poniedziałek, 16 listopada 2009

Nie ma Leo jest Franz

Przez kilka ostatnich tygodni obserwowaliśmy postępujący upadek polskiej piłki. To nie koniec, będzie jeszcze gorzej.

Najpierw świetne występy polskich klubów w Pucharach, potem obrażony maestro z Holandii, cyrk z Majewskim, i teraz Smuda, w którym ulokowane są nadzieje coraz mniej licznych kibiców Reprezentacji. Andrzej Grajewski mówi o Smudzie, że ma furę szczęścia. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Nie sposób się też nie zgodzić z opiniami wielu, że trener to przeciętny, po prostu w Polsce nie trzeba wiele by się wybić i w tym fachu, przecież mistrzem Polski był cudak Michniewicz! Smuda byłby świetnym wyborem na ostatnie dwa mecze eliminacyjne, gdzie wystarczyło dobrać skład i umotywować piłkarzy. Smuda z pewnością byłby w stanie temu podołać. Kilkuletnia budowa drużyny to jednak całkiem inna sprawa i osobiście nie patrzę na to z optymizmem.

Pierwszy mecz z Rumunią i pierwsze schody. Do meczu nie przywiązywałbym jednak zbyt dużej wagi, ze względu na kartoflisko na murawie. Dziwię się, że w ogóle Rumuni w końcu grający w znacznie lepszych klubach niż Polacy wybiegli na to spotkanie. Przyjrzyjmy się jednak powołaniom.

Brak rewolucji i powoływanie piłkarzy, którzy w żaden sposób nie będą w stanie nam pomóc w Euro 2012. Po co Żewłakow, Kosowski - chyba tylko po to by uniknąć kompromitacji. Nareszcie powołany Małecki, ale w jego przypadku powołanie przyszło kilka miesięcy za późno i jest zwyczajnie bez formy. W bramce Kuszczak, który czwarty rok przekonuje Fergusona, że jest dobrym bramkarzem, ale tu wyboru na dziś nie ma. Powołanie Kokoszki, który tylko dlatego nie gra w polskiej 4 lidze, bo się nie wiadomo czemu spodobał Benhakkerowi także nie wieje optymizmem. Czemu nie postawił na parę Sadlok-Glik? Bo obaj młodzi? Czego się mogą nauczyć od słabego Żewłakowa? Jak się broni i unika przy tym gry, czego ten z kolei nauczył się grając u boku Bąka?

Prawda jest taka, że powinniśmy dziś grać nie najlepszą drużyną na jaką nas stać, tylko tą najbardziej obiecującą. Pierwsze skrzypce w Reprezentacji muszą grać już dziś Sadlok, Glik, Małecki (jak wróci do formy), Grosicki, Rybus, Błaszczykowski, Brożek, Lewandowski. Liderem drużyny/kapitanem i jej centralną postacią powinien zostać Obraniak (nie będzie lepszego piłkarza od niego w ciągu dwóch lat) i ogrywać, ogrywać, ogrywać. Zamiast tego pachnie mękami z Żewłakowem (nie mam już siły patrzeć na jego tłumaczenia), Kosowskim, pewnie zaraz Bandrowskim, Lewandowskim, Dudkiem, Kokoszką, Rzeźniczakiem i innymi paralitykami. Nie mamy zbyt wielu dobrych piłkarzy, ale kilku z nich coś sobą obiecuje i to pod nich powinna być ta reprezentacja budowana. Na razie jest prowizorka.

wtorek, 15 września 2009

Krajobraz po bitwie

Ostatnie dwa mecze Polaków przypomniały mi końcowe spotkania za kadencji Apostela, Łazarka i Streilaua. Pamięta ktoś mecz na Słowacji i dwóch bohaterów, dziś zgrywających rolę sprawiedliwych w roli komentatorów, czyli opuchniętego Koseckiego i zbawiającego Zagłębie Lubin Świerczewskiego? No więc Słowenia wyglądała identycznie, w stylu i podejściu poszczególnych piłkarzy.

Ostrzegałem przed Beenhakkerem na niniejszym blogu od początku jego kadencji. Czy tak trudno było zauważyć, że został on mówiąc brzydko wypluty przez rynek piłkarski na zupełne obrzeża futbolowej karuzeli zwane Trynidad & Tobago? To była taka sama kandydatura jak trenerzy 3-ciej kategorii zalewający Afrykę i Azję. Awans do Mistrzostw Europy na pierwszy rzut oka robi naprawdę spore wrażenie. Portugalia, Serbia, Belgia i Finlandia to bardzo dobre drużyny, ale jak się przyjrzeć poszczególnym spotkaniom wychodzi jak wiele w tamtych eliminacjach było szczęścia. Mnóstwo remisów, fatalna gra Portugalii, która w bieżących eliminacjach jest srogo karana, beznadziejna Belgii i Serbii. Przyznaje nie wierzyłem w tamten awans, a czarę goryczy dla mnie przelała koszmarna gra Polaków w Portugalii, co ciekawe w ogóle przez nikogo nie zauważona. Przyszły mistrzostwa i choć wszystko przemawiało przeciw reprezentacji Polski media pompowały balon, który widowiskowo pękł podczas spotkania z przedstawicielem 3-ciej ligii europejskiej Austrią. To spotkanie wyglądało tak jak te z Portugalią, ja nie wiem czemu się tu ludzie dziwili. Potem mecz z Chorwacją zadziwiająco przypominający degrengolade jaka panuj dziś. Eliminacje do MŚ zaczęliśmy dobrze pokonując bardzo słabych Czechów, ale już na Słowacji coś pękło, bo wygrany mecz zamienił się w porażkę. Nie można zapomnieć o roli zbawcy z Holandii w tym meczu, który gubił się niczym dziecko zmieniając i wprowadzając nie tych (Garguła). Potem Irlandia i kolejne błędy Boruca, a resztę za dobrze pamiętamy. Beenhakker już dawno przestał być trenerem polskiej reprezentacji. Widać to najbardziej w powołaniach, gdzie listę do podpisania zapewne mu podrzucał wanna be Ulatowski. Wciąż ci sami koszmarni piłkarze, a tych kilku wyróżniających się w naszej słabej lidze zawsze pomijał.

Kto teraz? Jeśli wierzyć Lacie i nie zawracać sobie głowy zagranicznymi trenerami to kandydatury są dwie. Henryk Kasperczak i Paweł Janas. Dla tego pierwszego to chyba ostatni dzwonek. Trener bez wyników, ale jednak jak na nasze warunki dobrze futbolowo wykształcony, z wizją i poważaniem wśród piłkarzy. Wielu lepszych trenerów nie mamy i wypominanie mu spadku z Górnikiem Zabrze w tym wypadku nie powinno wiele zmieniać. Moim faworytem i co ciekawe coraz częściej przewijającym się w mediach jest Paweł Janas. Do dziś uważam, że jego reprezentacja odpowiadała naszej sile i nawet fatalne mecze z Anglią i Szwecja nie są mi tego w stanie przesłonić. Janas zawsze powoływał najlepszych, na Mundialu postawił na Szymkowiaka, Żurawskiego, Żewłakowa, Krzynówka, Smolarka i się srogo na nich zawiódł. Taktyka na Ekwador była wbrew pozorom bardzo dobra, tylko kto mógł przewidzieć, że Szymkowiak straci każdą możliwą piłkę, a napastnik(!) Żurawski będzie unikał gry. Gdyby został nie mielibyśmy koszmaru z Austrii - no może mielibyśmy, ale z innymi piłkarzami, co w moim przekonaniu na pewno przyniosłoby lepsze skutki. Janasa jednak zwolniono i zatrudniono czarodzieja z Holandii, który pozostawia za sobą zgliszcza i utalentowanych, Trałkę (seryjnie 4-ligowy zawodnik) i Łobodzińskiego (góra 2-ligowy).

Naprawdę trudno przewidzieć co się stanie dalej, bo nawet baraże są do osiągnięcia (zwycięstwo w Pradze to jednak science-fiction). Ale do tego by potrzeba jakiejś mobilizacji, wiary, a jak wiemy reprezentacja Polski leży na łopatkach. Najlepszym wyjściem byłoby przeczekanie, dogranie do końca eliminacji, niechby nawet ze śmiesznym doktorem Majewskim i poszukania kogoś z Europy. Mnie by się marzył Mourinho by objął naszą kadrę prowadząc równocześnie Inter. Że nie ma szans? Gospodarz imprezy, zespół, który całe mistrzostwa będzie w centrum zainteresowania. No i mógłby pokazać co zrobi dla odmiany z piłkarzami przeciętnymi...

wtorek, 1 września 2009

Po pucharach

Lech odpadł w karnych w walce o Lige Europejską, co pozwala z coraz większym pesymizmem oczekiwać, że w następnym sezonie nie będziemy rozstawieni w żadnej z rund przedwstępnych europejskich pucharów. Razem z przedstawicielami Malty, San Marino, czy tak lubianej przez krakowian Estonii.

Na jednej ze stron wyliczono, która europejska liga, podkreślam zawodowa jest gorsza od naszej. Brano oczywiście pod uwagę Europejskie Puchary. Rezultat tej wyliczanki jest dla naszej Ekstraklasy wprost koszmarny. W ciągu ostatnich 12 lat wśród krajów, które nie zaznały Ligi Mistrzów jesteśmy my, Estonia, Łotwa, Albania, Macedonia, Słowenia itp piłkarskie potęgi. Węgrzy z Debreczyna wykorzystują szansę i zagrają w Lidze Mistrzów. Pewnie nie zdobędą punktu, ale możliwość 6 spotkań z potęgami europejskiej piłki to też coś.

Lech odpadł całkowicie zasłużenie, choć dopiero w karnych. W obydwu spotkaniach był drużyną słabszą, grającą chaotyczny, rwany futbol, nie przystający do dzisiejszej piłki jaką przecież nie najlepsi Belgowie na tle polskiej drużyny prezentowali. Bardzo duża różnica w kulturze gry, rozegrania, wykonywania stałych fragmentów gry. Belgowie nic nie zdziałają w LE, pewnie nawet nie wyjdą z grupy - i to jest najlepszy chyba komentarz w jakim dziś miejscu jesteśmy. Wyjąć Lechowi Arbolede i Peszke i na pewno by karnych nie było. Bardzo przyzwoicie w obu spotkaniach zagrał Gancarczyk (obok Arboledy najlepszy zawodnik), ale ile go dzieli od choćby średniego zawodnika na tej pozycji pokazał Polak z pochodzenia Michael Klukowski.

W obydwu spotkaniach nie popisał się trener Jacek Zieliński. W pierwszym na ławce powinien zacząć Stilic, który wyraźnie był wtedy w dołku - w którym zresztą jest do dziś. Jako joker przydałby się wtedy bardzo - Zieliński jednak cały arsenał wyrzucił w pierwszy skład. W drugim spotkaniu zabrakło Peszki i Stilica, ale należało na ławce przetrzymać Lewandowskiego. Także bez formy, ale na zmęczonego rywala byłby na pewno o wiele groźniejszy. Całą pierwszą połowę mógł grać Chrapek, bądź Mikołajczyk. Oczywiście są to mądrości po szkodzie, ale po pierwszym meczu mógł Zieliński się zorientować, że bez dobrego rezerwowego może nie dać rady. Niemoc w końcówce drugiej połowy i przez całą dogrywkę była tego dobitnym przykładem.

Porównując Lecha sprzed roku i tego teraz nie nastąpiła między tymi drużynami zbyt wielka zmiana. Może za Smudy była to drużyna bardziej zmotywowana, bardziej agresywna, grająca w lepszym stylu, ale z podobnym przecież efektem. Bo przecież Zieliński o awans był o włos, ten sam o który awans zdobył Lech Smudy ze słabą (słabszą od Brugge) Austrią Wiedeń. Trochę zwykłego szczęścia i Zieliński by awansował, a Smuda nie. Przede wszystkim poza Arboledą, nikt z liderów drużyny nie poczynił postępów, ani nie utrzymał formy. Lewandowski nasłuchał się o 8mln ofercie z Ukrainy i przestał grać, choć początek sezonu miał świetny. Stilic od dawna rozgrywa piłkę w Celticu, a Rengifo myślami od dawna jest wszędzie tylko nie na boisku. Smuda tych piłkarzy miał w formie, byli głodni gry, pokazania się. Dziś chcą odejść, a nie walczyć za Lecha.

Miał być łatwy tytuł i pucharowa jesień. Nie ma pucharów, a w lidze nie będąca wcale w wielkiej formie Wisła coraz dalej ucieka. A w następnym sezonie pewnie zabraknie już na pewno Stilica i Lewego i pewnie Arboledy. Kto będzie wtedy grał?

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Legia jak nigdy

Legia będąc drużyną znacznie lepszą tylko remisuje i odpada z Broendby.

Szczerze mówiąc wyniku się spodziewałem - co nie omieszkałem potwierdzić u buków, ale w czasie meczu byłem niemal pewien, że kupon nie wejdzie. Legia grała szybko, składnie, skrzydłami i co najważniejsze jeśli chodzi o Legię w stosunku do lat poprzednich było sporo sytuacji. Błędy kadrowe sprawiły jednak, że obrońca gości strzelił pierwszy raz w życiu dwie bramki w jednym meczu i tym samym wyrzucił Legię za burtę. Zastanawia też warsztat Urbana, który nie zauważył, że Mięciel opadł z sił już w pierwszej połowie i faktu, że tak gdzieś od 60 minuty Broendby grało bez napastnika. Kuriozalna była zmiana Borysiuka za Gizę w 90 minucie, czyli de facto zawodnika ofensywnego na defensywnego...

W Legii jest bardzo dużo zawodników, których nie sposób pokazać w Europie. Dawniej było ich więcej, ale dalej sporo piłkarzy o bardzo małym potencjale gnieździ się w Warszawie. Ci piłkarze to: Giza, Kiełbowicz (podobnie groteskowy zawodnik co Magiera), Szala, Radovic, Ekwueme, Kumbev, Roger, Rzeźniczak, Iwański, Grzelak i teraz dochodzi napastnik Paluchowski. Nie neguje faktu, że na jakimś etapie mogli oni trafić do Legii (taki Kiełbowicz wygrał kiedyś tytuł dla Polonii), ale każdy z nich w Warszawie gra dramatycznie słabo i Legia zwyczajnie musi się ich pozbyć. Kiedyś wciąż przedłużano kontrakt z Magierą, zapewne po znajomości, bo pożyteczny dla drużyny nie był nigdy. Gdy się go wreszcie pozbyto wylądował w rodzinnym Rakowie w 3ciej lidze (taki był jego poziom zawsze). Nie inaczej pewnie będzie z w.w. przeze mnie zawodnikami.

Wisła i Lech kadrowo to zupełnie inna bajka i nie ma znaczenia, że w lidze spotkania pomiędzy Legią, Lechem i Wisłą są zawsze wyrównane, a nawet często Legia wygrywa. Tak będzie zawsze, Barcelona potrafi przegrać z ostatnią drużyną ligi hiszpańskiej co nie oznacza, że ta ma szansę na któryś z pucharów europejskich. Prawdę o tej drużynie pokazują także powołania, bo od czasu Karwana, a wcześniej Kowalczyka, Legia nie dała nikogo pożytecznego dla Reprezentacji (pomijam bramkarzy i Wawrzyniaka z jego walorami komediowymi).

sobota, 1 sierpnia 2009

Wzmocnienia Lecha

Mimo szumnych zapowiedzi o sieci skautingu Lecha nie wzmocnił nikt konkretny. Bramkarz Kasprzik już w Superpucharze pokazał, że może być idealnym zastępcą Kotorowskiego i oczywiście piszę to z ironią. Przyszedł jeszcze lewy obrońca Gancarczyk, ale to akurat uzupełnienie składu, a nie wzmocnienie (osobiście dodam, że nie widzę w tym transferze większego sensu, Djordjevic i Henriquez wystarczyliby). Osobiście liczyłem na powtórkę z ubiegłego sezonu, co dodatkowo działacze Lecha szumnie zapowiadali. Nie patrzenia na to jak skład jest silny, tylko jeszcze go wzmocnienie, w taki sposób, że nikt nie byłby pewny miejsca. Nie przyszedł napastnik, ani nikt na środek pomocy, gdzie brakuje Murawskiego. Potrzeba też przynajmniej jednego (ja bym ściągnął dwóch) środkowego obrońcy.

Lech ma szansę by stać się niedoścignionym suwerenem w polskiej lidze, czyli coś na co kilkukrotnie szansę miała Wisła. Krakowianie niestety trzy razy odbili się od ściany (Valerenga, Tbilisi, Levadia) i zamiast być dziś polskim Dynamem Kijów, czy Spartą Praga równa bardziej do polskich średniaków. Przyszły sezon w pucharach, zakładając, że do nich awansują, rysuje się mniej optymistycznie niż ten niedawny, skoro wtedy już na pewno nie będzie Brożka i Marcelo. Tak samo zapewne będzie w przypadku Lecha. Teraz udało się zatrzymać Lewandowskiego i Stilica, ale to pewnie tylko na ten sezon, na przyszły, czyli najprawdopodobniej na walkę o Ligę Mistrzów polska drużyna po raz kolejny będzie osłabiona.

Lech musi się uczyć na błędach Wisły. Nie uzupełniać składu, tylko go rok rocznie wzmacniać, nie patrząc na wpływy ze sprzedaży. Sprzedaż musi wynikać z posiadania 2-ch zawodników na jedną pozycję, a nie posiadaniu mirażu możliwości zastąpienia na oku. Przy sprzedaży Stilica, Lewandowskiego i Arboledy (chyba każdy wie, że to kwestia czasu/ceny) Lech to drużyna środka tabeli polskiej ligi - tak jak to wyglądało, gdy się połączył Lech i Amica. Wszystko wskazuje, że niedługo powtórzy się sytuacja po odejściach piłkarzy z Wisły prowadzonej przez Kasperczaka i raczej szkoda zdrowia na wiarę, że transfery Lewandowskiego i Stilica to nie był fuks...

Tylko Lech?

Legia wymęczyła remis, Polonia planowo przegrała, a Lech rozgromił Norwegów. To nawet lepiej niż można było się spodziewać.

Niestety takie wrażenie trwa tylko chwilę. Wystarczy przeczytać relację o przebiegu meczu w Kopenhadze, by mieć małą wiarę w przejście Duńczyków. Legia nie była w stanie wymienic kilku podań, a przejścia za połowę były wielkimi wydarzeniami. Duńczycy jak pokazuje ten sezon nie umieją po prostu grać przeciwko drużynom słabym, przeszkadzającym, nie wychodzącym za połowę. Z Florą Tallin, słabszą mimo wszystko i od Legii u siebie przegrali, dlatego tego remisu chyba nikt rozsądny nie przecenia. Wynik jednak oznacza, że Legia ma szanse, a to więcej niż im dawałem po pierwszym meczu.

Polonia miała na dobra sprawę odpaść już w pierwszej rundzie, ale jakoś ją przebrnęła. Dzięki losowaniu przeszła i następną, ale Breda to już za wysokie progi dla Polonii i pewnie byłaby też olbrzymim problemem dla reszty polskich drużyn. To może i lepiej, że odpadnie teraz bo przy rywalu bardziej klasowym mogłaby być prawdziwa kompromitacja.

Lech osiągnął wspaniały wynik, oby w takiej formie był i w 4-tej, decydującej rundzie. W dzisiejszej sytuacji polskiej piłki ligowej Lech nie tylko musi awansować do grup Europe League, ale jeszcze z niej wyjść. Bez tego wyniku za rok startujemy od najwcześniejszych rund, i do tego nie będziemy rozstawieni. Lech w 4 rundzie może być właśnie nie rozstawiony, co może bardzo skomplikować ich awans do fazy głównej, nawet pomimo doskonałej formy.

czwartek, 23 lipca 2009

Koniec Wisły?

Mimo, że w poprzednim poście pisałem o podobieństwach pomiędzy Tbilisi, a Tallinem to tak naprawdę w sam to nie wierzyłem, że Wisła może nie przejść Estończyków. Pierwszy mecz miał być nauczką, drugi pokazem wiślackiej siły. Zamiast tego kibice zostali z ogromnym kacem, znacznie większym niż po Tbilisi i Valerendze.

Gdy się popatrzy na wyniki spotkań rewanżowych jasne się staje, że między drużynami rozstawionymi, a nierozstawionymi jest przepaść. 8:0, 6:1 tego typu mieliśmy wyniki. Tym większy wstyd, że Wisła nie przeszła słabszych rywali. Naprawdę nie winiłbym w tym najbardziej Skorży. Nawet jeśli zepsuł przygotowania, nawet jeśli piłkarze biegali z 10kg nogami, to i tak powinni na luzie pokonać rywala. Według mnie podobnie jak w dwumeczu z Tbilisi zabrakło cech wolicjonalnych, zwykłej ambicji i walki. To oczywiście też rola trenera, ale w przepłaconej Wiśle z tym źle od kilku już lat od kilku trenerów wstecz.

Co zrobi w tej sytuacji właściciel? Na moje, bardzo przychylne oko dla Wisły powinien rozprzedać zawodników i choć za 20% uzyskanej sumy sprowadzić młodzież, i z tymi, których nie uda się nigdzie opchnąć (Łobodziński, Cantoro, Ćwielong) grać w środku ligowej stawki, do czasu gdy powstanie stadion. Wtedy albo jeszcze raz zainwestować i spróbować wejść do LM, albo znaleźć innego inwestora. Utrzymywanie wysokich płac dla obecnego składu nie ma sensu, skoro ci piłkarze nie są w stanie rozgromić Levadii.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Polskie puchary

Wisła zaliczyła falstart, Polonia i Legia wcale nie lepiej, choć przynajmniej wygrały.

Najśmieszniejsi w tym wszystkim są kibice i ludzie związani z Legia naśmiewający się z Wisły podczas, gdy zwycięstwo nad Gruzinami przyszło niesamowicie szczęśliwie. Gdyby wykorzystali karnego Legia by spotkania nie wygrała. Zresztą jeśli w rewanżu stracą bramkę do 20-minut, a wcześniej nic nie strzelą (to jest raczej pewne) może być śmiesznie. Mecz oglądałem w Internecie i choć obraz rwał i tak widziałem, że Legia grała tak jak w poprzednim sezonie, czyli topornie i bez pomysłu. Legia może jednak mieć wolną drogę do 4-tej rundy, ostatniej przed Ligą Europejska, bo mocne (mocne dla polskich klubów) duńskie Broendby przegrało u siebie z Florą Tallin.

Wisła Levadię powinna przejść, przewyższała ją umiejętnościami dość znacznie. Przypominam sobie jednak, że takie samo wrażenie odnosiłem przed pamiętnym spotkaniem w Tbilisi i po prostu nasuwają się wątpliwości, czy nie będzie powtórki. Wskazują na to pewne paralele - także wtedy, jak i teraz najlepszy napastnik na wylocie, trener wcześniej prowadzący wzorowo drużynę popełniający proste błędy (jeden napastnik? na Levadię? ja bym nawet juniora wystawił, Łobodziński na obronie? to już było posunięcie mistrza szachów). Następna runda to przeciwnik już bardzo silny, czy to Debrecen, czy Kalmar. Paradoksalnie za silniejszych uważam Szwedów, a bliżsi awansu są Węgrzy.

Polonia strzelając bramkę już w 2-minucie ustawiła się pod wysoki wynik. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy spojrzałem na zakończenie i wynik się nie zmienił. Do tego portale podają, że drużyna z San Marino (z SAN MARINO) miała sytuacje bramkowe. Następna runda to NAC Breda i mimo, że nie są to giganci to przy wyprzedaży panującej w Polonii mogą być pogromy.

środa, 15 lipca 2009

Majewski w Nottingham

Transfer Radosława Majewskiego do angielskiej Championship zakrawa na kuriozum roku. Największy polski talent linii środkowej w Polsce wyjeżdża na roczne wypożyczenie do Anglii.

Przypomnijmy, rok temu, gdy trzy najlepsze kluby z Polski pytały o Majewskiego Polonia twardo żądała 2ch albo nawet 3ch milionów. Dziś wypożycza za 150tys na rok z opcją sprzedaży za 1,5 mln. Dla porównania Wisła na katastrofalnym w skutkach transferze Matusiaka (tylko pół roku) straciła prawie 300tys. W tej sytuacji wierzyć się nie chce, że żaden z 3ch najlepszych polskich klubów nie był zainteresowany takimi cenami za zawodnika, który umówmy się jeszcze może grać naprawdę dobrze. Ani w Wiśle, ani w Lechu, tym bardziej w Legii nie ma środkowego pomocnika porównywalnego z nawet będącym w mizernej formie Majewskim (to trwa już ponad 1,5 roku).

Wisła dała 750tys E za Jirsaka, Lech zapłacił za drugoligowego zawodnika Chrapka prawie 400tys E, Legia płaci za Iwańskiego 500tys E (cytuje z pamięci), a u nikogo się nie znalazło na Majewskiego. Inna sprawa, że Polonia tak działa (oferując piłkarzy w Anglii) jakby wolała prędzej sprzedać komukolwiek zza granicy niż klubowi z Polski.

Chciałbym wierzyć, że Majewski się odbuduje w Anglii, ale wiele wskazuje, że w Nottingham Forest czeka go twarda walka o utrzymanie. Piłka archaiczna, oparta na przygotowaniu siłowym i kondycyjnym. Jak w takiej grze ma się odnaleźć bardzo miękko na dziś grający Majewski nie wiem. Wie to najwyraźniej jego menadżer i sam Majewski...

sobota, 4 lipca 2009

Genialny ruch Fergusona

Jak wiemy, Alex Ferguson sięgnął po nękanego kontuzjami Michaela Owena. Zewsząd, nie licząc kilku wyjątków, szkocki trener spotkał się z negatywnymi reakcjami tyczącymi tego transferu.

Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że Owen nie przychodzi za Ronaldo, tylko za Teveza. Czyli na pozycję pierwszego rezerwowego napastnika. Tevez zapisał się w ubiegłym sezonie tylko kilkoma ważnymi bramkami w końcówkach spotkań. Piszę tylko, bo gdyby nie ten fakt, to ani skutecznością, ani stylem gry nikogo do siebie w ManU nie przekonywał i generalnie miał rację Szkot nie stawiając na niego. Oczywiście wszyscy chcieli by został, ale nie na kontrakcie zawodnika wiodącego jaki uzyskał w Man City. Tevez jest zawodnikiem w najlepszym razie drugiego planu, który swoim szarpanym (jak go nazywam chamskim) stylem gry daje tych kilka bramek, ale różnicy w meczach z najsilniejszymi jest po prostu blady. Owen przy wszystkich swoich problemach i tak strzeli więcej bramek od Teveza i o ile będzie zdrowy zawalczy o pierwszy skład, na co Tevez nie miał szans.

Oczywiście lamentować fani ManU powinni jeśli byłby to ostatni ofensywny transfer na Old Trafford. Wtedy miałoby to wszelkie oznaki rosyjskiej ruletki. Osobiście w to wątpię. W tej chwili w samym Realu jest to wyjęcia ze 4 (nie licząc mającego zamkniętą drogę do ManU Van Nistelrooya) wysokiej klasy ofensywnych piłkarzy, Ferguson stara się o Aguero więc po prostu nie wydaje się to możliwe. Owen jest perfekcyjnym uzupełnieniem składu i nie ma w tym transferze żadnego ryzyka.

czwartek, 2 lipca 2009

Mięciel w Legii - po co?

Powrót Mięciela to dla wielu fanów Legii oznaka lepszych czasów. Najprawdopodobniej jednak będzie powtórka z hiszpańskiej rozrywki.

Mięciel na Zachodzie utrzymał się kawał czasu, na polskie realia jest to kariera. Jak jednak prześledzić uważnie, jak grał, jaką rolę spełniał na boisku to już jednak bardziej wyraźne jest, że niczym się jego przygoda na Zachodzie nie różni od dziesiątków innych. Zacznijmy od tego, że w żadnym klubie nie miał pewnego miejsca. W Moenchengladbach ławka, nawet mimo wielu bramek w meczach kontrolnych. Początek w Grecji to ławka, albo gra na...boku pomocy. Potem był zryw, kilka bramek w krótkim okresie czasu i tak zasłużył na zostanie na kilka następnych. Ostatni sezon w Grecji najbardziej udany w karierze, ale to tylko za sprawą krótkiej serii spotkań (bodaj jeden hattrick i dwa razy po 2 bramki) i to wystarczyło na transfer do Bochum (ale tylko dlatego, że był za darmo). W Bochum zawiódł i wraca do Polski. I tak to pokrótce było stałej formy w ciągu tych lat nigdy nie udało mu się osiągnąć. Zresztą kto pamięta jego grę w Polsce to także pamięta, że w zasadzie nigdy nie miał dobrego sezonu, a jedynie jeden, dwa miesiące udane na każdy. Nie przeczę, że był to piłkarz o pewnych możliwościach, ale zwyczajnie nigdy ich nie spełnił.

Wracając do hiszpańskiej rozrywki zawodowiec Mięciel od razu na wstępie zakomunikował, że na Ligę Europejską może nie zdąży, ale na Ekstraklasę będzie gotowy. Nie wiadomo z kogo się tu śmiać. Czy z działaczy Legii, którzy znów się wzmacniają na najbardziej prestiżową ligę w Europie dumnie zwaną Ekstraklasą, czy z profesjonalnego zachowania piłkarza, który wprost informuje, że nie jest przygotowany, bo jest po wakacjach. Wszystko wskazuje na to, że szykuje się powtórka z hiszpańskiego zaciągu, który jak wiemy Legii nie pomógł w bojach z FK Moskwa.

czwartek, 25 czerwca 2009

Transfery pucharowiczów

Najoględniej mówiąc transfery w najlepszych polskich klubach nie napawają optymizmem.

LEGIA
Tu jest pogoń za Mięcielem...i wielkie nic. Mięciel, piłkarz bardzo chimeryczny, który tak naprawdę w Legii nigdy nie zachwycał. Ma jednak za sobą 3 kluby zagraniczne, to myślą w Warszawie, że pomoże doświadczeniem. Poza nim chyba tylko Radomski jest w orbicie zainteresowań i to by było w zasadzie na tyle. Ruch w interesie przeogromny. Nawet nie ma co wspominać komedii ze sprzedażą Rogera (oferty z Azji). Nie piszę tego z zadowoleniem, ale Legia będzie miała ogromne problemy z drużyną gruzińską...

LECH
Najbardziej konkretnie, ale też bez rewelacji. Przyszedł bramkarz Kasprzik (mnie osobiście nie przekonał w ubiegłym sezonie, ale od Kotora to każdy lepszy) i teraz wszyscy się modlą by przyszła oferta dla Stilica. Jeśli jej nie będzie nici z transferów. Najbardziej dołującą wiadomością jest fakt, że podobno Lech bardzo chce...Zahorskiego. Brakuje może słupków na bramki...


WISŁA
Lewy pomocnik slowackiego Rozomberoka, Miroslav Bozok ma być pierwszym nabytkiem. Wpadł w oko podczas sparingu z krakowianami przed rundą wiosenną. Nigdy nie grał w reprezentacji Słowacji. Gdyby to był Niemiec, Francuz, Włoch, ktoś z naszpikowanej obcokrajowcami lidze, to jeszcze pół biedy. Oczywiście, istnieje możliwość, że Wisła trafi choć 5-tke w tym Totolotku i Bozok będzie przydatny, ale jakoś nie wierzę, że będzie to ktoś lepszy od dajmy na to Jirsaka (Czesi i Słowacy to po prostu średnio uzdolnione piłkarsko narody - nie dajmy sobie wmówić inaczej). W sumie niewiele kosztuje (oby to nie był największy jego atut), więc kto wie. Kandydatem na prawą obronę jest Brazylijczyk Carlinhos. najpierw oferowany Śląskowi, potem zabrany na testy do Betisu Sevilla, gdzie najwyraźniej nie zachwycił, by znów się pojawić w Polsce. Teraz w wyścigu o jego podpis ponoć prowadzi Wisła. Resztę spowija mgła. Rezerwowy napastnik ze Sportingu Lizbona (raczej mżonka ze względu na koszta), znów pojawiający się bramkarze z dziwnych rejonów świata (tym razem Bośniacki bramkarz - ktoś zna jakiegoś Bośniackiego bramkarza???), ciekawy chłopak z 2 polskiej ligi Drozdowicz (aż 23-letni jednak). Trzeba czekać, w sumie Wisła jeszcze z tydzień, dwa na transfery ma...

POLONIA
Tu największy dramat, gdyż zespół jest praktycznie wystawiony na sprzedaż. Majewskiemu i Przyrowskiemu szuka się klubów w 1 lidze angielskiej, a nowych, wartościowych piłkarzy na widoku nie ma. Buducnost Podgorica wydaje się poza zasięgiem Polonii...

piątek, 12 czerwca 2009

Tournee po RPA

Chyba każdy się zgodzi, że gdyby jakikolwiek trener Esktraklasy miał taki skład jak Leo w RPA to cmokaniu nie byłoby końca - jaki to samograj i jakie to są olbrzymie szanse na LM. Pojechali w końcu wyróżniający się (z małymi wyjątkami jak środkowy obrońca spadkowicza Polczak, czy technik Trałka) piłkarze polskiej ligi, wzmocnieni do tego niedobitkami z lig zachodnich.

Mecz z RPA można złożyć na karb aklimatyzacji, twardej piłki (czy odwrotnie, who cares) i innych niedorzecznych wymówek. RPA to jednak mocna drużyna, zawsze należąca do najlepszych w Afryce, a więc sugerowanie się dalekim rankingiem jest mocno chybione. Z RPA można było przegrać i nie ma co się nad tym rozwodzić, przegrywaliśmy za Leo ze znacznie słabszymi rywalami.

Spotkanie z Irakiem to zupełnie inna sprawa. Załóżmy, że przegralibyśmy z nimi, ale w ciągu meczu mielibyśmy z 10 sytuacji, ostrzeliwalibyśmy ich bramkę, tylko nic by nie chciało wpaść. Takie mecze wciąż się zdarzają i można by naszym orłom to wybaczyć. Ale obraz spotkania z Irakiem był zgoła inny. Osłabiona drużyna Iracka była bliższa zwycięstwa z osłabionymi Polakami, w końcu regularnymi bywalcami wielkich imprez. Rezerwy Iraku, a Polski to całkiem odmienne rzeczy. U nas to tylko kwestia dwóch, trzech zawodników wybijających się ponad resztę, reszta tych nieobecnych różnicy nie sprawiała. Natomiast w przypadku Iraku rozstrzał między tym co zobaczyliśmy, a najlepszymi ich graczami musi być siłą rzeczy większy bo przecież brakowało im 9 podstawowych piłkarzy (nikt mi nie powie, że Irak ma 20 piłkarzy w tej samej klasie). Rodzi się pytanie jakim cudem to Irak prowadził grę? Jak to się dzieje, że nie potrafimy przejąć inicjatywy i wymienić choćby trzech dokładnych podań? Jak to możliwe, że zawodnicy wychodzą na boisko i im się nie chce, albo co jest bardziej trafne nie są w stanie?

Nie dość, że wyjazd był zupełnie chybionym pomysłem to jeszcze tracimy ważne punkty w rankingu reprezentacyjnym - rankingu dzięki któremu przez ostatnie lata losowaliśmy takie słabe grupy jak choćby nasza obecna. Było już przecież pompowanie się, że może będą nas losować z pierwszego koszyka, ale Leo robi jednak wszystko by na następne eliminacje losowano nas z trzeciego. Wtedy czeka nas taka sama era jak po łazarkowym Mundialu...

czwartek, 4 czerwca 2009

Brak ofert dla Rogera

Czy to naprawdę kogokolwiek dziwi? Brazylijczyk z polskim paszportem jest do wzięcia za pół darmo i w dalszym ciągu ani widu jelenia, który się nabierze na umiejętności pomocnika Legii.

Roger to gracz na poziomie najwyżej 2giej Bundesligi. Polscy dziennikarze wmówili sobie i najwyraźniej działaczom Legii, że Roger rozegrał wspaniałe Mistrzostwa Europy. Ja i jak pokazuje teraźniejszość większość menadżerów na Zachodzie widziało tylko bramkę z kuriozalnego spalonego i sztuczkę techniczną po której Brazylijczyk stracił piłkę - co było w istocie dziecinnym popisywaniem się, a nie walką o wynik dla drużyny. W sam raz na festyn, ale trochę za mało dla piłkarsko zaawansowanej Europy. W Legii po mistrzostwach wszyscy oszaleli i zaczęli żądać za Rogera 5-6 mln, dziś proszą się wysyłając faksy po klubach by go ktoś wziął za 300tys..

Roger rozegrał tragikomiczny sezon, poza jedną(!) bardzo ładną bramką niczym nie uprawomocniał swojego pewnego miejsca w składzie Legii. Urban wciąż na niego stawiał i jest to jeden z głównych powodów dla których Legii nie udało się zdobyć tytułu.

Propozycje jakieś pewnie nadejdą, nie na darmo Leo dwoi się i troi promując tego piłkarza - ciekawe tylko, czy zaryzykuje wciskając go na siłę do Feyenoordu, który potrzebuje bardzo dobrych piłkarzy. Reprezentacja Polski ma pewną renomę i propozycje jakieś w końcu pewnie nadejdą. Średniej klasy klub grecki, lub może będzie partnerować Żurawskiemu w Nikozji. Może wtedy wreszcie dadzą mu spokój z powołaniami, bo sensu jak widać to nie ma żadnego...

środa, 3 czerwca 2009

Wisła mistrz - co teraz?

Wisła w przyzwoitym stylu obroniła Mistrzostwo Polski. Nie była najlepszym klubem w minionym sezonie, ale miała najlepszego trenera, dzięki, któremu to wyprzedziła Lecha Poznań, który powinien wygrać ligę z przewagą kilku punktów.

Wcale tak nie piszę, bo zapałałem jakąś wielką miłością do Poznania. W kwestii lubienia Wisła zawsze będzie na pierwszym miejscu. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie kolosalne błędy Smudy Lech powinien z luzem zdystansować stawkę. Wisła zaliczyła w minionym już sezonie bardzo dużą ilość wpadek. Przecież gdyby nie fakt, że Lechia potrzebowała 3 punktów i remis ją nie interesował w Gdańsku padłby zapewne remis i mistrzostwa by nie było - dlatego strona, którą Łobodziński biegał była pusta (co jest wart Łobo pokazał już w spotkaniu za tydzień, ze Śląskiem). Oczywiście mistrzostwo to także nieodzowna doza szczęścia i nie ma o czym w zasadzie mówić, przecież i Lech i Legia mnóstwo spotkań wygrały zwykłym fuksem. Należy pamiętać jednak, że Wisła mistrz w tym roku nie znaczy Wisła najsilniejsza w Polsce.

Przed następnym pucharowym sezonem jedna kwestia pozostaje niezmienna. Czy Wisła przystąpi do nowego sezonu wzmocniona, czy osłabiona. Dużo w tym niestety przypadku, bo jak przyjdą oferty dla Brożka i Marcelo to nie ma siły by zostali na Reymonta. Z drugiej strony nie widać by Wisła szukała. Nastawienie się na Dawida Nowaka mogło Wisłę drogo kosztować, ale na szczęście dla niej zawodnik wyłożył się nie podpisując kontraktu z Wisłą. Wygląda to tak jakby szukanie piłkarzy na czas trwania sezonu zostawało zawieszone. Znów się szykuje okres, gdy szemrani menadżerzy będą oferować ludzi z dziwnych rejonów świata i absurdalne testowanie, które jest takim piłkarskim totolotkiem. Idąc tym porównaniem z Diazem Wisła trafiła 5tkę, na wszystkich innych nie było nawet 3jki. Podobno już zrezygnowano z Beto. Rzecz zrozumiała, nic nie pokazał, tylko czy aby dostał jakąkolwiek szansę? Samym zawodnikiem, który nie zagrał w Polsce nawet 30minut interesuje się Iraklis Saloniki, a także kluby ukraińskie. To oznacza, że mimo wszystko potencjał w nim jest dostrzegalny, Wisła go widzieć nie chce. Odchodzą Zieńczuk i Baszczyński, a więc na dziś Wisła startuje do pucharów mocno osłabiona. I jak tu liczyć na dobry start w Pucharach?

Mam nadzieję, że to lato przyniesie olbrzymią na polskie warunki ofensywę transferową. Niżej postaram się przedstawić, których piłkarzy Wisła powinna kupić - niech to będzie taka mała ściągawkę dla działaczy Wisły.


OBROŃCY

Wisła potrzebuje prawego obrońcy, Śląsk Wrocław ma ich aż trzech (Wołczek, Celeban, Socha). Najbardziej obiecujący jest Socha, ale ktoś z dwójki Socha-Celeban Wiśle na pewno by wystarczył. Inną możliwością jest Kowalczyk, który w Rosji ostatnio bardzo mało gra - może chciałby wrócić? Środek to oczywiście jeden możliwy wybór-Jodłowiec. Powinna Wisła zapytać o możliwość odkupienia-wypożyczenia Dudki, który zagubił się w Auxerre. Można zapytać o Jopa, ale tylko przy założeniu, że chcieliby mało i sam Jop nie chciałby zarabiać w pierwszej piątce. Dużo mówi się o Gliku z Piasta, ale to głównie dlatego, że wzrostem zwrócił kiedyś uwagę trenerów z Realu Madryt. Znacznie lepszy jest Sadlok z Ruchu Chorzów i to o niego Wisła powinna się postarać(Glika-Real Madryt zostawić Legii, będzie miała drugiego Korzyma-Chelsea). Na lewą obronę przydałby się jako krycie dla Brożka Popek (Bełchatów), który wygląda w lidze bardzo przyzwoicie i chyba stać go na grę w lepszym klubie.

POMOC

W Zagłębiu na ławce siedzi Kolendowicz - byłaby to porządna zmiana za Zieńczuka. Oczywiście pierwszym wyborem byłby Pawłowski, ale Zagłębie go na pewno nie puści - musiałby bardzo zawodnik chcieć, a z tym niestety różnie. Optymalnym wyborem na lewą stronę byłby jednak Lato z Polonii, ale tu sytuacja jak z Jodłowcem, czy będzie chciała Polonia i sam zawodnik. Na środek piłkarza w Polsce nie ma i tu trzeba szukać zagranicą. Opcja byłby Majewski, ale raz, że mocno obniżył loty, dwa, że Wisła biorąc Gargułę już zamknęła mu drogę.

ATAK

Sikora to numer jeden, ale także nie na najwyższy kontrakt. Najlepiej motywacyjny, lub z możliwością przedłużenia na lepszych warunkach. Po prostu nie wiadomo, czy jeszcze pamięta jak się strzela gole. Na walkę o skład/ławkę można dać szansę Czerkasowi z ŁKSu - przypominam w tym piłkarzu kiedyś coś zobaczyli trenerzy z 2 ligi angielskiej. Bardzo drewniany technicznie, ale z drugiej strony bardzo przebojowy z ciągiem na bramkę - w dobrym klubie mógłby rozwinąć skrzydła. Można się spytać o Piszczka, który w Berlinie mało gra i ... to by było na tyle. Innych trzeba szukać wśród obcokrajowców.

czwartek, 28 maja 2009

Barcelona - Manchester 2:0

W gruncie rzeczy po nudnym i bezbarwnym finale Ligii Mistrzów Barcelona zdobyła tytuł najlepszej drużyny w Europie.

Po pierwsze przecierałem oczy ze zdumienia widząc pierwszą jedenastkę Manchesteru. Najważniejszy mecz w sezonie, a Ferguson kombinuje. No i wygląda na to, że przekombinował. Giggs drugą połowę obecnego sezonu funkcjonował jako pierwszy rezerwowy, w finale jednak wybiega w pierwszej jedenastce, zastępując Fletchera. Nie chodzi nawet o to, że zagrał słabo, tylko, że wywróciło to całą grę Anglików, przede wszystkim tą defensywną. Moim zdaniem początek spotkania wyglądał jakby nie za bardzo wiedzieli co grać (podobnie było w końcówce, gdy Ferguson dokonywał rozpaczliwych zmian). Nie za bardzo wiem co to za ustawienie było. Na papierze wysunięty Rooney (czyli napastnik mający bardziej styl skrzydłowego niż egzekutora) i wspierający go bardziej z głębi z prawego skrzydła C.Ronaldo. Giggs w tym ustawieniu miał zapewne grać z lewej strony pomocy, tyle, że więcej biegał w środku, gdzie razem z Carrickiem i Andersonem sobie najzwyczajniej przeszkadzali. Zamiast zagęszczenia był chaos, szczególnie wyraźnie widoczny, gdy pomoc nie umiała się ustawić pod pressing. Cała lewa strona pozostawiona Evrze i jego stroną poszła pierwsza, ustawiająca mecz bramka. Fletchera mogli zastąpić jedynie Tevez/Scholes. Argentyńczyk już rozgrywał spotkania w pomocy i szło mu to bardzo dobrze. Zamiast zmienić zawodnika za zawodnika Ferguson zmienił ustawienie i cały, trzeba przyznać do wczoraj znakomity sezon, poszedł w diabły. Ronaldo po raz kolejny (wcześniej finał LM, mecz z Niemcami w Euro, mecze z Polakami w eliminacjach, eliminacje do MŚ w RPA itp. itd.) pokazał, że jest typowym zawodnikiem, który gra dobrze jeśli mówiąc obrazowo "idzie". Gdy trzeba drużynę pociągnąć, strzelić bramkę kontaktową, czy poderwać kolegów do ataku usuwa się w cień bojąc lub zwyczajnie nie umiejąc unieść odpowiedzialności.

Barcelona zagrała tak jak Hiszpania na Mistrzostwach Europy. Jeden, dwa zrywy z przodu i suwerennie w pomocy i defensywie. Guardiola w przeciwieństwie do Szkota zamieniał zawodnika na zawodnika i nie zmieniał ustawienia drużyny. Busquets wszedł za Marqueza, Puyol przesunięty za Alvesa i Silivinho za Abidala. Ustawienie i obowiązki poszczególnych zawodników TE SAME, co jak starałem się opisać miało znaczenie kolosalne.

Messi poza jednym rajdem w pierwszej połowie i bramką w drugiej wcale nie pokazał niczego wielkiego i kreowanie go na jakiegoś piłkarskiego boga jest przedwczesne. Tak grając jak wczoraj nie zapewni Argentynie nawet ćwierćfinału Mundialu. Czy Barcelona to była najlepsza drużyna tego roku? Raczej tak, choć pewnym niesmakiem napawa fakt, że z Chelsea powinni przecież odpaść. LM, mistrzostwo Hiszpanii i puchar Hiszpanii robią jednak wrażenie i choć wcześniej w taki finał wydarzeń tego sezonu nie wierzyłem pozostaje mi im tego osiągnięcia pogratulować.

Ciekaw jestem jednak jakby wypadł finał z optymalnym zestawieniem obu jedenastek, bez kombinacji Fergusona. Osobiście uważam, że wtedy wygrałby Manchester i nawet nie dlatego, że był najlepszą drużyna w przeciągu roku (była nim Barcelona), ale dlatego, że Barca zwyczajnie nie potrafiłaby ich pokonać - podobnie jak Chelsea...

środa, 27 maja 2009

Sobolewski na trzy lata

Wisła podpisała nowy 3letni kontrakt ze środkowym pomocnikiem Radosławem Sobolewskim.

Niestety, jest to kolejny przykład indolencji menadżerskiej. Można za pewnik brać, że był to jedyny warunek Sobola, bo zagranicą dostałby (o ile miał naprawdę jakieś oferty) krótszy kontrakt, tyle, że 20-30% wyższy i finansowo wychodziło na jedno. Najlepszymi przykładami powinni być dla polskich działaczy Wenger i Ferguson, którzy z wiekowymi piłkarzami zawierają jednoroczne, bardzo rzadko 2-letnie kontrakty (przykłady: Van Der Saar, Scholes, Giggs, Lehmann, Gilberto, Gallas). Piłkarzom ciężko się z tym pogodzić, niektórzy się obrażają, ale koniec końców najczęściej podpisują. Nie ma jednak mowy by piłkarzowi ponad 30-letniemu dać 3-letnią umowę,a przecież Sobolewski nie ma 30 lat tylko 32!

Wisła dziś ma problem z jednym środkowym pomocnikiem, a jest nim Mauro Cantoro. Ma on tak wysoki kontrakt, że nie sposób go sprzedać, bo nikt po prostu mu tak wysokiego kontraktu nie będzie chciał płacić. Sobolewski z pewnością za rok, lub góra półtora będzie takim samym balastem. Jeszcze z rok pogra na niezłym poziomie,a potem będzie smutny zjazd.

Sobolewski jest niemal legendą klubu z Krakowa i być może należał mu się dłuższy kontrakt z tego względu. Ekonomicznie jednak popełniono kolejny duży błąd w Wiśle.

poniedziałek, 25 maja 2009

Cudotwórca Lenczyk

Zagłębie zmieniło trenera mimo, że Fornalak spokojnie wprowadzał Lubin z powrotem do Esktraklasy. Niestety parę remisów na własnym boisku przelało czarę goryczy i zmieniono Fornalaka, na cudotwórce z Bełchatowa, Oresta Lenczyka.

Wcześniej Zagłębie prowadził Fornalak (dziś w Piaście Gliwice) i słabsze wyniki zbiegły się z kontuzją Micanskiego, który wypadł ze składu na kilka spotkań. Wejście "smoka" Lenczyka to jedynie efekt powrotu Bułgara do składu. Wystarczy prześledzić wyniki - większość spotkań wygrał Micanski i nie ma w tym żadnej zasługi Lenczyka. Skład także się wyraźnie nie zmienił, poza powrotem do składu rewelacyjnie się spisującego w rezerwach Pliżgi (niestety, jego talent się bardzo marnuje).

Dopóki tacy trenerzy jak Lenczyk będą dostawali pracę w co bogatszych (Zagłębie jest bardzo bogate...bo państwowe) polskich klubach dopóty z polską piłką będzie bardzo źle. Dla przykładu: Micanski ma dziś na stole oferty z najlepszych polskich klubów (no może poza Lechem póki jest tam Smuda, który pomylił się koszmarnie w stosunku do Micanskiego), ale jego odejściu zdecydowanie sprzeciwia się trener Lenczyk, który najbardziej korzysta na bramkach Bułgara. Można założyć, że Bułgarowi (ani Pawłowskiemu) nie pozwoli się odejść i tak zmarnuje się kolejnych piłkarzy. Podobnie czyni inny trener, Rafał Ulatowski, który już się trzęsie, że mogą mu zabrać Dawida Nowaka, a on chce przecież budować silny (po co?) GKS Bełchatów.

PS: Byłem na meczu Zagłębie-Korona i muszę przyznać, że lubiński stadion w krótkim czasie z komunistycznego molocha stał się stadionem na poziomie europejskim z przyzwoitym komfortem oglądania spotkania. Dokładnie tak powinien zostać przerobiony stadion w Chorzowie.

czwartek, 14 maja 2009

Aris i Smolarek

Media donoszą, że Ebi Smolarek lada dzień podpisze umowę z greckim klubem Aris Saloniki.

Przyznaje był taki okres kiedy myślałem, że Smolarek to gracz, który zapuka do klubów pucharowych z którejś czołowych lig europejskich. Nieudany w sumie pobyt w Dortmundzie (sam tak o nim opowiadał), gdzie tak naprawdę nigdy nie miał pewnego miejsca, tylko sporo szczęścia z kontuzjami kolegów nie zmącił tego odczucia. Grał przeciętnie, ale strzelał bramki, był bardzo efektywny. Od odejścia z Dortmundu, a właściwie od Mundialu w Niemczech zaczęła się wciąż postępująca degrengolada sportowa. Odbicie jak od ściany od poziomu sportowego Primera Division, by po tej przygodzie znów się odbić, jeszcze bardziej boleśnie od równie silnej Premiership. Kulminacją tego spadku było spotkanie z San Marino, które dostarczyło Ebiemu tyle radości.

Aris Saloniki to szósta drużyna ligi greckiej i nie zagra nawet w eliminacjach do Ligi Europejskiej. Kadrowo nie jest to silniejsza drużyna od Legii, Lecha i Wisły, tyle, że płacą tak z 2x lepiej. Grecy kupują piłkarza, który ma ich podciągnąć do wielkiej trójki, pomóc awansować do Ligi Europejskiej, a otrzymają drugiego Żurawskiego, który może i strzeli z 7/8 bramek, ale większość będzie miała małe znaczenie, nie mówiąc już, że można założyć, że nie pomoże nikogo z wielkiej trójki pokonać. Jak już pisałem w kontekście dopingowicza Wawrzyniaka, jak Grecy tacy naiwni, niech kupują wypalonych Polaków, nikt im nie zabroni.

poniedziałek, 11 maja 2009

Wisła blisko tytułu

Wisła wygrała z Legią 1:0, ale tak naprawdę nikogo nie przekonała, że tytuł jej się należy. Mecz był raczej brzydki, przez większość czasu tylko Wisła grała w piłkę.

Jest duża różnica między topornym i archaicznym stylem Legii, a chwilami nowoczesnym Wisły. Jako jedyna w Polsce drużyna potrafi grać agresywnym pressingiem, co w meczu z Legią bardzo często pokazywała. Tyle, że Wisła ma ogromne przestoje w grze i zalicza zatrważającą ilość niewymuszonych strat. Różnica stylu pomiędzy oboma drużynami jest jednak kolosalna i choć Wisła nie ma o wiele lepszych piłkarzy i Legia mogła w końcówce spokojnie wyrównać (Chinyama to drugi Svitlica) to gołym okiem widać kto ma większe szanse w pucharach (nie mówię o niczym szczególnym, ale o przejściu choć Gruzinów i Azerów).

Kolejny raz Małecki pokazał, że jest reprezentacyjnym pomocnikiem i gdyby istniało jakiekolwiek rozeznanie wśród polskich piłkarzy, Patryk od jakiegoś czasu byłby bocznym pomocnikiem kadry narodowej. Nawet jeśli w pierwszej połowie oddawał słabe strzały, a dośrodkowania nie dochodziły do partnerów to i tak ZAWSZE stwarzał zagrożenie. Obok Błaszczykowskiego jedyny taki polski zawodnik. Poza wszystkim zwraca jego doskonałe przygotowanie fizyczne.

Legia w walce o tytuł przestała się liczyć z czego, powtórzę to jeszcze raz, w kontekście pucharów należy się cieszyć. Nie jestem przeciw Legii, tylko przeciw słabej Legii. Ta dzisiejsza poza grającym w kratkę Rybusem nie ma nic do pokazania w Europie. Forma jaką prezentują w końcówce może spowodować ich brak w pucharach (już raz Ruch Chorzów ich wyeliminował, i może zrobić to drugi raz w lidze). Wisłę natomiast czekają dwa trudne wyjazdy - ŁKS już chyba pewny utrzymania i Gdańsk, który może tez już wtedy będzie pewien. Potem jeszcze chyba trudniejszy u siebie mecz ze Śląskiem. Trudniejszy, bo Tarasiewicz i cała drużyna gra o nowe kontrakty i o udowodnienie, że nie trzeba zmieniać całego składu by w przyszłym roku już włączyć się do gry o puchary. Może być jeszcze bardzo różnie, ale Wisła w pucharach chyba zagra...

piątek, 8 maja 2009

Chelsea - Barcelona 1:1

Ja tylko krótko o meczu o którym napisano już bardzo wiele. Nie napisano jednak nigdzie jednej bardzo ważnej sprawy.

Końcówka spotkania, Chelsea prowadzi i Barcelona gra w dziesiątkę. Co robi Guus Hiddink, trener mający w dużej mierze zasłużoną opinię jednego z absolutnie najlepszych na świecie? Wpuszcza obrońcę Bellettiego za Drogbę. Taka zmiana miałaby sens przy prowadzeniu 2:0 lub przy Barcelonie grającej w pełnym zestawieniu. Kluczem tak naprawdę w końcówce było odrzucenie Barcelony od pola karnego - przecież każde, choćby rozpaczliwe dośrodkowanie może znaleźć drogę do bramki. I znalazło łapiąc jednocześnie Guusa w rozkroku, bez możliwości zareagowania. Belletti przestawił ustawienie zespołu i nie ma znaczenia, że Anelka z fałszywego prawego pomocnika wszedł na szpicę i ustawienie zostało to samo. Najczęściej był on pierwszym piłkarzem, który pomagał Drogbie, a prawą stronę zakrywali środkowi pomocnicy przesuwając się całą linią. Wprowadzenie Belletiego (jego stroną poszedł cross przy golu) wyraźnie uśpiło koncertowo grający w defensywie tercet Essien-Lampard-Ballack i zostawili wolnego Inieste, który doprowadził do remisu.

To już czysta teoria, ale czy nie lepiej było zostawić Drogbę, lub wpuścić za niego młodego Di Santo względnie Kalou i podczas, gdy Barcelona praktycznie całe ostatnie 30minut grała odsłonięta w tyłach skontrować ich na 2:0? Zresztą co zmiana napastnik za napastnika, można przecież było wprowadzić dodatkowego zawodnika ofensywnego. Wiem, norweski sędzia nie pomógł, ale to nie jest główny winowajca, że Chelsea odpadła w półfinale. Mając tak małą przewagę nie można grać kunktatorsko, nie na takim poziomie wśród tak wyrównanych drużyn, tylko wciąż przeć do przodu, co przy zneutralizowanej całkowicie ofensywie drużyny hiszpańskiej nie było wcale tak trudne. Był to podobny błąd co podczas Mundialu z reprezentacją Australii, tam także rozwalił Hiddink ustawienie niezrozumiałymi zmianami i Australijczycy stracili impet (tam też grali z przewagą jednego piłkarza).

Zwraca uwagę zachowanie niektórych piłkarzy Chelsea po bramce Iniesty. Ashley Cole natychmiast zaczął płakać, w sytuacji gdy jego drużyna gra z przewagą jednego piłkarza i potrzebuje tylko jednego jedynego gola. Ja bym nie chciał takich histeryków w mojej drużynie...

piątek, 1 maja 2009

Kto mistrzem Polski?

Rozum podpowiada Lech, serce by chciało Wisła,a koszmarny sen wskazuje Legię. Lech to dziś najmocniejsza polska drużyna i przy braku osłabień gwarantuje przyzwoity występ w pucharach. Wisła poza znanymi wpadkami (Tbilisi, Valerenga, Guimares) także w Europie potrafi się godnie zaprezentować - zobaczmy choćby poprzedni sezon, gdzie tak naprawdę zabrakło jednego, dwóch wzmocnień do pokonania Tottenhamu. Z kolei klub ze stolicy w ostatnich latach tylko kompromituje nas w europejskich pucharach, prezentując tam siermiężny, archaiczny, po prostu okropny futbol. Od udanych występów w pucharach za Okuki, Legia w pucharach to dramat. Tak jak Lech i Wisła mają szanse na przejście rund wstępnych, tak Legia w dzisiejszym składzie gwarantuje kolejny koszmarny występ w pucharach.

Lech nie potrafił wygrać dwóch łatwych spotkań u siebie (odpowiednio Arka, ŁKS) i wciąż tytuł dla Poznania nie jest pewny. Drużyna, która wobec trudnej sytuacji kadrowej Wisły i beznadziejnej gry Legii powinna już być o krok od mistrzostwa będzie się mocowała z najgorszym kalendarzem ze wszystkich drużyn walczących o tytuł. Do Wisły wrócił Brożek i jeśli dobrze ocenił swoje możliwości sprawnościowe i nie złapie poważniejszej kontuzji to Wisła wyrasta na faworyta. Bez Brożka wymęczone zwycięstwa i remisy, ale udało się nie stracić kontaktu z czołówką. Legia natomiast prezentuje się katastrofalnie słabo, ale jednak jakoś zwycięża, głównie dzięki Chinyamie. Pusty śmiech człowieka ogarnia, gdy słyszy farmazony o dobrej formie Gizy i innych graczy Legii, która poza Rybusem i Komorowskim nie ma nic kadrowo do zaoferowania w przypadku gry w pucharach.

Wisła ma u siebie Legię, ale kluczem do mistrzostwa będą inne spotkania, jak choćby te dziś (1 maja) z Piastem Gliwice na wyjeździe, w Łodzi z Łksem, czy w Gdańsku z Lechią, wszystko to spotkania z zespołami walczącymi o utrzymanie. Karty w rozgrywce będzie także rozdawał wrocławski Śląsk, który gra ze wszystkimi kandydatami do tytułu, w tym z Legią i Lechem u siebie. Wydaje się, że z Brożkiem Wisła ma największe szans...

piątek, 24 kwietnia 2009

Mecz roku i koniec Fabiańskiego

Chodzi oczywiście o odbyty w miniony wtorek pojedynek pomiędzy Liverpoolem, a Arsenalem. Inne spotkanie graczy Beniteza, także zakończone spektakularnym wynikiem 4:4 z Chelsea, nie było jednak tak dramatyczne i nie stało na tak wysokim poziomie co to ligowe.

Od początku widać było niesamowitą furię z jaką Liverpool atakował. W starciu z taką agresją i pressingiem jaką zaprezentował Liverpool, wręcz nie wyobrażam sobie jakby wypadła jakakolwiek polska drużyna. Wtorkowa gra Liverpoolu to jest przyszłość futbolu - oczywiście tego na najwyższym, światowym poziomie. Ogromne tempo, podczas, którego obydwie drużyny nieustannie się kontrowały (były momenty, że szła kontra na kontrę). Ostatni taki mecz jaki oglądałem to bodaj Argentyna-Rumunia podczas Mundialu w Stanach.

Mecz ten odpowiedział na temat przyszłości Fabiańskiego w Arsenalu. Na przestrzeni całego mecz wyglądał on na wystraszonego i ogromnie przejętego wydarzeniami na boisku. Niestety, tak nie powinien zachowywać się bramkarz. Nauczył się wychodzić do prostopadłych piłek, ale nie uzyskał pewności siebie, a to podstawowy element bramkarskiego fachu, zdaniem wielu najważniejszy. Podobną sprawność fizyczną co dajmy na to Buffon, Van Der Saar osiąga 90% trenujących bramkarzy, nawet tych w Polsce. Co ich jednak odróżnia, i co sprawia, że jeden gra w Izolatorze Boguchwała, a drugi w Arsenalu to wytrzymałość na presję, czyli mówiąc prostym językiem nie pękanie. Polak podczas spotkania z Liverpoolem pękł bardzo szybko, kto wie czy już nie na początku spotkania, gdy przygniotła go presja z nim związana. Jest młody, być może ktoś w Arsenalu uzna, że miał prawo. Moim jednak zdaniem Wenger tym jednym tylko meczem mógł go definitywnie skreślić. Boruc dlatego był w pewnym momencie bardzo wysoko ceniony (śmiem twierdzić, że wciąż jest), bo nie pękał. Nawet w spotkaniach z Milanem okazywał arogancję i pewność siebie. Fabiański był miękki w Legii, w reprezentacji, jest miękki w Arsenalu. Bycie rezerwowym w Arsenalu jest jego absolutnym szczytem i nie sądze by się wzniósł wyżej i wywalczył pewne miejsce.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Liga już bez Mourinho

Oczywiście nie chodzi mi o tego prawdziwego, który jak wiemy ma swoje kłopoty. Chodzi o tego naszego, nadwiślańskiego, z przerośniętym ego.

Arka wcale nie ma słabego składu, ale jeśli liderem drużyny robi się beznadziejnego Ławę, na boku dzieli i rządzi nieudaczny Sokołowski, a do ataku się ściąga drągala Trytko to nie ma się właściwie czemu dziwić. Arka grała bez żadnej taktyki, wszystko opierało się na graniu na będącego bez formy Zakrzewskiego i nieźle radzącemu sobie na lewej stronie Pietronia (najbardziej wartościowy gracz Arki). Arka co mecz grała w innym zestawieniu, wszystko to wyglądało na błądzenie po omacku, a nuż, któryś skład wypali. Dwa pomorskie kluby, Arka i Lechia właśnie wyrzuciły cudacznych trenerów i być może nadejdą dla nich lepsze czasy, bo z pewnością na dobrą, choć ligową piłkę te miejsca zasługują.

Teraz będą podchody w Canale+, fachowy komentarz i reklamowanie własnej osoby. Chyba jeszcze za wcześnie Mourinho skreślać i jeszcze jeden angaż w dumnie zwanej Ekstraklasą lidze dostanie. Będzie to jednak typowa robota strażacka, przy której jeśli mu się nie powiedzie to już chyba będzie koniec tej koszmarnej legendy, której miejsce jest w 4tej lidze.

PS: Ciekawostką jest, że jak zatrudniano Mourinho to nie był on pierwszym wyborem. Był nim inny ligowy hochsztapler Bobo Kaczmarek, ale ten sam zrezygnował, gdy...kibice wystosowali list otwarty z protestem. Ciekawe kiedy to spotka Michniewicza? :)

sobota, 4 kwietnia 2009

Polska-San Marino 10:0

Odnosząc najwyższe zwycięstwo w historii Polska pokonała amatorów z San Marino 10:0.

Oczywiście bardzo pomogła bramka w 30 sekundzie. Bez niej nie byłoby nawet i 5 bramek, ale to już raczej nie ma znaczenia. Gracze, którzy rozgrywają fatalne sezony w swoich klubach wyładowali swoje frustracje zawodowe na amatorskim przeciwniku, czego pierwszym przykładem jest postawa Smolarka. Latał jakby jego życie od tego zależało, jakby za wszelką cenę chciał o sobie przypomnieć. Czy te 4 bramki(trzy turlanki plus jedna w miarę udana) zapewnią mu więcej niż minutę w Premiership, lub jakiś sensowny transfer po sezonie? Mocno wątpię i stawiam, że w następnym sezonie Smolarek będzie grał w Koeln, Sparcie Rotterdam, czy klubie na tym właśnie poziomie.

Wynik ten ma znacznie takie, że w przypadku gdy bramki będą decydowały o awansie to bardzo możliwe (wszyscy jeszcze grają z San Marino poza Irlandią), że bramki będą decydowały na naszą korzyść. Nie należy tego nie doceniać, ale i nie należy wyniku z San Marino zbyt hucznie obchodzić. Z boku wygląda to, że naprawdę ten wynik wszystkich ucieszył i, że drużyna "odkupiła" swój występ z Irlandii, a wielki Leo natchnął drużynę wielką mocą. Bojący się własnego cienia Lato pierdnął, że zwycięzców się nie sądzi i trener zostaje. Pozostaje pytanie czego się spodziewał po San Marino? Wygranej?

Razem z Irlandią rozegraliśmy po dwa mecze z San Marino. Słowenii można dopisać 6punktów, reszcie (Czechy, Słowacja) po 3. Arytmetyka punktowa jest bardzo prosta. Polska już nie może ani razu stracić punktów, przynajmniej do ostatniego meczu ze Słowacją. Podczas, gdy czekają nas wyjazdy do Słowenii, Czech i trudny mecz u siebie Irlandią Płn.(znacznie wzmocnioną w porównaniu z Dublinem) i mając na ławce sztukmistrza Leonarda jakoś ciężko mi w to uwierzyć...

środa, 1 kwietnia 2009

Irlandia Płn - Polska 3:2

Nie pisałem wcześniej o meczu bo i chyba nie było co powtarzać się, każdy widział sam co pokazali wybrańcy holenderskiego abnegata. Znów, podobnie jak przy meczu ze Słowacją trochę obronię Boruca. To Żewłakow popełnił większy błąd przy spektakularnym machnięciu się bramkarza (miał czas i miejsce by w każdy rejon nierównego boiska podać), a przy pierwszej bramce, gdzie oczywiście też popełnił błąd Boruc, to większy popełnił gamoniowaty Wawrzyniak (stał i się patrzył jak piłka leci). Gdyby Beenhakker miał choć w połowie jako takie pojęcie o futbolu to by zmienił polskiego bramkarza w przerwie, gdyż gołym okiem było widać, że ten gra wyjątkowo nerwowo. Kuriozalnym jest też fakt zabrania go do Polski by dopiero tutaj go odprawić do domu - jeśli miał taki zamiar powinien go pożegnać w Irlandii. Inna sprawa, że akurat San Marino jest wymarzonym przeciwnikiem, aby podać polskiemu bramkarzowi rękę i po prostu go w nim wystawić, przecież następny mecz w eliminacjach będzie za pół roku, po co ma on rozpamiętywać tą nieszczęsną Irlandię? Co najgorszego mógł w nim zrobić, przegrać nam mecz?

Nie zgodzę się, że było to jedno z najgorszych spotkań polskiej reprezentacji. Uważny obserwator zauważy, że gramy to co zawsze za Beenhakkera. Każdy mecz na wyjeździe naszych orłów za kadencji Holendra tak właśnie wygląda. Tak wyglądał mecz z Walią, tak wyglądał z Irlandią, tak też dokładnie wyglądał mecz na Słowacji. Tu nie ma ani postępu, ani regresu. Cała kadencja Holendra to fatalna gra polskiej reprezentacji z dwoma przebłyskami w meczach z Czechami i Portugalią. Nie liczę wyjazdu w Portugalii bo każdy chyba pamięta, że graliśmy tam beznadziejnie, a wynik udało się wywieźć z wielkim szczęściem.

Każdy widział, że największym problemem była obrona. Ale jak nie miała być, gdy nie grali w niej ci co powinni. Środkowi w Belfaście obrońcy powinni zagrać na bokach, a w środku najlepsi dziś polscy obrońcy Głowacki-Jodłowiec, wciąż absurdalnie pomijani przez Leona. Zamiast tego mieliśmy biuro niemądrych kroków w wykonaniu Żewłakowa i Dudki, który ostatni mecz na środku obrony zagrał chyba ponad pół roku temu. Reszta formacji nie zagrała lepiej. Nasz rodak z Brazylii co rusz prezentował technikę godną wychowanka polskiej szkoły trenerskiej, tracąc piłkę w sytuacjach banalnych lub wykopując ja do przodu na oślep. Jeden taki wykop zakończył się asystą co oczywiście naszym pismakom pozwoliło zaliczyć go do jaśniejszych postaci...Czy Brazylijczyka choć raz sfaulowano, czy choć raz zdobył rzut wolny? Taki to przecież technik...

Najlepszy z Polaków był R.Lewandowski. Tylko u niego było widać oznaki techniki. Umiał piłkę przyjąć i najczęściej dokładnie dogrywał. Co z tego skoro kompletnie się marnował na prawym skrzydle. Najpierw na głupi pomysł wpada Smuda, przez co Udinese wygrywa dwumecz, a zaraz po nim Holender neutralizuje tym samym nasz największy atut w meczu z Irlandią Płn. Jeleń strzelił bramkę, ale umówmy się wykorzystał sytuację bardzo przypadkowo, i poza nią był całkowicie niewidoczny. Ani jednego przytrzymania piłki na połowie rywala, ani jednej akcji skrzydłem. W mojej ocenie kolejny rozczarowujący występ, choć nie beznadziejny. Robiący taktyczne, 1-minutowe zmiany w Bundeslidze Krzynówek, czy lider środka pola, Zidane wschodu Lewandowski zagrali na poziomie, który od dobrych 6-miesięcy prezentują, czyli fatalnie. Na koniec zostawiłem sobie, chyba dziś mojego ulubionego piłkarza eskadry Leona, Bandrowskiego. Żałuje, że nie zagrał Trałka, choć przebić w nieudolności Bandrowskiego byłoby mu naprawdę ciężko (w przypadku Trałki nie byłoby to jednak niemożliwe). To co wyrabiał Lechita przechodzi pojęcie. Strata za stratą, mnożenie niedokładnych podań, panika i strach. To jest gracz drugo lub trzecioligowy. Co robi w reprezentacji wie tylko mistrz Leo. Wyobrażą sobie ktoś środek linii pomocy Trałka-Bandrowski, który Leo poważnie rozważał? To by była prawdziwa komedia rodem z Braci Marx.

Teraz mamy wielką mobilizację na...San Marino. Ciężko sobie wyobrazić, że nie wygramy. Załóżmy jednak, że w pierwszej połowie nic nie wpadnie i może być naprawdę komediowo. Jeleń to gracz wybitnie do gry w kontrataku, Saganowski także się średnio nadaje do gry pozycyjnej. Jak nic nie wpadnie z dośrodkowań może być cyrk...

środa, 25 marca 2009

Wisła wygrała, ale...

Wisła efektownie pokonała Cracovie. Dla mnie tylko wynik jest efektowny, bo gra była daleka od moich oczekiwań.

Przede wszystkim należy pamiętać, że Cracovia dziś to pozostałość po radosnej twórczości Stefana Majewskiego. Zespół znacznie słabszy od tego, który kończył lige w górnej połówce za panowania Stawowego. Temu zespołowi Wisła w pierwszej połowie nie potrafiła przeciwstawić dosłownie niczego, waląc całą połowę w przysłowiowy mur. Myślę, że dokładnie tak samo wyglądałaby druga połowa gdyby nie szczęśliwe wyrównanie zaraz na początku drugiej połowy. Nie chodzi mi o sytuację, która została ładnie wykorzystana przez Sobola, ale oto kiedy ona padła. Podcięła ona skrzydła Cracovii, która nie wiadomo czemu od razu się głęboko cofnęła i w stu procentach oddała inicjatywe Wiśle. Jestem zdania, że gdyby do 55 minuty utrzymało się prowadzenie Cracovii, Wisła nie byłaby w stanie niczego zrobić. Nikt w jej szeregach nie grał dobrze, poza Małeckim wszyscy sprawiali wrażenie bojących się odpowiedzialności. Nie rozumiem szybkiej zmiany Beto, podczas gdy na boisku był o wiele słabszy Ćwielong. Ten mimo dostawionej nogi do gola i ładnym uderzeniu głową był najsłabszy w barwach Wisły i patrząc na jego postępy wątpię, czy kiedykolwiek będzie w Wiśle grał dobrze. Boguski zagrał nieźle, choć wciąż koszmarnie dużo traci prostych piłek. Najlepszy jednak w barwach Wisły był młody Małecki i wielka szkoda, że Leon zamiast prawdziwych talentów woli powoływać talenciaków w rodzaju Trałki, bo Patryk na dziś powinien grać na prawym skrzydle reprezentacji. Że młody, nie doświadczony? Co z tego?

Nie rozumiem po co na boisku byli trzymani Marcelo i Brożek w sytuacji, gdy zółta kartka ich eliminowała ze spotkania z Lechem. Że nie było środkowego obrońcy? To cofnąć tam Diaza, przesunąć Baszczyńskiego, zwycięski wynik z Cracovią dowieźliby w tej sytuacji nawet trampkarze.
W najważniejszym meczu sezonu, meczu, który jeśli Wisła przegra zadecyduje o tytule mistrzowskim Wisła zagra bez 50% swojej obrony.

wtorek, 24 marca 2009

Kadra z rezerwowym z Cypru

Doczekaliśmy się oto takich dziwów, że rezerwowy napastnik cypryjskiego klubu przyjeżdża na kadrę głodny gry...

Na Cyprze trwają w tej chwili play-offy, gdzie cztery najlepsze drużyny wyłaniają wśród siebie mistrza. Sosin jest zawodnikiem jednego z tych klubów i w ostatnim meczu przed eliminacjami do Mundialu nie zagrał (tu uwaga), ani minuty. Cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych. To jest tylko jeden z przykładów jak nisko polska piłka upada i jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest polityka kadrowa obecnego selekcjonera. Kiedyś nie do pomyślenia było powołanie piłkarza z tak słabej ligi, a dziś za panowania dumnego Holendra, a jakże, powołujemy, i do tego tylko rezerwowego (na dziś to nawet głębokiego, bo to nie pierwszy raz, gdy Sosin cały mecz ogląda z ławki).

Nie chcę w tym miejscu wskazywać kogo należało powoływać, a kogo nie, tylko chcę zwrócić na uwagę jakich piłkarzy Leon promuje na przyszłość, z których siłą rzeczy będą musieli korzystać następcy. Zdecydowana większość jego "odkryć" to zawodnicy katastrofalnie słabi. Po ukochanym Zahorskim, mamy nowego oblubieńca w postaci Trałki. Kolega ten jest piłkarzem, który nawet nie umie się poruszać i prawidłowo biegać (przykładowy "klamot"). To oczywiście nie problem, byleby tylko dobrze grał w piłkę. A Trałka pęta się w środku pola kompletnie nie wiedząc co się wokół niego dzieje. Weźmy za przykład jego bohaterski występ ze Śląskiem, w którym jego bramka zadecydowała o wygranej Polonii. Najpierw może sama bramka: kto widział wie, że strzał był w stu procentach niekontrolowany i biedak po prostu kopnął z całej siły, ta mu zeszła i nawet wbrew niemu samemu (bo już dreptał wracając na swoją pozycję) wpadło. Dobra, fuksa też trzeba mieć w piłce. Jak jednak wyglądała sama gra? Po prostu żałośnie. Niemal każdy kontakt z piłką tego chłopca to była strata i gdyby Śląsk grał skuteczniej to dzięki jego pomocy wygrałby ten mecz wysoko. Dodajmy do tego fatalną wydolność i mamy obraz zupełnie nieprzydatnego zawodnika. Taką grę prezentuje ten talent w każdym meczu i wypatrzyć go to naprawdę wyższa szkoła jazdy.

To wszystko z boku wygląda zupełnie jak sabotaż polskiej piłki. Leo, gdy odejdzie pozostawi po sobie spaloną ziemię w postaci talentów w rodzaju Zahorskiego, Pazdana, Trałki, Polczaka, Kokoszki, Wawrzyniaka, Garguły, Matusiaka, Rogera, Golańskiego, Bronowickiego, Łobodzińskiego i wielu innych. Czy ktokolwiek będzie w stanie to poskładać?

wtorek, 17 marca 2009

Kto będzie strzelał w Wiśle?

Skorża ma sytuację nie do pozadroszczenia. Paweł Brożek najprawdopodbniej nie zagra do końca sezonu, a bez niego siła ofensywna Wisły jest koszmarnie mała (by nie napisać, że nie istnieje).

Tak naprawdę będzie to wielki test umiejętności Skorży. Tak poprzestawiać grę ofensywną, by te bramki jakoś jednak padały. Można pewne nadzieje mieć w Brazylijczyku Beto, ale on to raczej ktoś kto zacznie dobrze grać za pół roku, gdy będzie fizycznie stuprocentowo gotowy do gry. Teraz ze słabiutkim startem i częstym brakiem czucia piłki chyba się na wiele nie przyda, choć w Bełchatowie pokazał wiele udanych zagrań. Przypomina mi to początki Kalu w Wiśle, który także przyjechał do Krakowa nieprzygotowany i często nie umiał przyjąć prostych piłek. No więc jak nie Beto to kto przejmie na siebie obowiązek strzelania goli dla Wisły? Wydaje się, że jeśli chodzi o formacje ofensywną takiego gracza, który zagwarantuje te choć 5 bramek nie ma. Strzelanie musi sie rozłożyć na wszystkich piłkarzy, nawet na bocznych obrońców. Tylko wtedy będzie można liczyć na zakwalifikowanie się do pucharów (choć bardzo mnie to boli to tytuł jest moim zdaniem nierealny).

Gdyby w Polsce byli słynący z fantazji angielscy bukmacherzy to z pewnością mielibyśmy taki zakład: czy Wisła strzeli jeszcze w tym sezonie gola z gry. Jakkolwiek to brzmi absurdalnie, to pamiętając grę w Bytomiu i Bełchatowie (a w szczególności brak sytuacji) nie jest to wcale nierealne...

czwartek, 12 marca 2009

Bezradny Inter

Inter nie miał nic do powiedzenia w starciu z ManU. Nawet słupek Adriano nic w tej kwestii nie zmienia, bo to nie była sytuacja, tylko miks przypadku z błyskiem dawnego talentu Brazylijczyka. Główka przereklamowanego Szweda? Także nie sytuacja bramkowa, bo gdyby szło w światło bramki Van Der Saar by to złapał...

Oglądając Inter zastanawiam się jakim cudem mają oni aż 7punktową przewagę w lidze i jakim cudem rok po roku sięgają po tytuł. Tytuły Interu w tym kontekście oznaczają ni mniej ni więcej tylko wyjątkowy spadek wartości serie A. Od momentu posadzenia Juventusu w serie B i zabrania punktów Milanowi rozpoczęła się degrengolada włoskiej piłki. Oczywiście i za rok, trzy lub cztery wyjdą z grup LM, ale już powoli są to drużyny klasy tych z Bundesligi (prócz Bayernu), czy Ligue (bez Lyonu). Czyli drużyny dobre, solidne, ale z którymi kluby angielskie przestaną się liczyć. Kluby nie mające żadnych szans na ostateczny triumf...

W dwumeczu ManU był absolutnym suwerenem i nikt by chyba nie kręcił nosem, gdyby zakończyło się to wynikami podobnymi do tych z dwumeczu Bayern-Sporting. Śmiem twierdzić, że taka właśnie była różnica klas, przecież w Mediolanie w pierwszej połowie Inter został zniszczony. Mourinho zamiast czytać grę i choć troche napędzić stracha rywalom wolał przybijać piątki z kibicami Manchesteru. Zmiany przeprowadził katastrofalne. W sytuacji gdy gra na skrzydle musi być zdynamizowana, gdy potrzeba tam zawodnika grającego jeden na jeden i przede wszystkim dysponującego szybkością on wprowadza Luisa Figo, który ostatni dobry mecz zagrał w Realu, a w Interze tylko sportowo dogorywa. Na co liczył? Taki zawodnik jest dobry na utrzymanie piłki, spokojne nią pogranie, na utrzymanie wyniku. Z pewnością nie, gdy się wynik goni. Także zaufanie Vieirze trzeba czytac Portugalczykowi jako duży błąd, bo Francuz i kontuzjowany pół sezonu i nawet nie w połowie tak dobry jak w Arsenalu. Gość, który aspiruje do bycia najlepszym trenerem świata nie potrafił nawet podłożyć nogi Fergusonowi.

Nawet nie wiem kogo bym w Interze zostawił by za rok móc ograć klub klasy ManU. Na pewno bramkarza, może Maicona, niezły był młody Santon. Zanetii niby nie popełnia błędów, niby solidny, ale po prostu szkoda juz na niego miejsca w klasowym zespole. Przydałby się ktoś młodszy, więcej ryzykujący. Pomoc i atak do odstrzału w całości, chyba że Ibrahimovic by chciał wchodzić z ławki za 10% gaży, którą teraz ma...

wtorek, 3 marca 2009

Wisła bez Clebera

Właśnie potwierdzono transfer Clebera z krakowskiej Wisły do Tereka Grozny. Na pewno rozlegna się lamenty, że znów się Wisła osłabia, ale trzeba na to spojrzeć trzeźwo. 500tys Euro (czy anwet jak niektóre media podają 300tys) za 35 letniego obrońcę to jest wielka sprawa - niemal na skalę europejską.

Prawdą jest, że w tej sytuacji Wisła została z dwoma środkowymi obrońcami, ale przecież Diaz na środku obrony rozegrał najlepsze swe mecze w barwach Wisły. Do Piasta wypożyczony jest obrońca Kowalski (na moje oko przyszły reprezentant Polski) i chyba ma Wisła opcję by go zawołać z powrotem? Jeśli nie, to kolejny przykład organizacyjnego chaosu na Reymonta.

Naprawdę nie ma co żałować Clebera. Byłem już zmęczony jego wykopami na oślep, równie mocno co kółeczkami Cantoro.
Cała gra defensywna Clebera opierała się na wybijaniu piłki, czy to napastnikowi spod nóg, czy to co mu spadło z dośrodkowań. Ile było sytuacji, że Brazylijczyk jak przystało na swą narodowość przecież, mógł spokojnie rozegrać piłkę, a ten zamiast tego, zaskakiwał wszystkich na stadionie i walił bezceremonialnie po rogach i autach. Najgorsze że nie odbywało się to w panice, tylko było założonym przez Clebera zagraniem. To według niego było bezpieczne granie, bez ryzyka.

Odejście Clebera może wyjść Wiślakom na korzyść, ale tylko przy założeniu, że Głowacki znów sobie czegoś nie zrobi. W najlepszym razie para Marcello-Głowacki będzie nie do przejścia, w najgorszym na środku obrony będziemy oglądać Baszczyńskiego...

poniedziałek, 2 marca 2009

Falstart Wisły

Wisła w pierwszym meczu na wiosnę nie potrafi wygrać z Polonią Bytom. To prawda, że to dopiero pierwszy mecz i poza Lechem nikt tego nie wykorzystał, ale styl w jakim to zostało osiągnięte nikogo chyba nie napawa optymizmem.

Nawet po przypadkowym wyrównaniu Wisła nie potrafiła się rzucić na tak wdzięcznego rywala jak Polonia Bytom. Wdzięcznego, bo przy minimalnym pressingu to sami by sobie strzelali bramki, albo jak w przypadku wyrównania zaprosili do niego Wiślaków. Nie widzieliśmy jednak tego, tylko Wisłę apatyczną, w której każdy grał dla siebie, czy co bardziej odpowiada rzeczywistości grał by się zbytnio nie zmęczyć. Przy tak grającej Wiśle nawet 40letni gruźlik Jacek Trzeciak sobie pohasał na skrzydle.

Maciek Skorża to fajny gość. Ładnie się wypowiada, wszystko potrafi logicznie uargumentować. Tylko co z tego, jeśli różnica między jego gładkimi słowami, a grą Wisły jest olbrzymia. Lepiej już byłoby by w Wiśle był pretensjonalny cioł w rodzaju Mourinho Michniewicza, ale taki, który potrafiłby wziąść się za leniwe gwiazdki(nie Czesio naturalnie, to był tylko przykład). Bo to, że gracze nie mieli wystarczającej motywacji na Bytom, było głównym powodem takiego występu.

Wielu już po Bytomiu zarzuciło nadzieję na obronę tytułu. Ja jeszcze w to wierzę, ale tylko jeśli Brożek strzeli 12-15 bramek. Teraz Wisła gra z Polonią i jeśli nie wygra, to chyba nawet pucharów na jesień nie będzie...

piątek, 27 lutego 2009

Udinese-Lech 2:1

Lech mimo, że w pierwszej połowie totalnie zdominował wydarzenia boiskowe nie awansował do następnej rundy. A wszystko przez fatalnie reagującego szkoleniowca...

Smude mimo wszystko cenię. Jego drużyny są nieźle przygotowane fizycznie, walczą, grają do przodu i żywiołowo atakują. Niestety, także charakteryzują się radosną grą w obronie, brakiem organizacji i grą praktycznie bez żadnej wyraźniejszej taktyki. Także z ławki Smuda nie potrafi sensowniej dyrygować. Broendby i tytuł Widzewa na Legii to były cuda, fuksy - tak jak i awans Lecha z Austrią Wiedeń. Franek Celtic Smuda ma po prostu ma więcej szczęścia niż rozumu. W pierwszej połowie skutek odniosło rzucenie się na rywala, agresywny pressing, ale gdy szkoleniowiec gości w przerwie to poukładał Smuda żadnej odpowiedzi nie znalazł.

Momentem przełomowym było wprowadzenie Wilka za Injaca, który grał najlepiej (!) z całej lini pomocy. Jako jedyny nie grał wybijanki, i po odbiorze potrafił doĸładnie podać. Murawski bardzo słabo w drugiej, ale pierwszej bardzo przyzwoicie i choćby dlatego nie należy uznawać jego występu za nieudany. Bandrowski natomiast przechodził sam siebie. Straty które zaliczył wczoraj, niektórzy popełniają w trakcie całego sezonu. Praktycznie każde dojście byłego piłkarza Energie Cottbus do piłki kończyło się jej mu odebraniem, lub w najlepszym razie jego dalekim wykopem na połowę rywala. Komicznie wyglądały jego próby przyjęcia piłki, która za każdym razem odskakiwała mu na kilka metrów, szczególnie pod bramką Turiny. Przy tak grającym Bandrowskim Smuda zmienia Injaca! Gołym okiem było widać, że gra w pomocy się całkowicie załamała. Wilk nie wszedł w mecz, Murawski biegał wszędzie tylko nie w środku, a Stilic zawsze był pieczołowicie pilnowany.

Wielu za wszystko złe obwinia Kikuta, który sprokurował drugą bramkę dla Udinese. Ale przecież ona nie zmieniała dokładnie niczego, Lech dalej potrzebował drugiego gola. Nie przeszkodziło to jednak, że Udinese dobre 2 minuty cieszyło się z bramki, a żaden z Lechitów nawet nie pomyślał by zabrać szybko piłkę na środek i pogonić Włochów na ich połowę. Taka była determinacja naszych orłów. Juz poza tym wszystkim kto w końcówce spotkania, przy desperackiej potrzebie zdobycia gola zmienia prawego obrońcę...na prawego obrońcę? Tylko ktoś niespełna rozumu.

Lewandowski pokazał, że na razie może zapomnieć o Arsenalu, Juventusie i innych bredniach, którymi się pewnie podnieca czytając Fakt i inne plotkarskie magazyny. Poszarpał trochę w pierwszej połowie, gdy szło, ale gdy w drugiej się zrobiło źle zniknął z pola widzenia. Rengifo tylko raz błysnął i potem już zgasł całkowicie. Osobiście mam wrażenie, że Peruwiańczyk zawsze przechodzi obok meczu. Nigdy nie widziałem by mu mocniej zależało i by więcej niż zwykle biegał. Wczoraj był leniwy jak zawsze. Uważam, że osiągnie on sporo i jest jednym z najlepszym napastników jacy biegali po polskich boiskach. Zapewne będzie grał w którejś z najlepszych lig w Europie i da sobie w niej radę. Tym większy żal, że w Lechu odwala pańszczyznę. Analogicznie Stilic zagrał poniżej swoich możliwości, choć u niego poza tym wszystkim widać jeszcze spore braki kondycyjne.

Szkoda, bo Udinese było całkowicie w zasięgu Lecha i ich szanse w starciu z Zenitem oceniam na bliskie zeru. Przynajmniej z taka grą jak z Lechem...

piątek, 20 lutego 2009

Lech-Udinese 2:2

Lech kolejny raz nie wykorzystuje przewagi własnego boiska i po raz trzeci remisuje u siebie spotkanie. Mecz generalnie dobry, bo prowadzony w szybkim tempie, ale składnych akcji było bardzo mało, na co na pewno miała wpływ zaśnieżona murawa.

Lech ponownie po stracie bramki staje. Po stracie pierwszej bramki z lechitów uleciało powietrze. Znów wracam do pytania z kilku moich innych postów - czy polskie drużyny (Lech w szczególności) grają w grę kto pierwszy strzeli gola? Wyglądało na to, że chcą juz zejść, tak się przejęli, straconą pierwszą bramką. Bardzo pechową, bo ze stałego fragmentu i dzięki ewidentnemu błędowi Rengifo, który pofrunął w sobie tylko wiadomym kierunku. Na tyle przestali grać, że za chwilę stracili bramkę drugą. Potem znów mieliśmy liczenie piłkarzy Lecha z małą przerwą, gdy dwa razy strzelili w obramowania bramki w jednej akcji (to co zrobił drewniany Murawski nadaje się do piłkarskich jaj). Na szczęście pod koniec meczu na zryw zdecydował się Lewandowski i Rengifo zrehabilitował się za pierwszą bramkę dla Udinese. I od tego momentu ujrzeliśmy Lecha jakiego chcemy widzieć zawsze. Agresywnego i pewnego gry do przodu. Jakiego widzieliśmy przez większość spotkania?

Bardzo chaotycznego. Mnóstwo strat w środku i choć Udinese także nie grało porywającej piłki to jednak kulturą gry, pewnością podań i przyjęć przewyższało Lecha o klasę. Za chaos odpowiadał głównie Stilić, który prawie każdą piłkę tracił, bo albo ją niepotrzebnie holował, albo starał sie za wszelką cenę szukać otwierającego podania, choćby z własnej połowy. Lewandowski na skrzydle się niestety marnował i za dużo czasu musiał poświęcać czasu na siłowanie się z obrońcą rywali (Paswqale?). Za tydzień musi zagrać wyżej, albo za Rengifo, albo ustawiony tuż za nim.

Za tydzień gra się odwróci i to Lech będzie grałz kontry i wcale nie stoi na straconej pozycji. Udinese ma pojedyńczych bardzo dobrych piłkarzy, ale jako drużyna jest mocno przeciętna. Mogą zagrać rewelacyjnie i pokonać Lecha 5 bramkami, a równie dobrze mogą wysoko przegrać. Obstawiam, że jeśli Lech nie straci pierwszy bramki, może awansować. Jeśli jednak stracą pierwsi to szans większych nie ma. Coś jest zdecydowanie nie tak z psychiką lechitów.

środa, 11 lutego 2009

Polska - Walia 1:0

Przypadkowa bramka Rogera sprawiła, że jutro mało kto się zająknie, że graliśmy poniżej wszelkiej krytyki. W nagrodę za strzeloną bramkę Litwie na ławce usiadł Brożek ustępując miejsca bezproduktywnemu Lewandowskiemu.

Nie rozumiem sensu rozgrywania meczu między państwowego na neutralnym, pozbawionym kibiców terenie. W Walii sezon kwitnie i na pewno jest, gdzie zagrać taki mecz. I takie spotkanie rozgrywane na gorącym terenie Cardiff byłoby miarodajnym wyznacznikiem formy naszych orłów. Tak zobaczyliśmy gierkę treningową po której wiemy tyle samo, co przed nią - czyli bardzo niewiele.

Przede wszystkim widać, dlaczego trzon dzisiejszej drużyny Holendra nie mieści się w swoich drużynach klubowych. Koszmarne wyprowadzanie piłki przez Żewłakowa i Dudki można pokazywać w akademiach piłkarskich pod tytułem jak nie należy rozpoczynać akcji. Nie liczyłem strat, ale było ich naprawdę sporo i wiele pachniało utratą gola. Mecz miał jeden pozywyny wymiar - pokazał dobitnie, że Łobodziński nie nadaje się do kadry i może wreszcie zrozumie to też Leon.

Mecz bez sensu, wynik też, bo z obrazu spotkania Walijczycy byli odrobinę lepsi. Lepiej zorganizowani i lepiej operujący piłką. Ich ataki były często przemyślane, a kilka wymian piłki pomiędzy Balem i Ramseyem było najwyższej klasy. Więcej chyba nie należy wnioskować, szkoda, że mecz właśnie nie odbył się w Walii przy pełnych trybunach, bo dziś wiedzielibyśmy o wiele więcej. Tak czy inaczej, przed meczami eliminacyjnymi ja nie jestem optymistą...

wtorek, 10 lutego 2009

Mogę pracować na dwóch etatach...

Czy ktoś jeszcze bierze poważnie siwego Holendra? Najpierw zaprzecza zdecydowanie o kontakcie z Feyenoordem, by tego samego dnia łaskawie stwierdzić, że może pracować na 2ch etatach.

Chelsea chcąc zatrudnić Hiddinka, o zgodę się pytała rosyjskiej federacji. Holender rozmowy z klubem holenderskim prowadzi za plecami związku. Wydaje się, że jest to tylko przygrywka do ucieczki Beenhakkera z Polski, który wyraźnie rozgrywa to tak, aby dostać jak największą odprawę, a przy okazji poprowadzić Feyenoord już w rundzie wiosennej. W obliczu kontuzji Błaszczykowskiego nawet wyjazd do Irlandii Płn jawi się okrutnie niebezpiecznie z czego maestro doskonale zdaje sobie sprawę. Holender przede wszystkim do dziś chowa urazę za Mistrzostwa Europy, gdzie niektórzy śmieli wytknąć mu eweidentne błędy. Przez krótki okres czasu po Euro ukazało się kilka krytycznych artykułów i choć dziś znów większość traktuje Bossa na klęczkach ten urazy nie kryje.

Podczas niecałych 2ch lat panowania Holendra w reprezentacji zadebiutowało ponad 50 zawodników. W lidze mamy 16 drużyn, a to jest prawie 5 jedenastek. Odjąć obcokrajowców w lidze, którzy tworzą dalsze, 3,4 jedenastki, można łatwo zauważyć, że niemal co 3ci ligowiec dostąpił "zaszczytu" zobaczenia z bliska i ogrzania się blaskiem wielkiego trenera. Paradoksem jest fakt, że pomimo tych liczb i tak z premedytacją wariata pomija wielu wartościowych. Czy odkrył dla następcy choć jednego zawodnika? Największym, odkrytym niemal wbrew sobie jest Brożek - innych po prostu nie ma.

Dziwię się Feyenoordowi, że chce takiego trenera. Wpadł przeciez półtora roku temu na Playoffy (też tak na 2gi etacik, podobno społecznie), w których wypadł tragicznie odpadając z miejsca gwarantującego grę o Ligę Mistrzów. Oczywiście zwalił to na krótki okres czasu pracy z drużyną itp banialuki. Kto wie , czy w sytuacji jakiej dzis jest Feyenoord zatrudnienie Bossa, nie byłoby przysłowiowym gwoździem do trumny. Feyenoord tak dziś gra, że spadek wcale nie jest taki absurdalny...

Największy problem jednak w tym, że gdy Holender odejdzie nie ma dla niego następcy, bo Kasperczak kompromituje się w Zabrzu, a Smuda buja w obłokach myśląc, że ktokolwiek w Celticu wie kto to trener Lecha (dziw bierze, że durne gazety nie piszą, że Chelsea zagięła parol na Franka). Pewniakiem w tej sytuacji jest szukający teraz pracy Stefan Majewski, a on to juz kompletny dramat i przy nim nadęty do granic Holender wyda się tylko dziecinną igraszką...

piątek, 6 lutego 2009

Czesio sypie, czy zaprzecza?

"Oczywiste było, że trener to naturalny świadek, osoba, która z bliska obserwowała tamte wydarzenia, choć zarazem stała trochę z boku."
Ciekawy jestem czy ktoś o zdrowych zmysłach kupił takie tłumaczenie, pomijając, że typek sam sobie przeczy? Gdyby Mourinho nie miał nic na sumieniu, nie targałby za przeproszeniem czterech liter przez pół Polski by przy kawie powiedzieć, że nic nie wie, a to w ogóle jakiś dziwny mecz był. Wypili kawkę, zjedli sernik, i ubolewali nad tym że Czesio nic nie wiedział,a panowie prokuratorzy z czułością uświadamiali go jak do tego doszło. Czy ktoś wierzy w taki scenariusz? Czesiek po prostu wyprowadził manewr wyprzedzający, ci co kapują mogą liczyć na pewien rodzaj litości ze strony prokuratury. Nie ma szopki z wyprowadzaniem w kajdankach i przy asyście miłych panów w kominiarkach.

Całkowite początki naszego kochanego Dyzmy to rola wiecznego rezerwowego bramkarza w Amice Wronki (był sprzętowym artysty o nazwisku Fajfer). Był to dokładnie ten okres, gdy rządził tam "fryzjer", gdy Amica pokonywała kolejne szczeble w ligowej hierarchii w błyskawicznym tempie. Mając na uwadze to co się dzieje w Lechu, wnioski nasuwają się chyba same. To pewnie we Wronkach Mourinho nauczył się jak można w Polsce zrobić karierę - szybko i bezboleśnie.

środa, 4 lutego 2009

Lech handlował-trener nie wiedział?

Wrocławska prokuratura zapukała do najlepszego dziś polskiego klubu Lecha Poznań. Po Zbigniewie W., o którym pisałem już kiedyś teraz tłumaczą się Piotr R. i Waldemar K., byli reprezentanci Polski.

Co do Piotra R. nigdy nie miałem do niego większego zaufania. Zwykły ligowy krętacz, który miał jeden(!) udany sezon w polskiej lidze, po czym wyjechał zagranicę pozwiedzać wygląd tamtejszych trybun i wrócił do Polski odcinać kupony. Inna sprawa i kompletne zaskoczenie to Waldemar K., który na zachodzie grał i to ze sporym powodzeniem, bo za taki należy uważać wieloletnie reprezentowanie barw Wolfsburga. Po co mu była ta cała maskarada, kiedy zagranicą tak naprawdę się ustawił? Naprawdę mnie dziwi obecność K. w tej groteskowej już dziś historii.

Zarzuty dotyczą meczu z Polkowicami w lidze. Przypomnijmy to ten sam rok, gdy Puchar Polski zdobył Czesio Mourinho New York Metrostars Michniewicz, i który to na nim zbudował miraż młodego, zdolnego trenera, który niestety ciągnie się za nim do dziś. W tym samym Pucharze Lech się spotkał właśnie z Polkowicami i te spotkania także są przedmiotem zainteresowania prokuratury, bo właśnie w rewanżu za mecze w Pucharze mecz ligowy miał być odpuszczony przez Lecha. W lidze im wtedy wyraźnie nie szło i Puchar zamydlił obraz sezonu, który z katastrofalnego stał się przepustką do gry w pucharach. Pamiętamy też jak Mourinho z Terekiem się spektakularnie zderzył - coż to były za widowiska! Zmierzam tą dygresją do tego, czy jest możliwe by coach drużyny nie wiedział o procedurze kupowania spotkań? Ten artykuł temu wyraźnie przeczy i młody, zdolny był w centrum negocjacji. Oczywiście, zaraz się zaczną wysypywać różnego rodzaju zwierzenia i zapewnienia, gdzie po kolei każdy będzie mówił, że Piotrek i Waldek to fajne chłopaki, a oni sami nic nie wiedzieli. Świerczewski to nawet mówi, że pięści by poleciały w ruch, takie to ma zasady! Czesio poczuł palący grunt pod nogami i sam się zgłosił do prokuratury. Kilka zdań z wyjaśnień Mourinho:
"Przebieraliśmy się w lesie, na stadion przyjechaliśmy autokarem gotowi na rozgrzewkę. Nawet się nie zatrzymywaliśmy. Powiedziałem piłkarzom, że właśnie zdobyliśmy Puchar Polski i że jeśli przegramy w Polkowicach, to nikt nigdy nam nie uwierzy, że ten mecz nie był sprzedany. Wygraliśmy 2:0"
Pocieszne prawda, tyle, że smród co za nim się niedługo podniesie nie dotyczy tego spotkania, tylko tego z Polkowicami w Pucharze Polski. Pewnie powie, że nie widział, że Polki mu się podłożyły? Coś jednak czuje, że Czesio za długo nie będzie młodym, zdolnym...

czwartek, 29 stycznia 2009

Wawrzyniak w Panathinaikosie

Legia właśnie sprzedała Wawrzyniaka do Panathinaikosu Ateny. Człowiek zachodzi w głowę, co tacy Grecy widzą w Polakach. Kiedyś Niemcy niemal hurtowo sprowadzali Polaków, ale po jakimś czasie zorientowali się, że nie przynosi to niczego dobrego i od jakiegoś czasu nie importują tak mocno naszych futbolistów. Przyjrzyjmy się Grecji.

Mamy przykłady Krzysztofa Warzychy i Józefa Wandzika. Tak, im się powiodło i w dużej mierze każdy grający po nich w Grecji piłkarz powinien im za to podziękować. To jednak prehistoria, przyjrzyjmy się ostatnim podbojom Polaków w lidze greckiej. Sznaucer na zmianę gra lub siedzi, taka zwykła zapchajdziura boiskowa. Żurawski więcej gra niż siedzi, ale już myślą w Larissie jak się tu go pozbyć i odzyskać stracone nań pieniądze. Przychodził jako gwiazda, ktoś mający ciągnąć grę, a gra jak pierwszy rezerwowy - co najwyżej. Bramkarz Malarz przeszedł do Panathinaikosu i tam właśnie przypomniał sobie akrobacje jakie wyczyniał w polskiej lidze, gdzie jak wiemy w ogóle nie zaistniał. Teraz wypożyczony do jakiegoś mniejszego klubu, pewnie do Aten juz nie wróci. Bykowski był bohaterem zaskakującego transferu do Panathinaikosu (znów ten klub, Warzycha im tak w głowie siedzi?), ale zagrał tam znikomą ilość meczy i był dalekim rezerwowym - dziś zachwyca sobą drugą ligę w Grecji. Skrzydłowy Rafał Grzelak w Skodzie Xanthi nie zachwycał początkowo i już myślał jakby tu wrócić do Polski. Ostatnio jednak strzelił kilka bramek (jedna wybrana do bramki kolejki), także kontrakt na następny rok całkiem możliwy, a znając decyzje działaczy z Aten może transfer do Panathy. Dochodzimy do captaina eskadry Holendra, Żewłakowa i jego (nie)obecności w Olympiakosie. Jak grał to rzucany po wszystkich pozycjach w defensywie, od jakiegoś czasu nie pojawiający się na boisku w ogóle. Przykłady te pokazują, że tak naprawdę bezsensowne jest sprowadzanie polskiego piłkarza do Grecji, ale jak chcą niech biorą, nikt im nie zabroni. Dziś blisko Grecji są Zieńczuk i Baszczyński, dziwna moda na Polaków wydaje się nie mieć końca, tylko, który tam zrobi jakąś sensowniejszą karierę?

Na całym transferze Wawrzyniaka najbardziej zyskała warszawska Legia. Dostała za fatalnego obrońcę ponad milion Euro, które chce natychmiast zainwestować w piłkarza z Bytomia, Komorowskiego. Miałem o nim już zamiar dawno napisać, bo to zdecydowanie najlepszy boczny obrońca w naszej lidze. Powinien już od dobrego roku być pewniakiem w eskadrze Leonarda Da Vinci, z różnych względów, także przez powoływanie pupilka Wawrzyniaka do tego jeszcze nie doszło.

Wróćmy do bohatera niniejszego postu, Warzyniaka. Kariera jak od pucybuta do królewicza. Na mistrzostwach Europy jedyny w kadrze lewy obrońca, ale i tak Leonard wolał genialnie przesuwać innych piłkarzy na tą pozycję niż zaufać swojemu pupilkowi. Panathinaikos to mimo, że klub na poziomie sportowym Legii, Wisły i Lecha to za wysokie progi dla Wawrzyniaka, który po kilku miesiącach wróci jak niepyszny. Swoją drogą to do ciekawych klubów trafiają odkrycia Beenhakkera - jeden w Rumunii, drugi w Serbii, trzeci w Grecji, a czwarty w 2 lidze włoskiej. Ta magia nazwiska...

sobota, 24 stycznia 2009

Czemu nie chcą puścić Garguły?

Paweł Janas z bardzo średnim składem Bełchatowa wylądował po rundzie jesiennej bardzo wysoko. Jest nawet szansa by zagrać o tytuł, choć już chyba tylko iluzoryczna, bo właśnie Janasa jakiś czas temu zastąpił Ulatowski.

Słowami rzecznika prasowego Bełchatowa dowiedzieliśmy się, że Ulatowski chce aby Łukasz Garguła został w Bełchatowie. Bardzo mi się taka postawa nie podoba, i dostrzegam w tym konflikt interesów obydwu pracodawców kolejnego Dyzmy polskiego futbolu. Przede wszystkim reprezentacji przydałby się ograny w Wiśle piłkarz. Taki, który oparłby się presji związanej z występami przy Reymonta i sprawiłby, że Wisła pozostałaby na mistrzowskim tronie. Nie taki piłkarz, który dobrze gra z Odrą Wodzisław w Bełchatowie. Niestety, kolega Beenhaakera przedłożył nad reprezentację dobro klubu, a tak naprawdę to swoje własne. Bo z Gargułą pewnie wpadnie tych pare premii więcej, a może i nie wyrzucą przed końcem sezonu.

Śmiech człowieka ogarnia, gdy słyszy z ust działaczy prowincjonalnych klubików (bez obrazy dla kibiców Bełchatowa, zaklinanie rzeczywistości nie pomoże, takim klubem jest i pewnie przez następne 100 lat będzie), że chcą grać o puchary. Nie ma klubu w Polsce, który nie chciałby grać w pucharach. Nieważne, że nie ma stadionu w licencją Uefa, że nie ma piłkarzy, którzy by zagwarantowali przejście rundy wstępnej (z kim tam poległ Bełchatów?). Grunt by puchary były. A że później wstyd? No więc Bełchatów ma cel w postaci pierwszej piątki i dlatego zatrzymuje Gargułę. Dlatego też Zagłębie nikogo ze swoich utalentowanych piłkarzy nie chce puścić woląc by się ogrywali w tak wymagającej pierwszej lidze (dla przykładu jak relegowano Juve ci odsprzedali piłkarzy po cenach o wiele niższych niż te rynkowe). Dlatego też Polonia zatrzyma Majewskiego ile tylko będzie w stanie, zapierając się nogami i rękami przed sprzedażą go do lepszego polskiego klubu. Jeśli nawet klubiki nie mają aspiracji pucharowych to wtedy nikogo nie interesuje sprzedaż do Wisły, czy Legii tylko od razu na zachód, najlepiej za undisclosed fee (tak, by coś pod stołem sprzątnąć). Płock trzymał Jelenia o przynajmniej 3 lata za długo, ograny piłkarz w Wiśle, czy Legii pewnie by się lepiej sprawował we Francji i pewnie przygoda z reprezentacją byłaby okazalsza.

Dopóki małe kluby nie zaczną działać jak wytwórnie piłkarzy, dopóki ta nieszczęsna piłka w Polsce będzie stała na tak niskim poziomie. Prawda jest taka, że gdyby Legia i Wisła były w stanie sprowadzać wyróżniających się w lidze piłkarzy za rozsądne ceny (dla przykładu Wisła chciała bramkarza Bąka z Lechii i na dzień dobry usłyszała 500tysE) to mielibyśmy wyniki w pucharach i LM nie byłaby tylko fata morganą. A tak mamy aspirujący do gry w pucharach Bełchatów i Dyzme-Ulatowskiego, który zapewne po odejściu Garguły latem załata jego brak jeszcze lepszym piłkarzem i w pucharach zrobi furorę.

Tak już na marginesie uważam, że Bełchatowowi nawet pozostanie Garguły nie pomoże. Najważniejszy zawodnik już odszedł i był nim Jarzębowski. Bez niego nie będzie miał kto w drugiej linii robić kilometrów i do tego strzelać ważnych bramek. Ale to już problem Dyzmy - choć liczę, że sie opamięta i da Wiśle tego nieszczęsnego Gargułe już zimą...

wtorek, 13 stycznia 2009

Jak Smolarek podbija Anglię

Nasz strasznie pewny siebie napastnik wciąż nie może się odnaleźć w przeciętnym angielskim Boltonie, choć jechał z butą godną reprezentanta Brazylii. Jest to pokłosie i jego własnej słabości i faktu, że trzy najlepsze ligi europejskie są niemal całkowicie poza zasięgiem polskich piłkarzy.

Przede wszystkim wybrano zły moment na przeprowadzkę. W Anglii sezon już był w pełni, a Smolarek jak przystało na prawdziwego zawodowca z Polski przyjechał na Wyspy nieprzygotowany fizycznie. Takich transferów przeprowadza się setki i zawsze w przypadku polskich zawodników są oni nieprzygotowani do sezonu, jakby transferu się nie...spodziewali. Może myślał, że całą rundę ma z głowy? Wybrano także złą ligę, zarówno w Santander, gdzie tylko specjalne okoliczności sprawiły, że trochę pograł (dużo nań zapłacono i wstawiano go kosztem drużyny, coby go opchnąć w lecie - bez rezultatu jak się okazało) tak i Bolton to wybór niezbyt fortunny. Klub w permanentnym kryzysie odkąd go opuścił Sam Allardyce, i klub który w mojej prywatnej ocenie jest na równi pochyłej ku Championship.

Najbardziej smutne jest, że Smoalrek w klubie, który praktycznie całą rundę jesienną ma tragiczną sytuację kadrową praktycznie nie zaistniał. Na dzień dobry dostał szansę z Arsenalem i każdy kto oglądał ten mecz gołym okiem widział, że mocno odstaje. Tydzień temu strzelił bramkę w meczu pucharowym, ale smaczku dodaje fakt, że wszedł na ostatnie minuty przy stanie 0:3, a w pierwszym składzie było 3ch graczy drugiej drużyny.

Teraz przy okazji meczu z Arsenalem się pochorował biedak i chyba szkoda, bo Megson zabrał na ławkę tylko 4 rezerwowych więc pewnie by się załapał. Była także okazja na wejście bo kontuzję w czasie gry złapał Elmander, ale coś mi się wydaje, że mógłby Megson i wtedy nie postawić na Polaka. Skład jakim dysponuje na dziś Bolton, przy tych wszystkich kontuzjach jest najsłabszy w Premiership, nawet pomimo stosunkowo wysokiej pozycji w tabeli. To, że Smolarek nawet teraz nie jest w stanie podjąć walki o plac jest kompromitujące. Tak samo jak to, że kiedyś myślałem, że jest to gracz klasy europejskiej...

niedziela, 11 stycznia 2009

Manchester-Chelsea 3:0

Bardzo dziwna była ta powtórka z finału Ligi Mistrzów. Przez większość czasu Chelsea grała, a Manchester strzelał.

Pierwsza połowa to dominacja Chelsea. Może nie absolutna, ale chwilami naprawdę spora, gdy praktycznie nie schodzili z połowy rywala. Nie było za dużo sytuacji, ale bramka wisiała w powietrzu. Wtedy dostali bramkę do szatni, która wszystko zmieniła. Druga połowa zaczęła się bardzo wyrównanie, choć Chelsea grała już wyraźnie słabiej. Wtedy druga bramkę dał Rooney. I klub za kilkaset milionów dolarów, klub z gwiazdami na każdej pozycji po prostu stanął i zaczął walić głową w mur. Kilka idiotycznych decyzji Scolariego, jak zmiana Deco, czy wprowadzenie Di Santo i dostali jeszcze na do widzenia trzecią.

Chelsea musi gruntownie przemyśleć swoje ustawienie w pomocy. Bo gra Ballackiem i Lampardem w środku, a w dodatku fatalnym dziś Mikelem (zdecydowanie duży talent, ale gra na razie źle) daleko ich nie zaprowadzi. Z tych trzech może grać jeden, góra dwóch,a nie wszyscy kiedy najczęściej sobie przeszkadzają i dublują pozycje. Joe Cole i Dtogba wyraźnie są w jakimś dołku i Chelsea tylko w Deco miała jakikolwiek element zaskoczenia i kreatywności.

Manchester nie grając wielkiego meczu wygrywa z Chelsea 3:0. To sprawia, że naprawdę jest to kandydat do najpoważniejszych zwycięstw w tym sezonie i bardzo ciężko będzie ich zatrzymać. Chelsea chyba znów będzie bez trofeów, bo kupienie Tuncaya (nie mogę uwierzyć, że się nim interesują!) na pewno w niczym im nie pomoże...

czwartek, 8 stycznia 2009

Wisła trafiła na diament?

Nie, nie chodzi o Gargułę, a o brazylijskiego napastnika Beto. Bardzo możliwe, że Wisła złapała prawdziwy diament, taki jaki jeszcze po polskich boiskach nie biegał.

Zawodnik na pierwszy rzut oka zapowiada się rewelacyjnie. Tutaj sylwetka, a tutaj mały filmik z udziałem naszego bohatera. Na nich opieram swoją opinię. Oczywiście wiem, że takie filmiki najczęściej bywają zwodnicze i nic nie zastąpi zobaczenia piłkarza na żywo, kiedy można go obserwować cały czas - czy to z piłką, czy co jest równie ważne bez. Jednak w tych skrótach jest na tyle dużo, że jak zaraz postaram się uargumentować Beto może i powinien zostać gwiazdą naszej ligi. Dla porównanie podobny filmik z Neiem, gdzie także były same bramki tego piłkarza niezbyt mi zaimponowały i do dziś uważam, że tamten piłkarz byłby srogą pomyłką.

Przede wszystkim chłop jak na swój wzrost dobrze się porusza. To już jest coś, bo nasza liga to oaza wysokich (tj takich powyżej 185cm) napastników, którzy nie potrafią nawet biegać (Kmiecik, Cetnarowicz, Grzelak, Szewczuk, Rasiak, Sokalski, Sobczak z Ruchu...mógłbym tak naprawdę długo). To ich dyskwalifikuje tylko w europejskich pucharach lub poważnych ligach, gdzie często się ośmieszają, ale nie przeszkadza im zostawać objawieniem ligi (Szewczuk w tym roku), czy nawet trafić do reprezentacji (Grzelak, Rasiak). Wracając do Beto - koordynacja ruchowa wzorowa, przypominająca młodego Adriano. Technika także wydaje się dobra, strzały na bramkę dokładne, bardzo często mierzone blisko słupka. Wygląda na silnego fizycznie i nie bojącego się odpowiedzialności piłkarza. To drugie często równa się egoizmowi, ale przy odpowiednim nastawieniu przez trenera to nie powinno być problemem.

Ważną sprawą jest fakt, że Polsce nigdy nie było reprezentanta Brazylii. Były zawodnik Wisły Edno miał w jakiejs grać, ale okazało się to zwykłą zmyłką menadżera. Beto grał w under 20 na jednym turnieju i strzelał tam bramki! Został też w 2005 roku najlepszym młodym zawodnikiem w Brazylii. Wyraźnie jest to sylwetka kogoś zagubionego (na wiosnę 3krotnie zmieniał klub!), ale też bardzo utalentowanego.

Inną przesłanką, że to nie jest ogórek jest fakt, że Palmeiras właśnie z nim przedłużyło o rok kontrakt - co ciekawe bez wiedzy zawodnika. Wcale im się nie dziwię, bo kradzieże piłkarzy przez europejskie kluby są nagminne i muszą walczyć o swoje. Pokazuje to jednak, że zawodnik jest tam mocniej ceniony ponad to czego tam dokonał, i fakt, że nie pokazał się mocniej w silnym brazylijskim klubie jakim jest bez wątpienia Palmeiras jest pokłosiem ogromnej rywalizacji w tym klubie.

Brazylijskie kluby najsilniejsze są właśnie w ataku. Niemal każdy klub ma tam piłkarzy po przejściach, po przygodach w Europie albo do odlotu się szykujących. W Palmeiras na ławce jest młody napastnik Lenny o którego starał się Wenger. Nie przebicie się w Brazylii o niczym nie świadczy, a wybór europejskiego kierunku dla takiego piłkarza jak Beto może się okazać strzałem w przysłowiową dziesiątke...