wtorek, 1 września 2009

Po pucharach

Lech odpadł w karnych w walce o Lige Europejską, co pozwala z coraz większym pesymizmem oczekiwać, że w następnym sezonie nie będziemy rozstawieni w żadnej z rund przedwstępnych europejskich pucharów. Razem z przedstawicielami Malty, San Marino, czy tak lubianej przez krakowian Estonii.

Na jednej ze stron wyliczono, która europejska liga, podkreślam zawodowa jest gorsza od naszej. Brano oczywiście pod uwagę Europejskie Puchary. Rezultat tej wyliczanki jest dla naszej Ekstraklasy wprost koszmarny. W ciągu ostatnich 12 lat wśród krajów, które nie zaznały Ligi Mistrzów jesteśmy my, Estonia, Łotwa, Albania, Macedonia, Słowenia itp piłkarskie potęgi. Węgrzy z Debreczyna wykorzystują szansę i zagrają w Lidze Mistrzów. Pewnie nie zdobędą punktu, ale możliwość 6 spotkań z potęgami europejskiej piłki to też coś.

Lech odpadł całkowicie zasłużenie, choć dopiero w karnych. W obydwu spotkaniach był drużyną słabszą, grającą chaotyczny, rwany futbol, nie przystający do dzisiejszej piłki jaką przecież nie najlepsi Belgowie na tle polskiej drużyny prezentowali. Bardzo duża różnica w kulturze gry, rozegrania, wykonywania stałych fragmentów gry. Belgowie nic nie zdziałają w LE, pewnie nawet nie wyjdą z grupy - i to jest najlepszy chyba komentarz w jakim dziś miejscu jesteśmy. Wyjąć Lechowi Arbolede i Peszke i na pewno by karnych nie było. Bardzo przyzwoicie w obu spotkaniach zagrał Gancarczyk (obok Arboledy najlepszy zawodnik), ale ile go dzieli od choćby średniego zawodnika na tej pozycji pokazał Polak z pochodzenia Michael Klukowski.

W obydwu spotkaniach nie popisał się trener Jacek Zieliński. W pierwszym na ławce powinien zacząć Stilic, który wyraźnie był wtedy w dołku - w którym zresztą jest do dziś. Jako joker przydałby się wtedy bardzo - Zieliński jednak cały arsenał wyrzucił w pierwszy skład. W drugim spotkaniu zabrakło Peszki i Stilica, ale należało na ławce przetrzymać Lewandowskiego. Także bez formy, ale na zmęczonego rywala byłby na pewno o wiele groźniejszy. Całą pierwszą połowę mógł grać Chrapek, bądź Mikołajczyk. Oczywiście są to mądrości po szkodzie, ale po pierwszym meczu mógł Zieliński się zorientować, że bez dobrego rezerwowego może nie dać rady. Niemoc w końcówce drugiej połowy i przez całą dogrywkę była tego dobitnym przykładem.

Porównując Lecha sprzed roku i tego teraz nie nastąpiła między tymi drużynami zbyt wielka zmiana. Może za Smudy była to drużyna bardziej zmotywowana, bardziej agresywna, grająca w lepszym stylu, ale z podobnym przecież efektem. Bo przecież Zieliński o awans był o włos, ten sam o który awans zdobył Lech Smudy ze słabą (słabszą od Brugge) Austrią Wiedeń. Trochę zwykłego szczęścia i Zieliński by awansował, a Smuda nie. Przede wszystkim poza Arboledą, nikt z liderów drużyny nie poczynił postępów, ani nie utrzymał formy. Lewandowski nasłuchał się o 8mln ofercie z Ukrainy i przestał grać, choć początek sezonu miał świetny. Stilic od dawna rozgrywa piłkę w Celticu, a Rengifo myślami od dawna jest wszędzie tylko nie na boisku. Smuda tych piłkarzy miał w formie, byli głodni gry, pokazania się. Dziś chcą odejść, a nie walczyć za Lecha.

Miał być łatwy tytuł i pucharowa jesień. Nie ma pucharów, a w lidze nie będąca wcale w wielkiej formie Wisła coraz dalej ucieka. A w następnym sezonie pewnie zabraknie już na pewno Stilica i Lewego i pewnie Arboledy. Kto będzie wtedy grał?

Brak komentarzy: