. W latach 90tych była moda na takich piłkarzy, dziś, gdy większość drużyn preferuje futbol totalny miejsca dla takich zawodników zaczyna brakować. W przypadku Lecha problemem było, że Smuda wystawił 2ch napastników i środek pola nie był należycie zabezpieczony. W 2 połowie Smuda zmienił Peszko na Bandrowskiego i Stilic zaczął grać fałszywego bocznego pomocnika i było trochę ze środkiem pola lepiej, dość przecież powiedzieć, że nie straciliśmy wtedy bramki. Inną sprawą jest fakt, że ściągnięcie najlepszego w pierwszej połowie Peszki chyba nie było najlepszą decyzją.

Skupiłem się na Stilicu, a oczywiście nie on jeden przegrał spotkanie. Bramki padły z ogromnych błędów, takich, które się nie przytrafiają normalnie. Pierwsza to błąd Arboledy, druga to efekt dziwnej decyzji Tanevskiego, który patrzył bezczynnie jak piłka wpada w pole karne i dochodzi do niej Żirkow. Zwrócę jednak uwagę na fakt, że Lech grał do końca, że potrafił przycisnąć solidny zespół rosyjski (kto wie, czy to nie jeden z faworytów do zdobycia pucharu), tak, że ten w końcówce grał na czas (!). Cały czas mam w oczach dogrywkę Wisły z Panathinaikosem, gdzie od awansu dzieliła Wisłę tylko jedna bramka i ta nie potrafiła nawet zdobyć się na jedną szarżę, na jeden choć atak, snując się całkowicie bez wiary podczas dogrywki. Lech pokazał, że nie ma co rozdzierać szat, nie przyjeżdża przecież za tydzień najmocniejsza drużyna hiszpańska, tylko zespół na ich realia przeciętny, który może nawet spaść z Primera. Patrząc na mecz z CSKA wydaje się, że przynajmniej 50% szans na zwycięstwo ma Lech, co może spowodować, że w Rotterdamie zagra Lech o historyczne wyjście z grupy.

wtorek, 25 listopada 2008

Science-fiction do kwadratu

Piłkarz reprezentacji Polski i Legii Warszawa, 25-letni Jakub Wawrzyniak obserwowany jest przez trzeci zespół Serie A w poprzednim sezonie Juventus Turyn - poinformował we wtorkowym wydaniu dziennik "Leggo". Według włoskiej gazety trener Claudio Ranieri chciałby sprowadzić Wawrzyniaka już w styczniu 2009 roku. Tamtejsi dziennikarze twierdzą, że lewym obrońcą z Polski zainteresowane są też Blackburn Rovers i Bayern Monachium.


Takie coś dziś gruchnęło na Onecie. Pytanie rodzi się samo. Kto oszalał? Czy naprawdę są w Polsce osoby interesujące się futbolem, które uwierzą w taką piramidalną bzdurę? Wyraźnie w Legii jest jakiś dział zajmujący sie podsyłaniem dziennikarzom plotek, tyle, że tym razem to przesadzili kosmicznie, bo nikt zdrowy na umyśle nie uwierzy, że można dać za Wawrzyniaka jakiekolwiek pieniądze. Wiadomość pochodzi z włoskiego odpowiednika Faktu, a więc wiarygodnośc wiadoma, tyle, że Onet, a zanim niemal wszystkie media to powtarzają. Licytujący właśnie piłkarzy Lecha Przegląd Sportowy pewnie to jutro zamieści na froncie, nie co dzień przecie pada taki nius. A że wiarygodność tego zerowa - to nikogo nie obchodzi, a już na pewno nie powinno czytelników. Ciekawe co będzie następne - Chinyama w Atletico, czy może Rzeźniczak w Romie.

niedziela, 23 listopada 2008

Irlandia-Polska 2:3

Trochę spóźniony post, ale recenzje trzeba napisać, bo spośród morza słów jakie wylano w związku ze spotkaniem z Irlandią nikt się nie zająknął jak tragiczny był obraz meczu.

Rzecz tak naprawdę się sprowadza do pytania, czy wolisz by grając jak Irlandia w środę Polska przegrała mecz, czy wygrała prezentując styl ze środy? Akcji naszych orłów było dosłownie kilka, ale to nie jest najgorsze, bo spotkań, gdzie drużyna grająca w piłkę nie ma sytuacji widziałem kilkaset. Najgorszy był przebieg meczu. Ile razy w telewizorze oglądaliśmy biegających Polaków za piłką? Jak długie były te fragmenty, gdzie nikt nawet faulem nie potrafił przerwać swobodnie operujących piłką wyspiarzy? Dodajmy do tego grających piłkę schematyczną opartą na bocznych obrońcach i szybkim wyprowadzeniu piłki ze środka pola.

Strzeliliśmy trzy bramki, wynik naprawdę godny uwagi, bo Irlandia bardzo rzadko traci tyle, szczególnie u siebie. Zwróciłbym jednak uwagę na czas ich zdobycia. Początki pierwszej i drugiej połowy oraz końcówka spotkania. W eliminacjach pewnie to się nie zdarzy ani razu, nie mówiąc o potencjalnym mundialu. Można się domyślić, że wynikły one z faktu, że Irlandia wchodziła w mecz nieskoncentrowana, takie sytuacje są nagminne w tych okresach spotkań, spytajcie się trenerów. Te stracone bramki świadczą tylko, że albo Irlandia nas zlekceważyła wychodząc na przysłowiowym luzie, albo Trappatoni już nie jest tak dobrym trenerem. Szczególnie bramka Rogera obciąża konto trenera z Włoch, bo doprawdy mało znam spotkań, gdzie drużyna traci bramki na początku obu części. Ich strata, nasz zysk i wszystko byłoby w największym porządku, gdybyśmy zagrali dobry mecz. A zagraliśmy spotkanie słabe, dokładnie takie jak inne rozgrywane na wyjeździe za panowania Holendra. Brak pomysłu na utrzymanie się przy piłce, brak asekuracji i przede wszystkim złe ustawienie taktyczne objawiające się w braku odbiorów piłki. Najczęściej Irlandczycy tracili z nami piłkę, gdy zagrywali niecelnie. Gdy było miejsce na rozegranie, a najczęściej było, mieliśmy przysłowiowego dziada.

Pozytywy to piękna bramka Lewandowskiego, rajdy Błaszczykowskiego, kilka niezłych wyjśc Brożka i ...słaba gra Fabiańskiego, który szczególnie w końcówce pokazał, że nie dorósł ani do reprezentacji, ani do Arsenalu. Po co grał Krzynówek, jak można było sprawdzić choćby Gancarczyka ze Śląska, Late z Polonii, czy drugiego Brożka nie wiem, widać Leon daje się ogrywać Jackowi, który jak wiemy jakiś czas temu zamienił ławkę na trybuny. Także występ od początku 33 letniego Bosackiego musi budzić wątpliwości. Jodłowiec wszedł i dziecinnie dał się ograć przy karnym, ale i tak uważam, że to był mecz gdzie powinien dostać szansę od początku. Wspomniany Bosacki zagrał jedynie poprawnie, kilka razy dał się dziecinnie ograć i na pewno nie będzie filarem bloku obronnego w RPA.

Szczęście od wielu lat sprzyja tej reprezentacji. Nie można wykluczyć, że jednak awansujemy do Mundialu w RPA, ale można z całą stanowczością stwierdzić, że z taką grą jak w Dublinie nie mamy tam czego szukać. Gramy to co graliśmy, nie widać nowych zawodników, nie widać zmiany sposobu gry, choćby minimalnej. A mija drugi rok pracy z kadrą wielkiego Holendra...

wtorek, 18 listopada 2008

Balony Beenhakkera

Największy trener ze stąpających po polskiej ziemi szczyci się promowaniem piłkarzy. Rzeczywiście, w czasie swojej dwuletniej pracy z kadrą wypromował wielu zawodników, jednak jak postaram się zaraz udowodnić piłkarze ci zyskiwali na tym jedynie finansowo, a sportowo zawsze byli tytułowym balonami, które zawsze pękały, gdy zderzały się z prawdziwą rzeczywistością futbolową.

1. Numero uno oczywiście słynny Rado Matusiak. Wyróżniający się piłkarz ze słabej polskiej ligi nie chciał słyszeć o transferze do najlepszych polskich klubów, tylko za radą mentora poszedł podbijać świat. Poobijany fizycznie i psychicznie wylądował za rekomendacją Leona w Holandii, gdzie długo oczy przecierali jak mogli za zawodnika przyjmującego piłkę na dwa metry zapłacić prawie 2 mln Euro. Wróble ćwierkają, że tym transferem zamknął sobie Leon rynek holenderski i nikt juz nie chce tam słyszeć o rekomendacjach Holendra, ale przecież to nie ma znaczenia. Polaków i tak tam nigdy mocniej nie chciano. Po przygodzie w Holandii zawodnik był dalej ciągnięty za uszy, aby mógł pojechać na Euro i oglądaliśmy krakowską komedie pomyłek pod tytułem Nie Tak Się Umawialiśmy. Koniec tej przyznajmy filmowej historii o kopciuszku znamy. Radek zajmuje się dziś wielkim biznesem i z piłka nie chce mieć nic wspólnego...

2. Pozycja druga to co ciekawe znów zawodnik związany z krakowską Wisłą. Tym zawodnikiem jest oczywiście Wojciech Łobodziński, prawoskrzydłowy bez szybkości, bez zwodu, z tylko poprawnym dośrodkowaniem. Naprawdę tu trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, bo napompowanie takiego średniego zawodnika to sztuka nie lada. W reprezentacji ma już bodaj 20 występów i ani jednego choćby poprawnego. Strzelił bramkę Czechom w towarzyskim meczu i to chyba przypieczętowało jego wyjazd na Euro, bo wcześniej nie pokazał w niej dosłownie niczego. Nieładnie jest zaglądać do portfela, ale Łobodziński jest w trójce najlepiej zarabiających piłkarzy Wisły, a piłkarsko na obecną i pewnie przyszłą chwilę plasuje się na 15stym miejscu. Ostatnie spotkania pokazują, że Skorża woli wystawić do składu młokosa Patryka Małeckiego (całkiem słusznie) kosztem ulubieńca Leona. Wisła środków na wysokie pobory ma na 2ch, może 3ch zawodników i dziś wśród pobierająch jest wiecznie kontuzjowany Niedzielan i wlaśnie Łobodziński. Wisła jednak do tego jest przyzwyczajona, wcześniej mając Kużbę i Dawidowskiego...

3. Tu stawiam na jednego z moich ulubieńców, Rogera Guerreiro, Brazylijczyka z polską techniką. No, może przesadzam, ze dwie sztuczki zna, nieważne, że jeszcze NIGDY nie przyniosły one choćby jednej bramki. Zgadzam sie z opinią brazylijskich dziennikarzy, że ten piłkarz ma po prostu spore braki techniczne. Jeden z nich nawet wyraził opinię, że Roger jest po prostu drewniany i dlatego w Brazylii był rzucany po wielu pozycjach, podobno najlepiej grał na lewej obronie! Także w Hiszpanii, w Celcie Vigo pamiętany jest jako jedna z większych pomyłek tego zespołu. Krzywdę temu piłkarzowi zrobili dziennikarze pisząc, że miał dobre Euro, no ale skoro wystarcza im bramka z metrowego spalonego i wyróżnianie się na tle najsłabszej drużyny w całym turnieju do takiej opinii to ich sprawa. Uważam, że naturalizacja Rogera to był efekt desperacji Holendra. Po prostu po meczach towarzyskich wpadł w panikę i postanowił naturalizować najlepszego obcokrajowca z polskiej ligi. Tak padło na Rogera. Szkoda, że Kalu Uche był już wtedy w Hiszpanii...

4. Tu stawiam na parkę z Zabrza, Michał Pazdan i Tomasz Zahorski, przyznacie duet nie do pogardzenia. Do pierwszego tak naprawdę nie można mieć większych pretensji. Został powołany pojechał, pokopał na treningu, mentor uznał, że ma jechać na Euro nosić ręczniki to pojechał. Drugi to inna historia, bo to balon równie mocno napompowany co Łobodziński. W ubiegłym roku jak sam wielokrotnie się wypowiadał chciał podbijać Europę i mieszał ofertami z Bundesligi. Obecny sezon to wszystko weryfikuje, bo synek Beenhakkera ma jedną bramkę (strzeloną z 1 metra) i co najważniejsze gra ponad wszelką miarę beznadziejnie. Wypada się spytać Henryka Kasperczaka, czemu w sytuacji, gdy Górnik stoi na krawędzi katastrofy wciąż stawia na to indywiduum. Inna sprawa, że Górnik nie ma kogo fizycznie wstawić za niego...

5. Tu jest kandydat na podobny balon co te przedstawione wyżej, a mianowicie Łukasz Garguła. Zawodnikowi temu się w przyszłym roku kończy kontrakt i jako, że jest pewniakiem w kadrze Leona to zapewne do walki o niego staną najlepsze polskie kluby (ciekawe czy Legia mając Iwańskiego i Gize się włączy). Patrząc na potrzeby polskich klubów to Wisła najbardziej potrzebuje ofensywnego środkowego pomocnika jakim tylko z nazwy jest Garguła. Z nazwy, bo środkowy pomocnik powinien dużo biegać, a Garguła zdrowia ma na 20 minut. Poza tym będący w kadrze Wisły Jirsak to zawodnik prezentujący wyższy poziom, a do tego jeszcze sporo młodszy. Oby Wisła i jej działacze wyciągnęli wnioski z transferu Łobodzińskiego, i oby nie zakontraktowali kolejnego pupilka Holendra.

sobota, 15 listopada 2008

Lewandowski za 5mln Euro...

Roman Kołtoń napisał w jednym z artykułów, że Robert Lewandowski ma ofertę za swe usługi zbliżającą się do 5mln Euro. To, że menadżerowie wygadują takie głupoty to wiadomo od dawna, ale że wydawałoby się poważny dziennikarz powtarza za nimi takie absurdy jest niepokojące. Twierdzę, że takiej ofert na pewno nie ma i mieć jeszcze długo nie będzie, a i można z prawie stuprocentową pewnością założyć, że mieć nie będzie nigdy.

Polscy menadżerowie od dawna mają opinię mitomanów, ludzi chcących uchodzić za ważniejszych niż są. Trafia się tam sporo różnego rodzaju cwaniaków i hochsztaplerów, w najlepszym razie ludzi mało poważnych. Mitomańska właśnie jest ta powtarzana przez dziennikarza Kołtonia oferta, bo gdyby jakikolwiek polski zawodnik (idąc dalej zawodnik grający w Polsce) miał ofertę zbliżającą się do 5mln to nawet jeśliby pochodziła z Tajlandii już by tam grał. Wypada przypomnieć cyrk z Rogerem, który już był dogadany z Ajaxem, choć jak się dziennikarze wreszcie kogoś z Holandii o gracza Legii zapytali to nikt nie wiedział o kogo chodzi. Oferty ze Wschodu, a jakże także były, tylko, że jakoś Roger wciąż w Legii gra. Ciekawostką jest fakt, że Paweł Brożek także miał mieć już oferty z tego mitycznego Wschodu. Nie masz żadnych ofert dla swojego podopiecznego, to bajdurzysz o ofertach ze Wschodu. Proste? Internetu, stron rosyjskich zespołów większość nie przejrzy, więc czują się bezkarni w tym procederze...
Ja rozumiem, że chciano napisać laurkę młodemu, zdolnemu napastnikowi, ale podpinanie się ofertą menadżera operującego na Wschodzie(czyżby słynny Grzesio Bednarz), czy wyceną portalu Transfermarkt jest zwykłą kpiną.

Lewandowski sprawia wrażenie rozsądnego chłopaka, który twardo stąpa po ziemi. Mam nadzieję, że nie da sobie zawrócić głowy podobnie absurdalnymi ofertami i będzie spokojnie podnosił swe umiejętności w Lechu, przez przynajmniej najbliższe dwa lata.

piątek, 7 listopada 2008

Remis będący porażką

Remisując w pierwszym meczu Lech postawił się pod murem. Już następne spotkanie będzie z gatunku tych być albo nie być. Nancy mimo wygranej nad Feyenoordem jest najsłabszą drużyną w grupie i mecz ten należało bezwględnie wygrać. Przebieg meczu pokazal drużynę mocno przeciętną - z dwoma, może trzema przyzwoitszymi zawodnikami. Na pewno skrzydłowy Dia jest ciekawym piłkarzem, także Zerka, który znów się dał we znaki polskiej drużynie (wcześniej Wiśle) wyróżniał się in plus. Jednak reszta poza ustawieniem i umiejętną grą taktyczną nic ciekawego nie pokazała. Lech prezentował się wybornie w kontrataku, ale źle w obronie i prowadzeniu gry pozycyjnej. Smuda jest dobrym trenerem, ale wszystkie jego drużyny miały problem z grą w obronie. Przydalby mu się jakiś dobry asystent, który to poukłada, bo z tak grającą defensywą Lech nie ma żadnych szans, ani na sukces w pucharach, ani na mistrzostwo Polski.

Lech zaczął fatalnie, ale udało się skontrować i wyjść na prowadzenie. Potem znów było koszmarnie, ale bramkarz Nancy postanowił nam podarować bramkę i znów Poznań wyszedł na prowadzenie. Kluczowym momentem meczu była druga połowa, gdy tak od 50minuty Lech przestał grać w piłkę, a zaczął ją markować, nawet nie udając, że nie czeka na koniec spotkania. Dziura w środku pomocy i grająca katastrofalnie obrona sprawiły, że wyrównanie było kwestią czasu.

Wynik ten też mocno skomplikował sytuację w grupie. Wiadomo, że wychodzą trzy drużyny. Jedną jest już CSKA, która tylko matematycznie ma szansę nie awansować. Drugą na 90% Nancy bo jak pokazują poprzednie edycje z reguły 4 punkty wystarczają do wyjścia z grupy. Lech razem z Deportivo i Feyenoordem zawalczy o to ostatnie miejsce i niestety nie jest faworytem. Kluczowym będzie mecz z CSKA, które pewne już awansu może wystawi słabszy skład (np wypuści Jańczyka w ataku) lub zlekceważy Lecha.

środa, 5 listopada 2008

Pierwszy mecz Lecha

W czwartek Lech zadebiutuje w rozgrywkach grupowych Pucharu Uefa. Twierdzę, że lepszego startu, lepszego rywala nie mogli sobie wymarzyć. No dobrze, lepiej chyba było mieć u siebie najpierw Feyenoord, a nie Nancy zwyciężające ostatnio silne Bordeuax, ale zwycięstwo te nie wynikło z siły Nancy, a po prostu słabego dnia rywala.

Nancy oglądałem w tym roku kilka razy i ani razu nie zachwycili. Jest to ciężko pracująca drużyna, zamęczająca rywala mozolnym budowaniem ataku pozycyjnego tudzież dysponująca poprawnym kontratakiem w osobach marokańskich piłkarzy. Nie ma w jej składzie choć jednego wysokiej klasy zawodnika, takiego, który przewyższałby graczy Lecha w jakiś wyraźniejszy sposób, zarówno jeśli chodzi o umiejętności, czy szybkość. Najbliższy tego jest Marokańczyk Yousuff Hadji, który jednak ma tak około pięć dobrych spotkań w sezonie. Reszte na boisku przesypia i pewnie dlatego nie ma co marzyć o zmianie klubu na lepszy. Ciekawym zawodnikiem jest też napastnik Moncef Zerka, który dwa lata temu pogrążył Wisłę, ale warto zauważyć, że wciąż gra w Nancy, mimo, że już dwa lata temu miał regularnie otrzymywać propozycje transferowe. Warto w tym kontekście przypomnieć ponad 2mln odrzuconą ofertę dla naszego Pawła Brożka. Pieniądze te, najprawdopodobniej zarobione w PUefa, klub ten chciał zainwestować i w innych zawdodników oferując je za kilku napastników w Europie i Brazylii. Czas pokazał że im się to nie udało i w rezultacie pieniądze zostały wchłonięte przez budżet i przez całe dwa lata nikt ciekawy (czytaj drogi) do tego klubu nie przyszedł, co też świadczy o sile i potencjale tego klubu (analiza ich przymiarek transferowych bardzo przypomina krakowską Wisłę)..

Nancy w skali Francji jest klubem bez większej przyszłości. Ostatnie sukcesy były mocno na wyrost i mimo, że trwały one zaskakująco długo (już trzy lata) to wydaje się, że właśnie obecny sezon wreszcie zweryfikuje ich negatywnie. Piszę wreszcie, bo w opracowaniach przedsezonowych ten klub zawsze jest widziany wśród kandydatów do spadku. Moje niespecjalnej oceny Nancy nie zmienia ostatnia wygrana z Bordeaux, bo mecz ten oglądałem i zwycięstwo Nancy było bardzo szczęśliwe. Lech też nie powinien się też martwić wygranymi Nancy z Motherwell i Feyenoordem. Pierwszy to rywal klasy naszych średnich ligowców, drugi natomiast w kryzysie największym od kilkunastu lat.

Mecz ten Lech musi wygrać. Potem jest wyjazd do najsilniejszego w grupie CSKA i tam pewnie o zwycięstwie można zapomnieć, a o remisie pomarzyć. Warto mieć po dwóch meczach trzy punkty, zarobione właśnie na francuskim przeciętniaku.

piątek, 31 października 2008

Maradona selekcjonerem Argentyny

Ostatni sukces Argentyny to mundial we Włoszech. słynny z przygód tego zespołu z karnymi. Tam grali antyfutbol, piłkę chyba najbrzydszą w całej swojej historii. Potem było lepiej, ale już z wynikami o wiele gorzej. Mieliśmy fantastyczny mecz o ćwierćfinał z Rumunią w USA. Kto wie czy nie był to jeden z najllepszych meczy w historii turnieju, a na pewno jeden z bardziej dramatycznych. Rumunia okupiła tą wygraną tak wielkim ubytkiem sił, że w meczu o półfinał ledwo mogła biegać. Z Rumunią jeden z z pierwszych spotkań w kadrze rozegrał Ariel Ortega, zapowiadający się na wielkiego zawodnika. Zapowiedzi tych jednak nigdy nie spełnił. We Francji na drodze stanęła świetna wtedy Holandia, ale to nie w niej był największy problem. Już wtedy Argentyna grała bardzo dziwny futbol, coś na wzór włoskiego catenaccio. Obrazem tego był mecz z Anglią, która tylko cudem została pokonana. Cała gra opierała się na geniuszu Batistuty. Wspomniany Ortega grał na tym turnieju beznadziejnie co ukoronował uderzając z główki Van Der Saara. Miał być jednym z liderów zespołu, a błysnął jedynie z Jamajką. Choć i tam nie grą, a jedynie bramkami. Najgorsze jednak było przed fanami Argentyny. W Korei nie wyszli nawet z grupy grając piłkę katastrofalną. Starzejący się Batistuta próbował ratować honor, ale nie był w stanie. Nie wykorzystano kilku zawodników (choćby Crespo), którzy mogli stać się gwiazdami całego turnieju. W Niemczech wydawało się, że rodzi się nowa, wielka drużyna. Grupa została wygrana we wspaniałym stylu, zdarzył się nawet im wielki mecz z Serbią, gdzie ich po prostu roznieśl (6:0)i. Faza pucharowa to coś zupełnie innego. Wygrana w dogrywce z Meksykiem w stylu bardzo słabym. Meksyk był w tym spotkaniu drużyna lepszą w zgodnej opinii obserwatorów. Mecz Niemcami był dośc dziwny. Niemcy naciskali, ale jednak to Argentyna otworzyła wynik. Po wyrównaniu Klose, jednak już chyba nikt nie miał nadziei na wygraną Argentyny, która grała w tym meczu okropnie pasywnie, dość powiedzieć, że Messi przesiedział cały mecz na ławce. Porażka w karnych wstydu z pewnością nie przynosi, ale znów wielka nazwiskami i możliwościami drużyna wróciła z Mundialu z niczym. Czy Maradona odwróci tą sytuację?

Teraz cała Argentyna się cieszy z wyboru Maradony, a ja mam z tym problem, bo według tego Argentyna odpada z grona faworytów do tytułu. Mimo kilku wielkich graczy, paru ku temu aspirujących i trenera legendy. Zacznie się wydziwianie i szaleństwo. A to z ustawieniem, a to jakaś kłótnia z piłkarzem, zawieszenie go, słowem cyrk. Incydenty z udziałem trenera także nie będą należały do rzadkości, bo chyba nikt nie wierzy, że Diego się ustatkował. Gazety że się cieszą można zroumieć, bo będzie można na tym bić pianę przez kilka lat, ale radości kibiców nie rozumiem. Szkoda, bo ta drużyna zasługuje na prawdziwego trenera i szansę gry w finale Mundialu.

czwartek, 30 października 2008

Piłkarski poker

57 głosów wystarczyło by Grzegorz Lato został nowym prezesem. Liczba ta stała się wymaganą po serii bardzo dziwnych posunięć związku. Jeden z działaczy, Sylwester Cacek został pozbawiony głosu. Pikanterii dodaje fakt, że nie chciał głosować na Latę i ten dzięki temu nie uzyskałby większośći bezbłędnej.

Cała ta zabawa przypomina sytuację z Piłkarskiego Pokera, gdy Jan Englert pokazywał kolegom-prezesom tablicę z tabelą po zakończeniu przyszłego sezonu. Można założyć, że podobnie czynił Lato ze swoimi kumplami - rozpisując listę działaczy, a przy znich kto z nami, kto przeciw. Liczenie pewno trwało całe tygodnie, tudzież namawianie niezdecydowanych do poparcia Laty.

Niewątpliwie Grzegorz Lato pozostawił po sobie piękną kartę reprezentacyjną, jednak jako trener, senator, a w końcu jako działacz nie wsławił się niczym. No poza tym, że świetnie się rozumie z Listkiiewczem, Kręciną i im podobnym. Piechniczek został już zagospodarowany, w kolejce czekają Strejlau, Apostel, Engel, Janusz W., Dariusz K., Dariusz W. i inni fachowcy. Można się spodziewać kontynuacji wzorców i dalszego upadku polskiej piłki.

PS Pozbawiony głosu działacz chce unieważnienia wyborów i zapowiada złożenie sprawy do sądu, a więc cyrk pewnie potrwa trochę dłużej. Nie liczyłbym jednak na jakiś happy ending...

poniedziałek, 27 października 2008

Tottenham sięgnie po Redknappa?

Tottenham zrezygnował z mocarstwowycyh planów i pożegnał się z Juande Ramosem. Angielska prasa podaje, że ofertę poprowadzenia Tottenhamu dostał Harry Redknapp obecny menadżer Portsmouth.

Ciekawe jak przyjmą kibice Tottenhamu asystenta Redknappa, Tony'ego Adamsa, byłego obrońcy największego wroga kogutów, Arsenalu. To nie jest istotne, choć trochę śmieszne i pewnie Rednknapp zostanie zmuszony do znalezienia sobie nowego asystenta. Istotą sprawy jest rezygnacja z walki o szczyty Premiership, bo osoba Harry 'ego Redknappa gwarantuje utrzymanie, ale jest też gwarantem ligowego średniactwa. Kogoś to może zdziwić, że co przecież właśnie zdobył Puchar Anglii, stworzył z Portsmouth pewniaka do spadku ligowego średniaka. Tajemnicą poliszynela jest jednak fakt, że okupione zostało to bardzo wysokimi transferami (Crouch, Defoe, Diarra) i co gorsza bardzo wysokimi gażami, co może wkrótce załamać budżet portowego klubu. W Londynie tego problemu na początku nie będzie. Na White Hart Lane zaczną jednak trafiać przepłaceni, niewarci swej ceny piłkarze, gdyż największą wadą Redknappa jest brak rozeznania w potencjale zawodników.

Juande Ramos z pewnością by ten sezon przetrwał (czytaj utrzymał się). W styczniu Tottenham by kupił po jednym piłłkarzu do każdej formacji (może w napadzie Brożka o którym bardzo ciepło mówił Ramos) i sezon byłby uratowany. Na pewno nie do poziomu walki o europejskie puchary, ale przecież Redknapp z całą pewnościa do walki o nie się nie włączy. Wspomniane gazety angielskie podają, że czarę goryczy przelał fakt, że na Ramosa skarżyli się piłkarze i co ciekawe byli to ci co najbardziej zawodzą, czyli Modric i Bentley. Byli i inni także byli nie zadowoleni z zasad jakie Hiszpan wprowadza - zdrowe jedzenie, brak posiłku przed samym meczem, dokładne kontrolowanie wagi itp. Słowem, chciał Hiszpan profesjonalizmu, gwiazdki się zbuntowały. Smutne, bo kibicuje Tottenhamowi już dłuższy czas i takiej szansy jak z Ramosem na stworzenie silnej drużyny nigdy nie było. Redknapp sprowadzi Tottenham do poziomu, który prezentował ten klub, gdy grał tam jego syn. Jedyny plus całej sytuacji, że może Ramos trafi do Atletico Madryt i rozpocznie się złota era tego klubu.

środa, 22 października 2008

Kto sięgnie po Złotą Piłkę?

Na dziś jest trzech faworytów - Cristiano Ronaldo, Kaka i David Villa. Jest też kilku w dalszej kolejności, ale nie sądze by ktoś spoza wymienionej trójki miał wygrać.

Cristiano Ronaldo to przede wszystkim fantastyczna pierwsza połowa sezonu. Strzelone prawie 50 bramek musi robić wrażenie. Wrażenie jednak maleje, gdy się zobaczy komu strzelał, gdy się zobaczy, że w ważnych meczach grał raczej przeciętnie. Taki choćby finał Ligi Mistrzów daje mocno do myślenia. Daje też do myślenia całe Euro, gdzie piłkarz był bardzo słaby. Przesadą byłoby go obwiniać za słaby wynik Portugalii, ale jednak jako jeden z jej liderów za wynik jest z pewnością odpowiedzialny. Początek sezonu także ma przeciętny, nawet pomimo kontuzji z którą dopiero niedawno się uporał. Zarał w dwóch remisowych meczach reprezentacji Portugalii, które stawiają ją w bardzo trudnej sytuacji przed dalszą częścią eliminacji. Wyraźnie zaszkodziła mu epopeja z Realem Madryt i na razie zawodnik w klubie gra wyraźnie poniżej oczekiwań. Mimo tych wielu znaków zapytania, zawodnik jest faworytem do nagród.

Brazylijczyk Kaka to zwycięzca z ubiegłego sezonu. W tym nie ma się czym pochwalić. Milan nic nie wygrał, nawet w lidze zawiódł kompletnie zajmując 5te miejsce i nie kwalifikiując się do Ligi Mistrzów. To wszystko i fakt, że Kaka wciąż jest w grupie kandydującej do nagrody świadczy jakim wielkim zawodnikiem jest. Jednak rok 2008 to zbyt wielkkie jego wahania formy by mógł myśleć o wygranej.

David Villa nawet, gdy na początku 2008 roku Valencia przeżywała ogromny kryzys to był w stanie zagrać wspaniałe mecze, choćby strzelając Barcelonie dwie bramki. Mistrzostwa Europy to popis tego piłkarza i nawet kontuzja wykluczająca go z finału nie zmienia tego wrażenia. Najważniejsz przesłanką za ta kandyaturą jest jednak to co on wyprawia teraz, w tym i poprzednim miesiącu. Valencia prowadzi w lidze tylko dzięki bramkom Villi. Podobnie reprezentacja, tylko dzięki niemu wygrywa swoje mecze i śrubuje rekord spotkań bez porażki.

Inne kandydatury to najlepszy gracz Euro Xavi, bramkarz Casillas, środkowy pomocnik Senna. Jest też Messi, który jednak w najważniejszych meczach zawiódł. Wielką nadzieję na wygraną ma Fernando Torres, ale jego muszę zmartwić bo na Euro kilku jego kolegów, których wymieniłem grało lepiej i tak samo w Liverpoolu ten zawodnik nie zawsze błyszczy. Niemożliwe by on wygrał. Gdyby Niemcy wygrali Finał Euro i Ballack miał lepszy turniej jego kandydatura miałaby szansę.

Na Złotą Piłkę najbardziej zsłużył Casillas, który wygrał Mistrzostwo Europy i ligę hiszpańską. Jak przy ME nie był najważniejszym czynnikiem, tak przy wygraniu ligi najważniejszym. Nie zawiódł gdy Real odpadał z Romą. Jednak bramkarz tej nagrody raczej nie wygra i chyba nie powinien. Pozycja bramkarza to inna dyscyplina, jest inna metodoologia treningowa, inne umiejętności potrzebne. Pewnie też dlatego mamy takich dobrych bramkarzy. Dwie kandydatury uważam za najważniejsze. Cristiano Ronadlo i David Villa i to ten drugi powinien sięgnąć po Złota Piłkę, choć pewnie to, że Cristiano sięgnie już dawno się rozstrzygnęło...

sobota, 18 października 2008

Beenhakker i niechęć do Wisły

Zadziwia niechęć z jaką Beenhakker traktuje zawodników krakowskiej Wisły, najbardziej utytułowanej polskiej drużyny w ostatnim 15leciu. Tylko Sobolewski miał zaszczyt znaleźć uznanie w oczach Holendra. Być może jednak jego rezygnacja była swoistą ucieczką w przód i Leon w końcu by z niego zrezygnował. Prawdą jest jednak, że był to podstawowy gracz Holendra i jak na razie jest on wyjątkiem od reguły potwierdzającej jego głęboką awersję do piłkarzy Białej Gwiazdy.

Najpierw kwestia byłego zawodnika Wisły Błaszczykowskiego. Niby, gdy zdrowy gra, ale jednak w tym związku są tąpnięcia w postaci wejść z ławki rezerwowych i faktu niezabrania go na Euro. Już po Euro przeczytaliśmy, że co prawda Kuba miał kontuzję, ale już na Austrię prawie na pewno byłby gotów, nie mówiąc o meczu z Chorwacją, który jak wielu zapomina nie był meczem o pietruszkę. Sam zawodnik nie opuszczał zgrupowania w pełni rozumiejąc decyzję Leona i po turnieju miał wyjawić całą, nieprzyjemną dla Leona prawdę. Nic takiego nie miało miejsca, ale zapewne tylko dlatego, że Holender został na stanowisku selekcjonera. Zawodnik jest po prostu profesjonalistą i odłożył to w kąt, co nie znaczy, że kiedyś o tym nie usłyszymy. Ja jestem niemal pewien, że kulisy tej decyzji jeszcze zostaną ujawnione. Idziemy dalej, to tylko początek. Bramkarz Pawełek powoływany bardzo sporadycznie. Nawet nie będę sie silił na twierdzenie, że ten bramkarz jest w trójce najlepszych polskich bramkarzy, bo nie jest, ale w sytuacji, gdy powołania lecą do Kowalewskiego i Załuski pomijanie Pawełka jest cokolwiek niezrozumiałe. Od biedy jednak jego brak można zrozumieć, ale już braku obrońców Głowackiego, Piotra Brożka i Baszczyńskiego nie. Najpierw Baszczyński. Przyznaje, po mundialu w Niemczech nastąpiła weryfikacja negatywna tego piłkarza, gdzie zagrał bardzo źle. Tyle, że przez ostatnie 2 lata nie zauważyłem dwóch lepszych od niego prawych obrońców. Na pewno nimi nie są Wasilewski i Golański, mogą być jedynie Kowalczyk i Wojtkowiak, z tym, że obydwaj muszą to udowodnić na poziomie międzynarodowym. Tegoroczne mecze pucharowe pokazały, że Baszczyński na dzień dzisiejszy w tej kadrze powinien być, nawet jeśli nie w pierwszej jedenastce. O niego jednak kopii bym nie kruszył, ale już o Głowackiego na pewno. Jest to dziś bez dwóch zdań, najlepszy polski środkowy obrońca. Pomijany jednak przez Beenhakkera, nazywającym go świetnym klubowym piłkarzem. Ma on swoje dramaty i interwencje pechowe, ale bierze sie to tylko z faktu, że on zawsze jest tam, gdzie się pod bramką kotłuje. Zawsze stara się bronić za wszelką cenę, nie unika odpowiedzialności jak choćby mistrz w tym Jacek Bąk.

Jak wszyscy wiemy na pozycji lewego obrońcy jest wielka posucha, dlaczego więc Leon nie wypróbuje tam Piotra Brożka, czyniącego bardzo duże postępy na tej pozycji w Wiśle. Czy może dlatego, że jest bratem swojego brata? Podobnie rzecz się ma z Rafałem Boguskim, o którym już wszędzie napisano, że czyni największe postępy ze wszystkich polskich piłkarzy. Można dywagować, czy wpuszczenie małego, zwrotnego Boguskiego na mokrą murawę w Bratysławie by nam coś dało, ja jednak mam przekonanie graniczące z pewnością, że wprowadzenie Rafała zamiast beznadziejnego ze Słowacją Garguły dałoby pożądany efekt, meczu byśmy nie przegrali. Kończymy oczywiście Pawłem Brożkiem, którego Beenhakker traktuje wyjątkowo paskudnie. Najpierw Euro, gdzie pojechały osobliwości w rodzaju Saganowskiego i Zahorskiego, nie mówiąc o Żurawskim. Teraz już powołuje, zawodnik mu w rewanżu wygrywa mecze (zdobywa dosłownie dla niego pieniądze), a ten dalej nie potrafi ukryć swojej do niego niechęci. Wystarczy pewnie tylko mała obniżka formy, przypadkowy gol Zahorskiego dla Górnika by wszystko wróciło do normy, czyli braku Pawła w kadrze.

Tak to wszystko wygląda i nikt mi nie wmówi, że tej niechęci nie ma. Lech wystarczyło zagrał jeden (!) dobry mecz w pucharach i w kadrze znalazło się od razu pięciu zawodników. Wisła nawet jakby ograła Tottenham, czego była bardzo blisko, nie zmieniła by tych absurdalnych proporcji. Nie znam przyczyny tego stanu rzeczy, może po prostu piłkarze Wisły maja podpisane umowy nie z TYMI menadżerami...

środa, 15 października 2008

Słowacja-Polska (2:1)

Przgraliśmy wygrany mecz. Do 84 minuty spotkanie wyglądało dokładnie jak nasze wyjazdowe zwycięstwo z Belgią, z tym, że tutaj nie było przypadkowej bramki, jak tam Matusiaka, a śliczna kombinacja w wykonaniu, a jakże, Brożka i Błaszczykowskiego. Potem chwila szaleństwa Boruca i niespodziewane wyrównanie. Najgorsze jednak było przed nami, bo charyzmatyczna drużyna Beenhakkera po prostu stanęła i w następnej akcji przyjęła drugą przesądzającą o porażce bramkę. Mecz był w naszym wykonaniu słaby, ale jeszcze gorzej grali Słowacy, którzy mimo naszej średniej postawy nie zasłużyli nawet na punkt.

Można przyjąć za pewnik, że teraz przez prasę przewinie się huraganowa krytyka Boruca.W porządku, ale on zawalił, jeśli w ogóle tylko dwa punkty. Po straconej bramce był czas by wygrać i nikt by tego babola nie zapamiętał. Był też czas by wynik podwyższyć, ale zwyciężył minimalizm. To nie Boruc jest sprawcą drugiej bramki, to nie on zmarnował w końcówce dobrą sytuację. Co to za drużyna, która nie umie się podnieść w chwili kryzysu, dla której wyrównanie to sygnał do poddania się. Tak to niestety wyglądało. Naprawdę graliśmy z bardzo przeciętną drużyną i modlenie się by dowieźć jednobramkową przewagę obserwowałem z niedowierzaniem.

Prasa skupiona na błędzie Boruca pewnie nie zauważy błędów popełnionych przez Holendra. Najpierw ustawienie, gdzie znów prawy obrońca zagrał na lewej obronie. Szczęśliwie obyło się bez większych (czyt. bramkowych) wpadek Wojtkowiaka, ale i tak pokazał, że ta pozycja nie jest mu pisana (choćby przy kartce). Najpierw wszedł jeden z wielu synków trenera, Garguła. Wywalczył z trzy auty, kilka razy stracił piłkę i tyle po zmianie. Druga zmiana miała moim zdaniem kolosalne znaczenie jeśli chodzi o wynik. Po co zmieniał Brożka, wie tylko on sam. Ja się domyślam, bo obserwując ekran TV, gdy Brożek schodził można było zauważyć niechęć z jaką Pawła traktuje. Przypomnijmy, schodził zawodnik, który w 90% był odpowiedzialny za prowadzenie, treneiro nawet nie zdobył się by mu podziękować. Ten, który wszedł był pośrednio autorem drugiej bramki, bo to właśnie Krzynówek ją stracił pod polem karnym Słowaków. Poszła długa piłka i dalszy ciąg znamy. Desperackie wprowadzenie Lewandowskiego za fatalnego dziś Rogera mogło uratować nam remis. Szkoda, że zmarnował on doskonałą sytuację, nie byłoby teraz takiego kaca...

Boruc kolejny raz pokazał, że ma kłopoty z koncentracją, że cięzko mu się skupić w meczach z zespołami słabymi. Cały mecz nie wychodziło mu wykopywanie piłki, zarówno w pierwszej jak i drugiej połowie (ciekawe czy Leon mu zwrócił w przerwie na to uwagę).. Przyznaje, że patrząc na to pomyślałem, że może dziś Artur oszaleje i zrobi coś głupiego, ale że będzie to miało aż tak fatalne konsekwencje to nie przyszło mi do głowy. Ten mecz oznacza, że rewanż z Czechami będzie o pierwsze miejsce w grupie i raczej na pewno remis nic nam nie da...

Słowacja słaba u siebie

Kibice Słowaccy bojkotują mecz z Polską z powodu korpucji w ich piłce Na dziś nie sprzedano więcej niż 1000 biletów. Grozi więc nam atmosfera piknikowa, która nigdy nie służyła naszemu zespołowi. Oczywiście to może równie dobrze zadziałać w drugą stronę. Mimo wszystko należy żałować, że mecz się nie odbędzie przy pełnych trybunach..

Wbrew pozorom to będzie równie ciężki mecz co z Czechami. Słowacy od dwóch ostatnich eliminacji wyraźnie się podnoszą. My mamy Błaszczykowskiego, a Słowacy kto wie, czy nie bardziej utalentowanego Hamsika (Napoli). W napadzie nasi sąsiedzi mają nękanego kontuzjami Mintala i Roberta Vittka, dwóch bardzo utalentowanych piłkarzy. Obydwaj mają bardzo duże doświadczenie wyniesione z Bundesligi (pierwszy był nawet królem strzelców). Vittek niedawno przeszedł do francuskiego Lille, ale jest to napastnik na jeszcze mocniejszy klub. Bardzo silny, dysponujący dokładnym, plasowanym uderzeniem. Jeśli go powstrzymamy, powinno być dobrze. Jest jeszcze groźny pomocnik Szestak z Bochum, który prawie wylądował w naszym Lechu (będąc przy polskim wątku należy wspomnieć o napastniku Jakubko, byłym piłkarzu Legii Warszawa). Cała reszta to anonimowi na dziś piłkarze, coś jak nasi tyle, że oni nie awansowali trzy razy z rzędu do wielkich imprez i są znacznie mniej doświadczeni.

Słowacy to dziwny zespół, znacznie lepszy na wyjazdach. Potrafili pokonać Walię na wyjeździe 5:1, by u siebie z nią przegrać 2:5. Podobnie z Niemcami - u siebie porażka bezdyskusyjna 1:4, a na wyjeżdzie zażarty bój i minimalna wygrana Niemców 2:1. Wynika to z faktu, że jest to zespół znacznie lpeiej czujący sie w kontratakach. Wygląda na to, że będziemy świadkami bardzo podobnego widowiska do meczu z Belgią w ubiegłych eliminacjach oni także za grosz nie potrafili przeprowadzić ataku pozycyjnego. Będzie to mecz w którym zadeycduje jedna, jedyna akcja. Polacy są faworytami i każdy inny wynik aniżeli zwycięstwo będzie porażką. Jeśli nie stracimy pierwsi gola pewnie nie przegramy.

poniedziałek, 13 października 2008

Kto z wielkich nie zagra na Mundialu?

Zawsze jakaś dużej klasy reprezentacja nie kwalifikuje się do imprezy mistrzowskiej. Ostatno ibyła nim Anglia, wcześniej Turcja, czy Czesi. Kto będzie tym razem? Czy jest możliwe, że mistrzowie świata nie wyjdą z grupy? Czy może Francja znów zawiedzie miliony fanów, chociaż oni akurat mają wyjątkowo silną grupę.

Wygląda na to, że Dania może coraz mocniej myśleć o pozostaniu na pierwszym miejscu. Szwedzi i Portugalia w bardzo ważnym meczu podzieliły się punktami. Można stawiać już, że któraś z tych drużyn nie zakwalifikuje się do Mundialu. Która? Głównym winowajcą wylecenia Portugalii może być Carlos Queiroz, który wydaje się być dobrym drugim trenerem, ale pierwszym chyba nie będzie nigdy. W Realu zagubiony niczym dziecko zmieniał ustawienie, skład, nie radził sobie z rozkapryszonymi gwiazdorami. Podobnie jest w reprezentacji Portugalii, gdzie chłop wyraźnie sobie nie radzi. Cristiano Ronaldo jest na razie bez formy, drużyna wciąż bez choć średniej klasy napastnika. Szwecja także nie stoi zbyt dobrze. Larsson, Daniel Andersson, Mellberg to wszystko zgrane karty, z nimi będzie bardzo trudno choćby o drugie miejsce. Stawiam, że stawką rewanżowego meczu pomiędzy Portugalią a Szwecją będzie co najwyżej udział w barażach, bo Dania przedstawia się teraz nadzwyczaj solidnie.

Francja remisuje w Rumunii, gdzie powinna przegrać i to wysoko. Przegrywali już dwoma bramkami i dużemu szczęściu zawdzięczają zdobyty punkt. Tracą dwa punkty do Serbii, z którą wygrali,a przecież minęły dopiero trzy kolejki spotkań(!). Włosi nie potrafili ograć będącej w kryzysie Bułgarii. Obydwie mogą mieć problemy z wyjściem i nie można wykluczyć, że zajmą drugie miejsca w swych grupach i w barażach trafią na siebie. Zawiedli też w Polsce Czesi grając wyjątkowo pasywną piłkę. W dwóch meczach stracili już pięć punktów, mogą ich już do samego końca nie odrobić.

Dalej już nie ma większych niespodzianek i faworyci nie zawodzą. Nie wymieniłem kuriozalnej porażki Szwajcarii z Luksemburgiem, ale to się nie mieści w żadnych ramach.

sobota, 11 października 2008

Polska-Czechy (2:1)

Treneiro oprzytomniał w ostatniej chwili i na bramce wystąpił Boruc, a na szpicy Brożek. Efekt widzieliśmy. Pierwszy skasował setki Barosa, drugi strzelił najważniejszego gola. Cała gra ofensywna opierała się na dwójce Błaszczykowski-Brożek, a więc barkach dwóch piłkarzy, których zabrakło w Austrii. Błaszczykowski niby złapał kontuzję, sporo było w tym kontrowersji przyjmijmy jednak tą wersję. Dlaczego nie było Brożka? Ja wiem, że to już nudne się robi, ale dzisiejszy mecz z Czechami pokazał, że takiego piłkarza było tam brak. Wiem, że większość przy bramce będzie się zachwycała Błaszczykowskim i jego nieustępliwą walką, ale polecam zauważenie fantastycznego odegrania Brożka w akcji bramkowej. Także jego gra w całym meczu wyglądała bardzo dobrze - umiejętnie zgrywał, często odbierał piłkę i co najważniejsze zawsze był pod grą. Aż Leon znów pokazał oznaki swojego szaleństwa przedwcześnie go zmieniając. Po jego zejściu gra ofensywna się skończyła i nawet nie ma w tym winy Lewandowskiego, który po prostu nigdy nie grał jako jedyny wysunięty napastnik.

Błaszczykowski pokazał, że transfer do Liverpoolu to nie jest takie science-fiction jak to niektórzy opisują. Bramka strzelona w sposób perfekcyjny, niespotykany w Polsce. Niby Frankowski zagrywał podobnie, ale on to robił bardziej wulgarnie, nie było w tym nigdy takiej finezji i techniki jak u Kuby. Krytykowany przeze mnie Roger zagrał kilka ładnych piłek, starał się o wiele bardziej niż w Legii. Jednak dalej to według mnie za mało. Miał dużą ilość strat i często zagrywał niecelnie. Jednak charakteryzuje się większą przytomnością niż większość polskich piłkarzy i dzięki temu zagrał przy drugiej bramce do Błaszczykowskiego. Niezły był Murawski, kompletnie nieprzydatny Lewandowski. Niby biegał, przecinał podania, ale w ofensywie bardzo blado. Nareszcie zobaczyliśmy poprawne zestawienie naszej kadry. Jak maestro oprzytomnieje całkowicie i zamieni Rogera, Wawrzyniaka, Wasilewskiego, Żewłakowa na odpowiednio Majewskiego, Piotra Brożka, Wojtkowiaka i Jodłowca będziemy mieć zespół zdolny pokonać naprawdę każdego. Do tego czasu pozostaje mieć nadzieję, że ci czterej nie narobią większych szkód, a tercet Boruc-Błaszczykowski-Brożek wygra nam następne spotkania.

Chwilę się zatrzymam przy reprezentacji Czech zapowiedzianej przez Szpakowskiego jako drużyna z najwyższej półki. No więc zaprezentowali się poza kilkoma fragmentami gry bardzo przeciętnie i na pewno nie była to drużyna ze ścisłego topu. Okazało się, że Czesi znów nie mają szczęścia do trenera. Rada trzymając na ławce do 80 minuty Fenina, chyba tylko sam wie po co do tej samej minuty trzymał na boisku Barosa. Ten po zmarnowaniu dwóch sytuacji na początku meczu, po prostu zniknął z powierzchni boiska. To jeszcze mały mankament zważywszy, że Baros ponoć robi furorę w Turcji. Dlaczego zabrakło najlepszego czeskiego piłkarza na Euro Sionko, także wprowadzonego dopiero w 80minucie? W ogóle nie fukncjonował środek pola, Plasil popełniał błąd za błędem i powinien zejśc już w pierwszej połowie. Czesi mają duży problem ze środkiem pola i najprawdopodobniej problem na ławce trenerskiej.

Oczywiście my tymi absurdami się nie musimy martwić, przed nami najważniejszy mecz z głównym teraz rywalem do pierwszego miejsca Słowacją. Czesi się mogą jeszcze liczyć, ale na razie stracili już pięć punktów, a Słowacja trzy. My tylko dwa i mecz w Bratysławie będzie bardzo ważny. Jeśli go przegramy, to znów się wszystko zacznie od początku i odniesione w niezłym stylu zwycięstwo z Czechami pójdzie na marne...

PS: Zauważyliście kicającego Ulatowskiego przy pierwszej bramce i kompletnie go ignorującego Leona? -:)-:)

To już nie jest czas Brożka?

To, że dziwnymi torami myśli naszego selekcjonera chadzają to już wielokrotnie pisałem. To, że Paweł Brożek jest jedną z największych ofiar tych pokrętnych myślowych akrobacji także. Otóż wszystkie gazety donoszą, że w ataku ma zagrać wysoki napastnik, którym ma być Sosin. Najwyraźniej to już nie jest czas Brożka, a treneiro przekonał się o tym podczas dwumeczu z Tottenhamem, gdzie Paweł nie zaprezentował niczego godnego reprezentanta Polski (przypominam bramka i asysta). Pewnie taką rekomendację dał Rafał perfekcyjne fragmenty gry Garguły Ulatowski, który przy okazji oceniania piłkarza Wisły wielokrotnie popisał się znajomością tematu.

Ustawienie z 5 pomocnikami, z ofensywnym Rogerem i grającym na szpicy Sosinem zapowiada się na katastrofę. Leonowi marzy się powtórka z meczu z Portugalią, gdzie wysoki Rasiak wywalczył straconą piłkę i dzięki temu Smolarek strzelił bramkę. Nie mam sił już pisać o tym przeolbrzymionym przez prasę meczu, gdzie zwyczajnie mieliśmy szczęście i słabo dysponowanych Portugalczyków, ale taki mecz się po prostu nie powtórzy, nie z tak źle ustawioną drużyną. Rasiaka nie ma, jest Sosin, który medialnie może być taką samą pożywką dla złośliwych jaką był Rasiak. Drewniany, słaby szybkościowo, strzela sporo bramek, ale raz, że w fatalnej lidze cypryjskiej, dwa, że wszystkie bramki zdobywa z bardzo bliska (dochodzi do tego fakt, że strzela rzuty karne co trochę obniża jego bramkostrzelność). Ostatnio różnej maści komentatorzy przekonują, że liga cypryjska to nie janki, podniosła się itp itd. Fakt, pewna belka została podniesiona, ale to dalej dramatycznie słaba liga i poziom rozgrywek. Sosin strzelił bramkę Olympiakosowi i Rapidowi Wiedeń. To ma przemawiać za Polakiem. To może ktoś oglądał mecze na wyjazdach z tymi drużynami i mecze już w LM, gdzie Polak zwyczajnie nie istnieje? Zapewne nie i dziś będziemy terroryzowani tym wątpliwej klasy napastnikiem. Leonowi chodzi by Sosin zgrywał, przyjmował piłkę, dawał czas pomocnikom do nadążenia za akcją. Do takiej gry sie ten chłop zwyczajnie nie nadaje. Przynajmniej w pierwszej połowie będziemy świadkami marnego widowiska (oby z obu stron) i miejmy nadzieję nastąpi korekta ustawienia w drugiej połowie. Pytanie, kiedy i czy starczy Brożkowi czasu.

Innym absurdem zestawienia jest Roger. Brazylijczyk od dawna jest bez formy, dodam, że osobiście nie wiem kiedy był. Miał mieć tyle ofert transferowych, to co jeszcze robi w Legii? Oczywiście te oferty powstały tylko w głowie menadżera, podsycane idiotycznymi sumami i faktami nie mającymi miejsca w naszej prasie sportowej. Oferta była, ale jedna z Izraela na 1,5 mln i koniec. Zawodnik wciąż w Legii, a więc operacja promowania marnego pomocnika trwa dalej.

Problemy z atakiem to można powiedzieć normalka, ale co wobec tego dzieje się w obronie? Z czwórki obrońców, którzy wybiegną na boisko żaden (!) nie ma miejsca w składzie swojego zespołu, a do tego dwóch zagra nie na swojej nominalnej pozycji. To, że Krzynówek mógłby być znakomitym lewym obrońcą to wiem (zawsze uważałem, że mógł być polską wersją Riise). Kwestia jest taka, że w zasadzie nigdy na niej nie grał i takie rzucanie piłkarzem po boisku w arcyważnym meczu jest oznaką wielkiej desperacji. Jeszcze dodając na marginesie uważam, że powinien zagrać bardzo utalentowany Jodłowiec, ale akurat w kolejce do grania zapewne jest ostatni, pewnie nawet za tragicznym Wawrzyniakiem. Czemu znów nie zostali powołani Głowacki i Piotr Brożek, przecież rozwiązałoby to wszystkie problemy? Wołanie na puszczy, niestety...

Kto nam może pomóc pokonać Czechów? Błaszczykowski, Brożek, może Krzynówek, który choć już nie pamięta kiedy miał formę to strzał jakiś mu może wyjść. Nie bez przecenienia jest fakt, że jest jednym z nielicznych polskich piłkarzy grających do przodu. Może też młody Lewandowski, ale ten w obliczu pominięcia Brożka spada jeszcze niżej w hierarchii napastników. Cieżko liczyć na Smolarka, który od meczu z Portugalią znacznie obniżył loty i osobiście uważam nigdy takiego meczu nie powtórzy. Nie wiem jak to będzie, ale zbyt dobrze to nie wygląda...

piątek, 10 października 2008

Nowy Benitez - Unai Emery

Hiszpańskie gazety są pewne. Narodziła się nowa gwiazda ławki trenerskiej. 37 letni Unai Emery po bardzo udanym pobycie w Almerii objął targaną konfliktami Valencie i poskładał ją na tyle, że aktualnie przewodzi w Primera Division. Jednak jak łatwo zauważyć, nie zagrała Valencia jeszcze z nikim mocnym, a swe zwycięstwa zawdzięcza rewelacyjnej, lepszej nawet niż na Euro formie Davida Villi. Duże wsparcie ma on też w osobie niechcianego w Realu Madryt lewoskrzydłowego Maty. Piszę spektakularnej, bo jest to najlepszy start tej drużyny w jej historii. Przypomnijmy też, że wciąż kontuzjowani są Marchena i gwiazda Mistrzostw Europy David Silva. Ciekawe, jak z tym ostatnim poustawia zespół Emery, posadzenie rewelacyjnego Maty na ławce chyba nie wchodzi w rachubę. a w obwodzie na lewej flance jest jeszcze Vicente. Zmienniikiem na lewej obronie jest były gracz Chelsea Asier Del Horno co powoduje, że Valencia ma chyba najsilniejszą lewą stronę w Europie.

Już się mówi, że jeśli dojadą w pierwszej trójce do stycznia, to wtedy włodarze sypną pieniędzmi na duże transfery by Valencia liczyła się w walce o tytuł. Osobiście myślę, że niektórzy wybiegają zbyt daleko naprzód. Przede wszystkim Valencia w środku pola nie przedstawia się zbyt dobrze, brakuje tu najbardziej jakiegoś gracza ofensywnego. Także brak partnera dla Villi może się w dalszej części sezonu okazać zabójcze, gdy drużyny przeciwne będą skupiały całą swą grę defensywną na Villi. Także wystawianie grającego z wyraźną nadwagą Miguela (zawalił już kilka bramek) może się okazać niewystarczające na najlepsze zespoły. Drugi boczny obrońca, Moretti także nie przedstawia się najlepiej, ale za tego może w każdej chwili wskoczyć wspomniany Del Horno.

Emery zakończył karierę piłkarską już w wieku 32 lat, gdy grał w rezerwowej drużynie Realu Sociedad. John Toshack chciał go swego czasu awansować do pierwszej drużyny bardziej z uwagi na fakt, że ma on dobrą wizję gry niż na umiejętności czysto piłkarskie. W rozmowie z trenerem drużyny rezerwowej miał powiedzieć, że będzie on znakomitym trenerem. W Primera zaliczył tylko 5 spotkań, większość kariery spędził na boiskach Segunda Division, będąc przesuwanym po całej lini pomocy. Obejmując w 2006 roku Almerię nikt od niego nie wymagał awansu i nikt nie wymieniał tej drużyny jako choćby kandydata do promocji. Emery nie tylko awansował, ale i otarł się z beniaminkiem o start w Pucharze Uefa zajmując bardzo wysokie 8-sme miejsce. Obejmując Valencię przede wszystkim dogadał się ze starszymi piłkarzami, wprowadził do szatni spokój, namówił Silvę i Villę do pozostania. Valencia za jego panowania gra piłkę raczej defensywną, opartą na szybkich kontratakach wyprowadzanych skrzydłami. Jest to podobna piłka do tej prezentowanej za Beniteza, stąd i porównania prasy hiszpańskiej.

Reczywiście Emery pokazuje, że może być nową gwiazdą trenerską, ale nie chwalmy słońca przed zachodem. Valencia tylko dobrze zaczęła, najtrudniejsze dopiero przed nimi i przed samym trenerem także...

wtorek, 7 października 2008

Dobre losowanie

Lech trafił w większości na zespoły w kryzysie. Wisła dwa sezony temu grała także z Nancy i Feyenoordem i dziś są to zespoły w moim przekonaniu słabsze. Grafik spotkań trochę niekorzystny, bo kończymy meczem na wyjeździe z Holendrami.

Klub Dawida Jańczyka CSKA Moskwa walczy wicąż w lidze rosyjskiej o start w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Jak jednak pokazały mecze Legii z FK Moskwa diabeł z Rosji wcale taki nie straszny choć CSKA to rywal mocniejszy. Wydaje sie jednak, że CSKA jest w formie i będzie ciężkim przeciwnikiem, na dziś najsilniejszym. Gramy z nimi w Moskwie, co może być decydującym czynnikiem. Zwycięstwo Lecha w tej sytuacji raczej wykluczone, ale remis w zasięgu.

Feyenoord to zespół prowadzony w ostatnich latach bez wyraźnego kierunku, zarówno na niwie szkoleniowej jak i kadrowej. Polityka kadrowa jest bardzo chaotyczna, bardzo dużo dziwnych piłkarzy trafia do klubu z Rotterdamu. Postawienie na wypalonego Tomassona, który powrócił po kilku latach do klubu w którym grał najlepiej w karierze, świadczy, że nie za bardzo jest tam jakakolwiek koncepcja. Nie zdziwię się jeśli w styczniu na De Kuip zawita Julio Ricardo Cruz i Jerzy Dudek. Od kilku lat Feyenoord nie jest w stanie włączyć się do walki o mistrzostwo, przytrafia się im mnóstwo wstydliwych porażek, w pucharach szczególnie. Awans do rozgrywek grupowych bardzo szczęśliwy, zważywszy, że ze Szwedami z Kalmar u siebie pierwszy mecz przegrali. Rywal na pewno do pokonania.

Deportivo dostało się do PUEFA z Intertoto, a przecież jest to zespół, który wielu skazywało na spadek w poprzednim sezonie. Rzeczywiście, realna groźba zawisła w pewnym momencie, ale nadeszła seria ważnych zwycięstw i klub kiedyś zaliczany do ścisłej czołówki nawet europejskiej zdołał obronić byt. Transferów na nowy sezon nie poczynili oszałamiających, wręcz można powiedzieć zostało wszystko po staremu. Start do obecnego sezonu jest w miarę udany, ale osobiście nie wykluczam, że sytuacja z poprzedniego sezonu sie powtórzy. Lech z Hiszpanami gra u siebie i na dziś prognozuje, że większe szanse na zwycięstwo ma Lech.

Nancy to juz nie ten zespół co rewelacyjnie radził sobie w lidze francuskiej i podejmował Wisłę. Dziś to przeciętniak ligi francuskiej, zespół z dolnych rejonów tabeli, który jak przewidują dziennikarze z Franmcji będzie miał problemy z utrzymaniem. Meczem z nimi Lech zaczyna swój start i zwycięstwo jest absolutną koniecznością. Jeśli z nimi nie wygramy obawiam się szanse na awans spadną do zera.

czwartek, 2 października 2008

Został tylko Lech

WISŁA
Wiele jest powodów dlaczego Wisła przegrała z Tottenhamem dwumecz i żaden z nich nie dotyczy angielskiej drużyny. Szansa na przejście Anglików była niepowtarzalna i pozostał spory żal. Przede wszystkim zawiodła krótka ławka. Jirsak musial zejść i nie ma kogo wpuścić. No tak, jest Łobodziński, ale poza jednym podaniem do Sobolewskiego znów(!) zagrał katastrofalne spotkanie. To jest najlepiej zarabiający piłkarz w Wiśle (brawo Bendarz), a pożytku z niego nie ma żadnego. O desperacji Skorży niech świadczy ostatnia zmiana i wpuszczenie Brazylijczyka Marcelo, nominalnego środkowego obrońcy do ataku. Zakrawa to na kpinę, ale tak niestety w tym roku w Wiśle jest. Skorża woli od Niedzielana (kolejny wysoko opłacany), napastnika, byłego reprezentanta Polski wpuścić obrońcę. Zabrakło dwóch zawodników wnoszących cokolwiek z ławki, napastnika, który mógłby odciągnąć od Brożka jednego obrońcę. Tak, miał on wokół siebie zawsze dwóch obrońców i tylko raz zdołał się urwać. Mecz był dośc brzydki, rwany, dużo było strat z obu stron. Tottenham mimo, że w drugiej połowie miał kilka sytuacji był w tym meczu słabszy. Wisła miała lepsze sytuacje, grała składniej, więcej w jej grze było rozmachu. Szkoda godziny rozpoczęcia meczu, Wisła mogła zrezygnować z pieniędzy od angielskiej telewizji i zagrać o normalnej porze. Szkoda tej szansy bardzo...

Działacze Wisły nastawiają się i czekają z dużymi transferami na przyszły łatwiejszy w pucharach sezon. Mają być inne zasady losowania pucharów i ma być łatwiej o Ligę Mistrzów. Nie dostrzegają jednak, że jest to ostatni sezon Brożka w Wiśle, a bez niego jest to zespół, który będzie miał problemy z zakwalifikowaniem się do pucharów. Nie wierze by Brożek został na anstępny sezon, a by myśleć o dobrym starcie w pucharach trzeba trasnfery zrobić już w styczniu, by ogrywać nowych zawodników. Mam wrażenie, że powtórzy się to co było po odejściu Kosowskiego i Uche, gdy Wisła w pucharach była bezzębna i nie potrafiła nawiązać walki ze słabym Anderlechtem, nie mówiąc o koszmarnej serii Valerenga, Tbilisi, Ateny, Guimares. Nie wierzę, że mają kogoś na oku kto go zastąpi. Takiego zawodnika po prostu nie ma, wyjściem jest zakupienie za pieniądze z transferu Brożka KILKU obiecujących napastników, a znając Wisłę na nic takiego nie można liczyć. Znów będą frustrujące sezony dla krakowskich kibiców. Brożek cały czas upewniał o swoim talencie, w tej chwili Wisła nie ma nikogo obiecującego. Może obrońca Kowalski, może Małecki, choć akurat na niego nie stawiałbym mocno. To samo Ćwielong, który od dwóch lat się nie rozwija i raczej w samej Wiśle już nie zaistnieje.

LECH
Po końcowym gwizdku Lech-Austria Arboleda kleknął i się popłakał. Radość, radością, ale znajmy proporcje. Ani nie było to zwycięstwo w jakichś cudownych okolicznościach (np grając w 10tkę), ani nie pokonali nikogo godnego uwagi. Lech awansował w męczarniach z drużyną, którą powinien dwa razy na luzie pokonać. Może ktoś powiedział Arboledzie, że gra jest o awans do LM, w każdym innym przypadku jest to niepoważne zachowanie. Nie chce umniejszać sukcesu Lecha, bo przecież grupy Pucharu Uefa są dla nas niemal niedostępne. Każdy awans narodził się w okropnych bólach. Amica w karnych, Wisła i Lech w ostatnich minutach. Świadczy to o fatalnym poziomie polskiej piłki ligowej, która żyje mrzonkami o Lidze Mistrzów, a nie potrafi zaistnieć w traktowanym po macoszemu przez kluby z silnych lig Pucharze Uefa.

Teraz kolej na 4 spotkania w grupie i sądze, że z każdym Lech zawalczy. Patrząc po meczach z Austrią moga być cztery porażki, mogą też być same zwycięstwa. Na pewno będą to ciekawe mecze na kogo by Lech nie trafił. Ofensywnie jedna z ciekawszych drużyn w Europie, defensywnie jednak do sporej poprawy. Przestoje w grze, widoczny kolejny raz brak lidera na boisku; kogoś kto, gdy dzieje się źle pociągnie drużynę. Przy stanie 1:1 Lech grał bardzo źle i tylko szczęśliwej bramce zawdzięcza, że wyszedł z marazmu. Stracona bramka w pierwszej akcji(!) po jej strzeleniu (dogrywka) także pokazuje, że Smuda ma aż nadto pracy ze swoimi piłkarzami. Lech to ciekawa drużyna i powinna zawalczyć o wyjście z grupy.

środa, 1 października 2008

Walka o wpływy

Tercet egzotyczny (FIFA, PZPN, PO) rozgrywa walkę o konfitury. Kto myśli, że chodzi tu dobro polskiej piłki niech nie będzie naiwny bo każda strona chce w tym konflikcie coś ugrać dla siebie.

Ciekawym jest fakt, że to Trybunał Arbitrażowy został wykorzystany do zawieszenia PZPNu. Decyzjami Trybunału z tylnego siedzenia steruje stary komuszek Piotr Nurowski. On też reprezentuje grupę interesów Ekstraklasy S.A. (tzw grupa Ruski). Z drugiej strony mamy Blattera i Listkiewicza idąch razem za rączke. PO i ich niedorzeczny minister sportu jest tylko narzędziem, czy brzydko mówiąć słupem który tylko anonsuje decyzje podjęte przez innych, w tym wypadku zapewne przez Nurowskiego. Gra idzie o to przez kogo będą szły pieniądze na organizację Euro. Sama PO doskonale wie w jakim momencie jesteśmy jeśli chodzi o organizację i jakie są tu szanse powodzenia, dlatego nawet odebranie Euro jest im na rękę byle było na kogo PRowo zwalić winę. W tym wypadku będzie to PZPN bo ten się nie chce zgodzić na udział (lub jest on niedostateczny) w wpływach i stąd mamy ten cały ambaras.

Innym równoległym apektem sprawy jest, że Drzewiecki (czyli Nurowski) chce by prezesem został Boniek. Mówi o tym szerzej Ryszard Czarnecki. Dużo mówi o kandydaturze fakt kto go popiera, a popierający Bońka Nurowski i Rusko (plus POw osobie słupa Drzewieckiego) mówią naprawdę sporo, choć sam Boniek się zarzeka, że nie jest człowiekiem ministra. Jak juz raz pisałem, w tym konflikcie nie ma złych, nie ma dobrych, są tylko cwaniacy.

Aalborg - Manchester United 0:3 Liga Mistrzów

Jako, że nigdzie nie mogłem znaleźć meczu Bate-Juve (jakoś uważałem, że najatrakcyjniejszy z tych zaczynających się o 9), spojrzałem sobie na to co wyczynia nasz reprezentacyjny napastnik, chwilowo na liście rezerwowej, pewnie do czasu kontuzji Brożka. Szczerze mówiąc Saganowski mnie zadziwia faktem, że się mieści w duńskim klubie. Myślałem, zobaczą go, złapią się za głowę i kop na ławkę. Nic takiego się nie dzieje, choć chłop nie ma ani asyst, ani bramek, czego nie zmienia nawet premierowa w Pucharze Danii. Na papierze Duńczycy lepiej nie mogli trafić. Reprezentant Polski, czyli ostatnio etatowego uczestnika wielkiich imprez - w dodatku piłkarz na ostatniej imprezie podstawowy, który jeszcze do tego wszystkiego prawie strzelił tam bramkę. No więc ichni trener czytał tak sobie to opracowane przez menadżera CV raczej na 100% nie podpierając tego żadną kasetą (poza ta dostarczoną przez menadżera, czyli taki best of) czy obserwacją i krzyknął: bierzemy! Niemożliwe? Tak transfery robi Legia, Wisła i reszta naszej silnej ligi. Jeden mecz w Southamptonie, czy choćby skojarzenie faceta z Euro i żaden normalny trener by sobie nie zawracał nim gitary.

Wracając do meczu z Manchesterem. Zagrał jako wysunięty, jedyny napastnik i był jednym z najsłabszych zawodników na boisku. Miał zapewne przyjmować piłkę, walczyc o nią, dawać czas na przesunięcie formacji pomocy. Oczywiście o niczym takim nie mogło być mowy. W zasadzie tylko raz podał ze skrzydła jednemu z pomocników, który oddał niecelny strzał. Poza tym jednym zagraniem kompletne dno. Odbijał się od obrońców, tracił w prosty sposób piłki. Można było nawet zauważyć pewnego rodzaju zniechęcenie piłkarzy duńskich i postepującą w trakcie meczu niechęć do podawania Polakowi, co zaowocowało kilkoma poważnymi stratami piłki. Oczywiście to tylko oznacza, że LM to za wysoki poziom dla naszego obieżyświata. Za wysoki również dla Aalborga, bo jeśli jako jedynego napastnika wystawiają Marka Saganowskiego to strach się bać.

Wygrana Manchesteru nigdy nie była zagrożona, nawet udało się to po co przyjechali(pomijając trzy punkty), czyli po odblokowanie Berbatowa. Sama bramka bardzo ciekawa, bo wypracowana przez obrońcę duńskiej drużyny, który zaprezentował niespotykany sposób na przyjęcie piłki. Na dzień dzisiejszy Wisła i Lech to zespoły o klasę lepsze od Aalborga i nawet Legia mogłaby z nimi powalczyć...

poniedziałek, 29 września 2008

Problemy Tottenhamu

Przede wszystkim rozwalono atak. Najpierw spodziewanie odszedł Keane, mocno niedoceniany w Tottenhamie piłkarz. Owszem, nie jest to zawodnik z najwyższej półki, ale jednak robi on bardzo dużo przysłowiowego wiatru, walczy, wszędzie go pełno. Dziś Tottenham ma samych egzekutorów, zawodników na środek ataku. Postawiono na Bułgara, który miał obiecać zostać, ale w końcu mu się odwidziało i Ramos został z niczym. Transfer Pavliuczenki to był pokaz desperacji. Musieli kogoś sprowadzić to spojrzeli na największe okno wystawowe, czyli Mistrzostwa Europy. Najpierw zainteresowali się Arshavinem, potem Pavliuczenko. Kupienie Corluki wyniknęło bardziej z chęci sprzedaży przez Man City niż jakimś zainteresowaniem Tottenhamu. Modric to transfer na zasadzie zawalczmy o kogoś kim się interesują inni, silniejsi. Młotek licytacyjny poszedł w ruch i się okazało, że Tottenham bardzo dużo przepłacił. Wenger chciał Modricia, ale za góra 6 mln. Dos Santos już kiedyś pisałem, że na jego korzyść działa fakt, że jest młody, ale cena za jaką poszedł i fakt, że Barcelona z niego zrezygnowała już nie. Generalnie sezon transferowy w wykonaniu londyńczyków był katastrofalny i przynajmniej do stycznia kiedy to pewnie wydadzą najwięcej w Europie będzie im bardzo ciężko. Ramos szuka, miesza w składzie, także w ustawieniu, ale nic nie przynosi rezultatu. Gra jest rwana, po pierwszej straconej bramce piłkarze Tottenhamu po prostu się poddają.

Paradoksalnie przy awansie do PUefa Tottenham może długo się nie podnieść z dna Premiership. Fakt, że ani Pavliuczenko, ani Corluka nie mogą grać w Pucharach sprawia, że nie będzie możliwości gry w jednym składzie w dwóch meczach po sobie. To oznacza brak zgrania, ciągłe wymuszone rotacje składu wcale nie tak sporej jakościowo kadry. W kontekście tego uważam, że awans do fazy grupowej PUefa jest im mocno nie na rękę i raczej na pewno zdają sobie z tego sprawę. Ciężko przypuszczać, że przyjadą i położą się na boisku, ale już że nie będą walczyć z jakąs wielką determinacją tak. Być może nawet wyjściowy skład nie będzie optymalny. To wszystko pisząc i nawet wiedząc, że 2gi skład Tottenhamu jest silniejszy od Wisły uważam, że szansa na awans jest bardzo duża i szkoda by było tego nie wykorzystać.

piątek, 26 września 2008

Garguła w formie

Na oficjalnej stronie GKSu Bełchatów czytamy, że Łukasz Garguła jest w formie i już jest obserwowany przez sztab szkoleniowy, oczywiście w osobie wielce uzdolnionego Rafała Ulatowskiego. Pytam się w jakiej formie? Najlepszy mecz Bełchatów zagrał, gdy go nie było na boisku z Lechem Poznań w pierwszej kolejce. Bełchatów od kilku ostatnich kolejek, gdy już wrócił gra katastrofalną piłkę. Piszę to z tym większym żalem, że trenerem bełtów jest Janas. Mecz z Lechią żal było patrzeć, a Ulatowski wyjeżdża na jego podstawie z rosnącą formą i nieszczęsnymi fragmentam. Może ta forma objawiła się w odpadnięciu Bełchatowa w Pucharze Polski ze Stalową Wolą? Garguła ma dwie asysty, obie z perfekcyjnych stałych fragmentów. Co ma powiedzieć Mila, który tych asyst ma już 5, także wszystkie ze stałych fragmentów. W przypadku obu zawodników są to takie aysty, że zawodnik zamyka oczy i wali w pole karne. Gdzie tu umiejętności, gdzie tu forma? Już do tego dochodzi, że kopanie ze stojącej piłki uchodzi za wyznacznik formy?

Zawsze uważałem, że rzuty karne nie powinny wliczać się do bilansu bramkowego piłkarza i tak samo uważam za śmieszne asysty z rzutów wolnych. Tyle, że są to statystyki dla laików, bo przeciętny trener wie, że jeśli napastnik ma 10 bramek i wszystkie z karnych to jest coś nie tak. Analogicznie z asystami. Jest to niestety, przekleństwo bo zarówno Mila jak i Garguła mają w związku z tym aspiracje reprezentacyjne, a ich gra na dziś dzień jest po prostu żałosna. Leon z genialnym asystentem spojrzą w statystykę, słupki wzrostu i powołają jednego, albo co gorsza obydwu. Co wtedy? Może perfekcyjne stałe fragmenty...

środa, 24 września 2008

Zagrożenie ze strony Manchesteru City

Rozległ się wielki płacz, najczęściej wśród trenerów angielskich, po co Man City kupili szejkowie. Wenger pyta, po co oni pchają się w ten sport, w jakim celu, retorycznie pyta, czy z miłości do futbolu itp. Do gry wszedł poważny gracz, nie liczący się z kosztami i będzie rozkupywał zawodników. Szczerze mówiąc gdybym był trenerem choć średniego klubu europejskiego każdą postać w rodzaju Abramowicza, czy szejków arabskich witałbym z otwartymi ramionami. Gdy Rosjanin przyszedł do Chelsea, bardzo mało było tranzakcji gotówkowych, każdy chciał pozyskiwać zawodników z gasnącymi kontraktami. Można sie nawet posunąć do stwierdzenia, że rynek transferowy był w zapaści. Abramowicz i szejkowie kierują się kaprysem, szastają kasą i skupują zawodników jak towar, nie przejmując się niczym. To co spowoduje wejście szejków to większa konkurencja na rynku transferowym i większą ilość transferów gotówkowych. Może na tym zyskać także polska piłka, bo nie jest trudnym wyobrazić sobie, że Blackburn sprzedaje zawodnika do Man City, a potem kupuje go z ligi polskiej, z dajmy na to Wisły. W taki sposób te same pieniędze trafią na stół francuski, hiszpański itp. Oczywiście nie ma to nic wspólnego ze sportem, ale czy wielkie kluby, ich polityka w ostatnich latach to sport? Man City będzie kupował hurtowo i czy się to komuś podoba, czy nie będzie w czołówce europejskiej w ciągu roku, dwóch. Wenger po prostu się boi, bo już nie będzie wielkiej czwórki, która rok rocznie awansuje do Ligi Mistrzów i odjeżdża innym rywalom z Premiership finansowo. Zamiast tego będzie wielka piątka, doliczając nieszczęsny Tottenham może szóstka. To spowoduje, że dwa kluby zostana pozbawione Ligi Mistrzów, może być to Liverpool, ManU, czy Arsenal zatem nie dziwota, że to oni histeryzują. Inna sprawa, że takie przejęcia spowodują coraz większy spadek znaczenia Europejskich Pucharów i coraz bliższą Ligę Europejską

Ja wiem, że Wenger i inni by chcieli by były trzy bogate kluby w Europie i między siebie rozdysponowywały najlepszych piłkarzy. Ale to już se ne vrati, bo liga angielska w oczach choćby amerykańskich inwestorów jest czymś w rodzaju lig zawodowych NFL, NBA i NHL, a kluby z tych lig są w całości właśnością milionerów i międzynarodowych konsorcjów finansowych. Trend się ten w końcu przebiesie na inne ligi piłkarskie, futbol to potężny biznes. Nawet w końcu inwestorzy przyjdą do Polski, bo i tu można na nim zarobić, choć jeszcze mało kto to sobie wyobraża....

niedziela, 21 września 2008

Kuszczak zawalił w meczu na szczycie

Powtórki gola Salomona Kalou nie pozostawiają wątpliwości, że bramka idzie na konto polskiego bramkarza. Zdobyta została z odległości mniejszej niż 5metrów od lini bramkowej, czyli tam gdzie hegemonem musi być bramkarz. Tomek przy interwencji najpierw ruszył do przodu, by potem jakby będąc pod wrażeniem impetu z jakim ruszyli piłkarze Chelsea na piłkę się cofał, niemal wpadając do bramki. Nie mówię, że byłaby to łatwa interwencja, w takim gąszczu ciał nie byłoby to łatwe wybić piłkę, nie mówiąc o jej złapaniu, ale wyjście do piłki powinno być. Ferguson na pewno będzie miał pretensje do Kuszczaka.

Sam mecz ciekawy, choć bez dużej ilości sytuacji podbramkowych. Chelsea pokazuje, że jest faworytem do tytułu o ile Scolari da w dalszej części sezonu odpocząć co poniektórym piłkarzom, bo na razie Chelsea gra praktycznie jednym składem/ustawieniem. Manchester z drugiej strony ma duży problem w ataku. Rooney w bardzo słabej formie, co wynika także z rzucania go po różnych pozycjach, rzadko występuje jako napastnik. Berbatow na razie zagubiony, a Cristiano Ronaldo dopiero wchodzi w rytm meczowy. To wszystko może przełamać jeden udany mecz, ale mimo, że bramka na 1:1 padła w 80 minucie, to remis ManU powinien przyjąć z dużą wdzięcznością, bo Chelsea całe spotkanie posiadała sporą przewagę.

Debiut Smolarka

Obejrzałem sobie mecz Boltonu z Arsenalem w którym nieoczekiwanie, chyba także dla siebie, zadebiutował Euzebiusz Smolarek. Ustawiony na prawym skrzydle miał zapewne wspomagać osamotnionego w ataku Daviesa. Niestety wsparcia nie udzielił. Grał schowany, nie wychodził do podań, a gdy piłkę miał grał najczęściej daleko i niecelnie. Także do nielicznych kontr nie biegał ze zbyt dużą ochotą jakby niepewny swojego przygotowania fizycznego. Ot zagrał, zadebiutował i nic więcej nie można o tym występie powiedzieć. Dziennikarz Sky Sports określił Polaka, że był praktycznie niewidzialny. Trudno się z tym nie zgodzić. Inna sprawa jest taka, że zadebiutował z jedną z najmnocniejszych, a na pewno z najlepiej grającą, najlepiej utrzymującą się przy piłce drużyną w Premiership. Arsenal po stracie bramki grał z taką siłą i swobodą, że byłem pewny, że sie skończy pogromem. Okres po golu Daviesa to atak za atakiem, słupki i dwusetki. Po wyjściu na prowadzenie Arsenal trochę spasował, Bolton się nieco otrząsnął.

Oglądając ten mecz odniosłem wrażenie, że to nie Arsenal był taki mocny, tylko Bolton taki słaby. Jedynie w fakcie, że panuje tu plaga kontuzji widzę szansę na utrzymanie, bo chwile, gdy Bolton grał o start w Lidze Mistrzów minęły i długo nie powrócą. Ten sezon to walka o środek tabeli i czego się obawiam bardziej batalia do ostatniej kolejki o utrzymanie.

Na potwierdzenie przeciętnego debiutu Smolarka oceny z jednej z gazet angielskich, które pokrywają się w większości z ocenami innych mediów.
Jaaskelainen (7), Steinsson (5), Shittu (5), Andrew O’Brien (5), Samuel (5), Joey O’Brien (5) (McCann 6), Smolarek (4) (Riga 6), Muamba (6) (Vaz Te 5), Nolan (6,) Gardner (5), Davies (7)

piątek, 19 września 2008

Kontuzja Davida Villi

Jest 80minuta meczu Maritimo-Valencia, hiszpańska drużyna prowadzi 1:0. Wtedy to trener Emery podejmuje zdumiewającą decyzję wprowadzając do gry Davida Ville. Mecz był bardzo twardy, piłkarze Maritimo grali chwilami bardzo ostro, niektórzy w ocenach ich gry posunęli się do stwierdzenia, że polowali na nogi. Najlepszy strzelec Mistrzostw Europy wchodzi, prawie zdobywa 2 bramkę i po chwili odnosi kontuzję, która według hiszpańskich mediów wstępnie wyklucza go na 3 najbliższe spotkania.

Valencia wystawiła mocno rezerwowy skład. Z przodu zagrali Morientes z Serbem Zigicem i z pewnością mogli dograć do końca spotkania. Wprowadzenia Villi było zupełnie niepotrzebne i jak sie okazało było bardzo pechowe i może przynieść opłakane skutki. Ktoś powie zawodnik jest od tego by grać, ale jednak wprowadzenia go z Maritimo na 10 minut było absurdem. Valencia chce zdobyc PUefa, ale bardziej chce wrócić do Ligi Mistrzów, a bez Villi jest to niemożliwe. W weekend grają z Osasuną, w środku tygodnia Malaga, potem Deportivo. Nie najcięższe mecze, ale z drugiej strony to oznacza, że przynajmniej 7 punktów Valencia musi w nich uzyskać by się liczyć w walce o pierwszą czwórkę. Kontuzjowany jest Silva, teraz Villa, bez nich Valencia jest o klasę słabsza. Emery popełnił błąd, najlepszych piłkarzy trzeba chronić.

Wciąż mamy dwie szanse

Poznaniacy zagrali słaby mecz. Nawet nie jeśli chodzi o defensywę, która zawaliła tylko stałe fragmenty gry, co się mogło zdarzyć. Największym rozczarowaniem była ofensywa, która bardzo rzadko przedzierała się pod pole karne. Tym bardziej zadziwił Smuda, który zawodnika najbardziej ofensywnego wśród rezerwowych, który robi najwięcej wiatru (Peszko) wprowadza 10 minut przed końcem spotkania. Można dodać była to pierwsza zmiana w poznańskim zespole. Pomoc ustawiona z 4 środkowych pomocników słabo się uzupełniała i choć defensywnie jakoś to wyglądało to przy grze ofensywnej widać było, że nie wiedzieli za bardzo kto ma zostać, a kto biec do przodu. Ustawienie mimo, że na papierze nie zmienione (4-5-1) to jednak znacznie się różniło od tego z pamiętnego meczu z Grasshoppers. Wydaje się, że Smuda niepotrzebnie zamieszał. Paradoksalnie najbardziej zawiódł strzelec gola Rengifo, który poza bramką zagrał bardzo ciche zawody. Zamiast niego cofnięty Peszko, na szpicy Lewandowski, a zamiast nie wiadomo, gdzie biegającego Injaca (miał grać na prawej pomocy) Wilk i na pewno by to inaczej wyglądało. Było jednak jak było i Lech musi przynajmniej do rewanżu się martwić, choć mimo porażki nie chce mi sie wierzyć, że nie przejdzie Austrii. Tyle, że stałe fragmenty Austria na pewno będzie miała w Poznaniu i co jeśli je wykorzysta? Całkiem niedawno reprezentacja Austrii stałymi fragmentami wygrała z Francją, więc ten fach znają...

Wisła w Londynie zagrała lepiej niż można było się spodziewać. Chwilami grała naprawdę znakomicie i choć niemal zawsze po kilku składnych wymianach piłki szła wynikająca ze słabej techniki strata to jednak widać, że mecz w Barcelonie czegoś Wiślaków nauczył. Zagrali wyżej (trochę, ale jednak), bardziej agresywnie, lepiej się asekurowali. Samego siebie przeszedł Baszczyński, który pokazuje, że na powołanie do reprezentacji jak najbardziej zasługuje, tym bardziej jeśli się zobaczy kogo Leo powołuje. Chyba nikt nie wyobraża sobie, że Kokoszka byłby w stanie zagrać choć w małym stopniu porównywalne spotkanie? Boguski pokazał, że jedyne czego mu brakuje to siły fizycznej. Jeśli mówiąc kolokwialnie przypakuje, będzie mógł grać w jakiej tylko chce lidze. Umiejętności techniczne, wizje gry ku temu ma. Straty, których miał dość sporo wynikały tylko z przewagi fizycznej Anglików. Tyle, że przy ciężkiej pracy to się da zniwelować w ciągu roku. Brożek jest trochę przygaszony od momentu kontuzji, ale asysta, którą się popisał przy bramce to klasa światowa. Poza tym niewidoczny, zamiast próbować przetrzymać piłkę, zagrywał z pierwszej piłki co z reguły oznaczało stratę. Jirsak poza śliczną bramką bardzo przeciętnie. Zanotował największą chyba ilość strat. Liczę, że ta bramka doda mu pewności, ale też zauważam, że od pewnego czasu jakby stanął w miejscu i nie idzie w górę. Z pary Sobolewski-Cantoro zdecydowanie lepszy był Sobol, grający jak za swych najlepszych lat. Tym razem obyło się bez strat na własnej połowie boiska, więcej było odbiorów i prób strzałów. Mauro niestety poraz kolejny pokazał, że jest mówiąc brzydko do wymiany. Praktycznie niewidoczny, poza jedna sytuacją, kiedy mógł strzelić lub lepiej dograć. Nie za bardzo wiem co napisać o Zieńczuku. Ten gracz ma niesamowity talent do przebywania na boisku i bycia całkowicie niewidocznym. Na początku oddał strzał, a potem dosłownie wyparował. Nie popełnił jednak rażących błędów co każe uznać występ za poprawny. Najsłabsza była para czarnoskórych obrońców. Diaz kompletnie nie wie jak sie gra na boku obrony, nigdy nie powinien już tam wystąpić. Cleber natomiast gra fatalnie od paru już spotkań. Przegrywał biegi, głowki, spóźniał się do dośrodkowań. Gdyby nie grający życiowy mecz Baszczyński błędy Clebera pogrzebałyby szanse Wisły na awans.

Tottenham pokazał świetne przygotowanie fizyczne, pewność gry, konstruowania akcji, ale poza tym naprawdę bardzo mało. Ten zespół jest dopiero na początku budowy. Być może potrzebuje jednego udanego meczu, kogoś kto ich porwie, pociągnie do lepszej gry. Możliwe, ja jednak widzę kryzys, który Wisła powinna i w zasadzie musi za 2 tygodnie wykorzystać.

czwartek, 18 września 2008

Dominacja drużyn angielskich

Dominacja jest absolutna i niepodważalna. W ubiegłym sezonie żadna z 4 drużyn angielskich nie przegrała meczu z żadnym zespołem spoza Anglii. Ta seria została podtrzymana w 1 kolejce sezonu 2008/09. W Anglii już przyjmują zakłady, czy ta seria dotrwa do następnej edycji Ligi Mistrzów. Szczerze mówiąc myślę, że taki zakład to nie najgłupszy pomysł.

Obejrzałem wczoraj wieczorem pojedynek pomiędzy ManU i Villareal. Jego przebiegiem byłem po prostu załamany. Wicemistrz Hiszpanii, drużyna grająca w Primera często porywającą piłkę, na Old Trafford nie potrafiła wymienić kilku podań. Gdyby Manchester wygrał 4:0 nikt by się tym wynikiem nie zdziwił, bo tylko fatalnej skuteczności i braku środkowego napastnika w drużynie Fergusona zawdzięczają Hiszpanie taki wynik. Tak jak Villareal zagrał na Old Trafford powinna grać regularnie wzmacniana Wisła, a nie zespół warty grube miliony dolarów. Sir Alex po meczu nie krył, że jest zadowolony z przebiegu meczu, że jest pewien, że wyjście z grupy nie jest zagrożone, bo nawet jak ma być skoro pozostałą dwójką w grupie jest Celtic i duński Aalborg.

W innych meczach mieliśmy swoisty pojedynek Anglia-Francja, który zdecydowanie wygrali Anglicy. Chelsea zmiażdzyła wcale nie osłabiony sezonem transferowym( wręcz przeciwnie wzmocniony) Bordeaux 4:0, natomiast Liverpool znów ograł w Marsylli Olympique, który co prawda sprzedał kilku znaczących zawodników, ale zamiast nich sprowadził innych, zdaniem wielu lepszych. Ostatnimi czasy liga francuska poza jednak coraz częściej zawodzącym Lyonem nie ma nic do zaoferowania na arenie międzynarodowej i chyba w kwestii pozycji spada za podnoszącą się powoli Bundesligę. Kto wie, czy liga rosyjska niedługo ich nie wyprzedzi. Zostaje nam Arsenal, który zdecydowanie przeważał w Kijowie, grając co znamienne z drużyną w naprawdę dużej formie (zdemolowanie Spartaka Moskwa, w lidze idą jak burza). Nie byli jednak w stanie zagrozić Arsenalowi, choć przypadkowy karny postawił Arsenal w końcówce meczu pod ścianą.

Patrząc na zestaw grup gdzie grają angielskie zespoły wspomniany zakład wydaje się bardzo prawdopodobny. Osobiście uważam, że istnieje spora szansa, że kluby angielskie i w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów nie doznają porażki z nikim spoza wysp.

poniedziałek, 15 września 2008

Szanse polskich bramkarzy w Premiership

Tomasz Kuszczak podpisał przedłużenie kontraktu do 2012 ze zdobywcą Pucharu Europy. Jedni powiedzą, że to oznaka zaufania Fergusona, drudzy, że jest szykowany na 1wszego bramkarza, jeszcze inni i do nich się zaliczam, że to tak naprawdę o niczym nie świadczy.

W tej chwili ManU ma trzech bramkarzy. Kuszczak jest za Van Der Saarem, ale przed Fosterem. Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że co okienko transferowe gigant angielski jest łączony z topowymi bramkarzami. Tak naprawdę Ferguson wciąż szuka następcy Van Der Saara i wcale w Kuszczaku nie widzi alternatywy. Ma do niego zaufanie jeśli chodzi o pojedyńcze mecze, z reguły nie mające żadnego znaczenia. Co pokazała końcówka poprzedniego sezony nawet lekko kontuzjowany Van Der Saar to coś lepszego niż Polak. Holender ostatnie sezony grał bardzo solidnie i nie dawał żadnych nadziei Polakowi na zmianę. Szkoda, że Polaka nie naszła refleksja by może zmienić klub, według prasy brytyjskiej wszedł w buty Rajmonda Van Der Gouva. Kto nie pamięta był to poprzedni wieczny rezerwowy bramkarz Manchesteru, rozgrywający procentowo tyle spotkań co Polak. Porównując go z Polakiem dziennikarz zauważa, że obydwaj w czasie pobytu w klubie z Old Trafford nie mieli propozycji transferowych. Tak jakby szkoleniowcy z innych klubów angielskich uznali, że nie jest to ktoś na pierwszy skład. Oczywiście jest w tym pewna przesada, ale prawdą jest, że Kuszczak trzyma się kurczowo ławki, nie pokazuje, że chce grać, że ma dość bycia drugim (chyba, że w reprezentacji). Obawiam się, że Alex nigdy go nie potraktuje przez to poważnie. Jak niepoważnie jest traktowany Kuszczak w ManU można było zauważyć podczas fet mistrzowskich. Nie wiem czy to brak charyzmy, wciąz słaby angielski, czy charakter, ale pierwszym bramkarzem w ManU Polak nigdy nie zostanie.

Podobnie jest w Arsenalu. Pierwszym w tej chwili jest przeciętny Almunia i fakt, że Fabiański do tej pory nie wygrał z nim rywalizacji nie świadczy o nim dobrze. Mimo wszystko w równaniu był jeszcze Lehmann i umówmy się nie musiał grać już w pierwszym sezonie. Poza Fabiańskim jest Włoch Mannone i uważany za największy talent najmłodszy z nich Wojciech Szczęsny. Do tego dochodzi fakt, że podobnie jak Ferguson, Arsene Wenger wciąż szuka nowych bramkarzy. Ostatnio prasa donosi o Walijczyku Waynie Hennesseyu z Wolverhapton, za którego Wenger chce zapłacić, uwaga, 5 milionów funtów. Po jego przyjściu, gdzie będzie Fabiański? Przynajmniej na początku będzie za Walijczykiem, będzie o jeden szczebel niżej do pierwszego składu. To praktycznie oznacza brak perspektyw na pierwszy skład na najbliższe dwa lata. Nawet jeśli transfer Walijczyka Hennesseya nie dojdzie do skutku, to Arsenal co okienko interesuje się kilkoma innymi bramkarzami i raczej można założyć, że Wenger kogoś ściągnie. W tej sytuacji Fabiański powinien powoli szukać wyjścia z Arsenalu. Czy wybierze drogę podobną do Kuszczaka czas pokaże.